Rzymskie Martyrologium
Śpiewaj z nami GODZINKI
Z Bogiem - rozmyślania dla świeckich
Wspólnota modlitewna
Wielkanoc

Zwycięzca śmierci, piekła i szatana
Wychodzi z grobu dnia trzeciego z rana,
Naród niewierny trwoży się, przestrasza,
Na cud Jonasza. Alleluja.

początek stronyMyśli wielkanocne

Jeszcze przed paru dniami garstka wiernych złożyła do zimnego grobu Boskiego Zbawiciela, martwego, okrytego ranami, zeszpeconego torturami. Głęboki smutek i przygnębienie opanowało ich serca. "A myśmy się spodziewali", skarżą się dwaj uczniowie idący do Emaus nierozpoznanemu Chrystusowi, "że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało (śmierć Jezusa)" (Łk 24, 21). A jednak już spełniły się ich nadzieje. Kiedy jeszcze byli w drodze, serca ich pałały przy słowach nieznajomego, aż wreszcie poznali w Nim Zmartwychwstałego po łamaniu chleba. Z radością w sercach wrócili do tych, którym Pan ukazał się przy pierwszych promieniach słonecznych.
I dzisiaj, po dwóch tysiącach lat, wzeszło słońce wielkanocne spoza gór i oświeca swymi promieniami życie ludzkie, a wszystko, co tam żyje, wita dzień radosny. Pełnym i uroczystym dźwiękiem rozbrzmiewają głosy dzwonów i głoszą ów dzień, w którym Boski Zbawiciel złamał moc śmierci i wyszedł zwycięsko z grobu, triumfując nad swymi wrogami, nad śmiercią, grzechem i piekłem. "Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy" (Ps 118, 24), bo to jest dzień, w którym dokonało się odkupienie świata, dzień światła i życia, święto życia wiekuistego.
Przeto Wielkanoc jest koroną wszystkich świąt, bo "jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara" (1 Kor 15, 14). "Pascha (Wielkanoc) jest u nas świętem wszystkich świąt", pisze św. Grzegorz z Nazjanzu, "uroczystością, która przewyższa świętością nie tylko wszystkie ziemskie i ludzkie święta, ale nawet wszystkie ustanowione na cześć Chrystusa, podobnie jak blask słońca przewyższa gwiazdy". Wielkanoc jest dniem, który poświadcza doniosłą obietnicę naszego zmartwychwstania, potwierdza wiarę chrześcijańską i uwieńcza nadzieję. Święto to daje nam pewność, że po trudach i mozołach, po walkach i śmierci nastąpi zmartwychwstanie i szczęście bez miary, jeśli i my zerwiemy pęta grzechu i przyobleczemy nowego człowieka. W dzień Wielkanocny spełniają się słowa Apostoła narodów: "Zwycięstwo pochłonęło śmierć. Gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?" (1 Kor 15, 54-55). Przeto nabierzmy nadziei, męstwa i ufności! Czego mamy się obawiać, skoro nie potrzebujemy się lękać śmierci?

Chrystus zwartwychwstan jest,
Nam na przykład dan jest,
Iż mamy zmartwychwstać,
Z Panem Bogiem królować. Alleluja.

Zaprawdę! "Wstał Chrystus, zdrój mej nadziei" (Sekwencja Mszy św. wielkanocnej). "Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie" (J 11, 25). Jezus Chrystus jest nieśmiertelny, wszystko w Nim jest nieśmiertelne: Jego nauka, Jego Kościół, Jego wybrani, ich myśli, słowa, uczynki, cierpienia i śmierć. Nam, wyznawcom Chrystusa nie można zadać śmierci. Dowodem tego jest grób Zbawiciela. Gdzie kamień, gdzie straż, gdzie pieczęć, gdzie śmierć? Niechaj drżą i rozpaczają ci, którzy nie wierzą w Chrystusa. My ufamy i radujemy się: "Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa" (1 Kor 15, 57). Jak smutny los czeka Jego przeciwników i wrogów! Prośmy za nimi, aby i oni doznali radości i pokoju.

Zwycięzco piekieł i zgonu,
Najwyższy królu wszech ziemi:
Przyjmij od nas hołdy pokłonu,
Żebrzących u Twego tronu
litosnym uchem usłysz Twym!
(Sekwencja Mszy św. wielkanocnej).

"Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem!" - Miłość, radość i męstwo, oto dzisiejsze zadania i nowość życia, do której woła nas zmartwychwstanie Chrystusa Pana. (Por. Rz 6, 4).

początek stronyWielkanoc w kościele

Wnętrze świątyni, w której tłumnie zebrali się wierni, zupełnie się zmieniło. Podobnie jak przedarła się od góry do dołu zasłona w świątyni jerozolimskiej w tę wielką godzinę, kiedy Pan życia pochylił w śmierci Swą znękaną głowę, tak teraz usunięto z świątyni Nowego Przymierza wszelkie oznaki żałoby, a wdzierające się promienie słońca wiosennego oświetlają przybytek Boży i podnoszą serca do Ojca światłości. Oblicze Ukrzyżowanego spogląda znowu na nas z wyrazem spokoju i łaski. Umilkły żałosne skargi wielkopiątkowe, które smutkiem i żalem napełniały serca, a w ich miejsce wznoszą się radosne pieśni i dźwięki organów. Kościół nie przestaje w modlitwach i pieśniach swych powtarzać radosnego "Alleluja".
Rozpoczyna się uroczysta Msza święta. W Introicie woła do nas Pan: "Powstałem i jestem przy Tobie. Alleluja: położyłeś na mnie rękę Swoją, Alleluja: przedziwna jest ta wiedza Twoja, Alleluja, Alleluja!" W Kolekcie prosi kapłan wraz z wiernymi: "Boże, któryś nam w dniu dzisiejszym przez Zmartwychwstanie Jednorodzonego Syna Twego wieczności bramy otworzył, racz prośby nasze, które łaską Swoją uprzedzasz, wysłuchać łaskawie i spełnić." Jakie to są prośby, o tym mówi Lekcja: "Bracia! Uprzątnijcież kwas stary (to znaczy wszystkie grzeszne nałogi), abyście byli ciastem nowym (nowym stworzeniem, nowym rodzajem świętych, dziećmi Bożymi), jako też przaśni jesteście. Bo nasz Baranek wielkanocny ofiarowany jest, Chrystus. Świętujmy przeto nie w starym kwasie, ani w kwasie złości i przewrotności, ale w przaśnikach szczerości i prawdy (1 Kor 5, 7-8). Sekwencja Mszy świętej wielkanocnej "Victimae paschali laudes" brzmi:

Paschalnej, drogiej ofierze
Hołd nieście, wierni z ziemi wszech:
Za owce Jagnię śmierć bierze,
Wznawiając z Ojcem przymierze,
Niewinny - zmazał nasz grzech.

Śmierć z życiem poszła w zawody,
Przedziwny pełniąc łaski cud:
Wódz życia zbawił narody,
Po zgonie, w pełni swobody,
Króluje światu, jak wprzód.

Opowiedz, Maryjo: na drodze
Co widzieć Jezus ci dał?
Grób pusty Chrystusa znachodzę
I chwałę Wodza nad wodze,
Żywego, co z grobu wstał.

Anioły z niebios wierzei
Widziałam - chusty, szat zwój:
Wstał Chrystus, zdrój mej nadziei,
Uprzedzi was w Galilei,
Wstał iście z martwych Pan mój.

Zwycięzco piekieł i zgonu,
Najwyższy Królu wszech ziem:
Przyjm od nas hołdy pokłonu,
Żebrzących u Twego tronu
Litosnem uchem słysz Twem! Amen.
Alleluja.

Ewangelia święta (Mk 16, 1-7) opowiada pierwszą wieść o zmartwychwstaniu. Prefacja wielkanocna brzmi: "Zaprawdę godnym i sprawiedliwym jest, słusznym i zbawiennym wysławiać Ciebie, Panie, każdego czasu, lecz przede wszystkim w tym dniu, gdy pascha nasza ofiarowany jest Chrystus. On bowiem prawdziwym jest Barankiem, który zgładził grzechy świata, który umierając, śmierć naszą zwalczył, a zmartwychwstając, życie nam przywrócił. I przeto z aniołami i archaniołami, z trony i mocarstwami oraz ze wszystkimi hufcami niebieskiego wojska hymn chwały Twojej śpiewamy, bez końca mówiąc: Święty, Święty, Święty." Po "Ite missa est" dodaje kapłan dwukrotne "Alleluja", które powtarza także chór, odpowiadając "Deo gratias".
Wspaniałymi uroczystościami obchodziła starożytność chrześcijańska święta wielkanocne. Spędziwszy większą część nocy z Wielkiej Soboty na niedzielę w świątyni, śpieszyli wierni rychłym rankiem znowu do kościoła, a wchodząc do wnętrza pozdrawiali się słowami: "Chrystus zmartwychwstał". Na drogach wiodących do świątyń i przy wejściach do nich były rozrzucone kwiaty, a kościół był przyozdobiony zielenią, chorągwie zdobiły ołtarze. Następowało święcenie potraw, które do dziś się przechowało. Mszy świętej musieli wysłuchać wszyscy kapłani i wierni. Lekcję i Ewangelię śpiewano w językach łacińskim i greckim, wreszcie wszyscy wierni przyjmowali obowiązkowo Komunię świętą w swym kościele parafialnym. Pacierze kapłańskie były tego dnia znacznie krótsze, zaś cały
tydzień uchodził za czas świąteczny. Wszelkie zabawy, tańce i bale były zakazane. Później zachowały charakter świąteczny tylko pierwsze dni tygodnia. Częstokroć w dniu Zmartwychwstania Pańskiego niektórym więźniom przywracano wolność.

Wielkanoc
Wł. Syrokomla

Już po dworach ruch nieznany
Wszystkie twarze uwesela:
Czyszczą domy, bielą ściany
Na przyjęcie Zbawiciela.
Z nad kominów walą dymy,
Że aż poczuć je z daleka:
To obyczaj nasz rodzimy,
To święcone się wypieka.
Każda krząta się niewiasta,
Boć to dla niej ważne święto;
We sto kształtów idą ciasta,
We sto kształtów mięs nacięto,
Więc i z pola, więc i z kniei,
I domowych ptactw gromada,
Wszystko tutaj po kolei
Na paschalny stół się składa.
A gdy jutro po obiedzie,
Jako zwyczaj przykazany,
Święcić jadło ksiądz przyjedzie
I przeżegnać domu ściany,
Lubił szlachcic starej daty
Wskazać ład swój i dostatek:
Stół sążnisty wśród komnaty,
Obrus biały jak opłatek,
Umajony w zieleniźnie,
Zastawiony jadłem szczerze,
Że i wąż się nie prześliźnie
Między misy i talerze,
Gdzie stawione z cudnym szykiem
Rzędy jadła i napoi,
Gdzie baranek z proporczykiem
Na najpierwszym miejscu stoi.
Woń tak łechce, wzrok tak nęci,
Że ucztowałby człek sobie,
Gdyby nie miał na pamięci,
Że Pan Jezus jeszcze w grobie.
Ksiądz przychodzi w komży, w stulę,
Kędy pascha już nakryta,
Gospodarzy wita czule
I nad stołem modły czyta:
"Boże, któryś na pustyni
Błogosławił pięciu chlebom,
Niech Twa łaska nam przyczyni
Chleba życia ku potrzebom!"
Potem jadło i napoje
Poświęconą kropi wodą;
"Wielki Boże, dary Twoje
Niech do grzechu nas nie wiodą!
Niechaj człowiek przypomina
Wśród biesiady, że są głodni;
Niech pienisty kielich wina
Nie dopuszcza go do zbrodni;
Pożywając dary Boże.
Niech anioła stróża słucha.
Niechaj ciało nie przemoże
świętych natchnień Twego Ducha."

początek stronyNiedziela Wielkanocna

W niedzielę Wielkanocną kto może śpieszy wczesnym rankiem na Rezurekcję, w czasie której rozlegają się od czasu do czasu strzały przed kościołem, oznajmiające zmartwychwstanie Pańskie, znajomi witają się życzeniem "Wesołych Świąt" i każdy wraca spiesznie do domu, gdzie go czeka tradycyjne Święcone. - Starym zwyczajem najstarszy z rodziny dzieli się ze wszystkimi święconym jajkiem, po czym zaprasza do obficie zastawionego stołu. - W dniu tym nie podaje się, prócz rosołu, gotowanych potraw ze względu na służbę, której po mozolnych przygotowaniach świątecznych należy się dobrze zasłużony wypoczynek.
Święcone Wielkanocne jest rdzennie polskim zwyczajem, nigdzie w innych krajach nie spotykanym. Jest dowodem bezgranicznej gościnności Polaków, którzy w dawnych czasach nieraz setki gości spraszali, przygotowując dla nich wymyślne, zbytkowne potrawy wielkanocne, tak mięsne jak i mączne, często artystycznie udekorowane.
Poniżej podajemy opis staropolskiego Święconego, urządzanego w staropolskich, szlacheckich i mieszczańskich domach, również opis Święconego w zamożnej włościańskiej chacie dzisiejszych czasów.

początek stronyŚwięcone u wojewody Sapiehy w XVII wieku
Łukasz Gołębiowski

Wojewoda Sapieha w Dereczynie wspaniałe wyprawił Święcone, na które zjechało się co niemiara panów z Litwy i Korony. Na samym środku był baranek z chorągiewką, wyobrażający "Agnus Dei". Ten dawano tylko damom, senatorom, dygnitarzom i duchownym. Stały cztery ogromne dziki, co jest tyle, ile części roku. Każdy dzik miał w sobie szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz wielką pokazał sztukę w całkowitym upieczeniu tych odyńców. Stało dwanaście jeleni, także całkowicie pieczonych, ze złocistymi rogami; nadziane były rozmaitą zwierzyną. Te jelenie wyrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest cudne placki, mazurki, żmudzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za nimi było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Te były przyozdobione napisami, floresami: że niejeden tylko czytał, a nie jadł. Cztery puchary były napełnione winem jeszcze od króla Stefana, 12 konewek srebrnych winem po królu Zygmuncie. Dalej 52 baryłek także srebrnych, było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie; dalej 365 gąsiorów z winem węgierskim, a dla czeladzi dworskiej było 8760 kwart miodu, to jest tyle, ile godzin w roku.

początek stronyŚwięcone w polskim dworze
I. Chodźko "Dworek mojego dziadka"

Ileż to razy ze szkolnej uwolniony mozoły, jechałem na uroczyste święta! Błogi wieku dziecinny, jakże ci mało do uszczęśliwienia potrzeba, jak wyobrażenie zabawy i pociechy upaja rozkoszą niewinne serce, jaka żywa radość błyszczy w oczach i wzrusza całym dziecinnym jestestwem! Student z Borun, z jakimże uniesieniem postrzegłem z daleka gaik i dach domku, w którym piękną Wielkanoc przepędzić miałem. Wielkanoc, święto najweselsze! Święto wiosny! Święto odżywiającej się natury! Święto odkupienia i powszechnej radości!...
... Ostatni suchar i ostatni śledź w wieczór ostatniej soboty spożyty; i już z bokówki, jakby pierwociny jutrzejszych godów, miłe zalatywały wonie, gdy huczne salwy artylerii księdza proboszcza dawały hasło rezurekcji. Bieżał wnet mój dziadunio do kościoła, biegliśmy i my wszyscy za nim, biegła cała czeladź domowa, bo kto z gospodarzem chciał używać darów wielkanocnych, modlić się wprzód z nim koniecznie musiał. Powitany wesołym Alleluja, dzień zaświtał wśród nabożeństwa, dzień piękny, wiosenny! Gromadnie i hucznie wychodzono z kościoła. "Chrystos woskres! Chrystos woskres!" odzywa się naokoło; pozdrowienia te uroczyste mieszały się z wesołym gwarem pospólstwa, a rzeźwość, uweselenie i radość jaśniały na twarzach wszystkich.
My także wracaliśmy do domu, przechodząc przez ulice chałupek; około każdej z nich familia poczciwych chłopków, w kupkę zebrana, czekała na poświęcenie swoich zapasów. Nasze damy powracały do domu w staroświeckiej na pasach kolasce, my piechotą krótką tę odbywaliśmy podróż, dając czas księdzu proboszczowi do przybycia dla podobnego obrzędu. Co za miły widok nas oczekiwał. W pierwszym pokoju, świeżą wysypanym jedlinką, długi stół, okryty najsmakowitszym Święconym. Tu, na środku, baranek z czerwoną chorągiewką na grzbiecie trzyma w zawróconym pyszczku garstkę młodej trawki, jakby zwiastując wracającą wiosnę; obok podpierają go dwoje tłustych prosiąt, a każde częstuje z paszczy czerwonym jajem...; dalej indyk utuczony, który sam jeden w całym domu przez Wielki Post nie pościł; szynka, główna ozdoba możnych i chudopacholskich święconych stołów; przy niej, dla zapewnienia apetytu żarłoków, ćwierć cielęcia szeroką zalega misę. Cóż mówić o półgęskach, ozorach, zającach, cietrzewiach zdolnych najgruntowniej stępiony obudzić apetyt? Na obu końcach stołu siadły szerokie, przysadziste, jakby tej spiżarni gospodynie, dwie okrutne baby. Ach! bez nich cóżby całe Święcone znaczyło? Na ich ogorzałych obliczach, jak na twarzy pijaka, gęsto wysypane czerwone garby, a ze środka czerniawa, lepka wysączona masa upewniała wprawne znawcy oko, że mimo straszne pozory, wewnątrz i zewnątrz smacznymi były. Garnitur pierogów i placków rozmaitego kształtu i nazwania zapełniał zdarzane między półmiskami przerwy, a wszystko razem gajem zielonego bluszczu zarosłe, troje razem zmysłów, widzenia, smakowania i powonienia, nęciło.
Oczekiwano księdza proboszcza, a tymczasem każdy przygotowywał się do swojej roli; spoglądano w okna, milczano lub szeptano z cicha. Kotka tylko, faworytka domowa, siedząc na kredensie, figlarnie myła się łapką, i Filonek tańczył około stołu.
Przybywa na koniec i ksiądz proboszcz; mój dziadunio przyjmuje go na ganku. Wnet w komżę przybrany, mając ze sobą organistę z miednicą i kropidłem, poświęca i błogosławi dary Boże, a ukończywszy obrządek, odwraca się z powagą do gospodarza i wyborną prawi orację przez połowę po łacinie i polsku. O! mój dziadunio był pełen erudycji i jezuickiej jeszcze łaciny; wzajemną zatem wyciął perorę proboszczowi, w której i dzisiejsza solenność i respekt dla jego pasterskiej godności acuminose połączone były. Tu już następowały powinszowania, w których mniej dowcipu, a więcej prawdziwej wylewało się czułości: syn i synowie, córki i zięciowie ze łzami w oczach, mało mówiąc, całowali ręce ojca swego i dobroczyńcy...
Traktował potem gospodarz wszystkich z kolei pokrajanym jajem i nie opuścił najmniejszego dziecka; a z uczuciem równie życzliwym podawał talerz swym dzieciom, jak swym sługom i wiernej czeladce, która potem szła do piekarni i posilała się nie tak wytwornym, lecz równie obfitym święconym... O, Boże! gdzież się to wszystko podziało? Gdzież owa czysta i serdeczna wesołość, z którą codziennie i w pałacach i w niskich szlacheckich chatkach spotkać się natenczas można było? Gdzie ta obfitość powszedniego chleba, którym każdy gospodarz domu dzielił się chętnie z gościem lub z nieszczęśliwym?... Niestety! gdzież się to wszystko podziało?

początek stronyŚwięcone w zamożnym domu mieszczańskim w XVI wieku
Łukasz Gołębiowski

Mikołaj Pszonka, dworzanin hetmana Tarnowskiego, w XVI w. tak opisał żonie swojej Święcone u mieszczanina krakowskiego:
"Na stole okrągłym, u którego i sto osób pomieścić się mogło, przykrytym w krzyż zszywanym obrusem, na sześciu misach srebrnych leżały mięsiwa wędzone wieprzowe, na drugich sześciu po dwoje prosiąt, kiełbasy dziwnie pachnące, ustrojone rzędami jaj święconych, pomalowanych w przeróżnej barwie, ale najwięcej na rakowo. Stały figury z ciasta przedniego, wyobrażające dziwnie zabawne historyjki. Kaifasz wyjmował kiełbasę z kieszeni Mahometowi, a wiadomo, że Turcy i Izraelici nie jedzą mięsa wieprzowego. Na środku stołu stał dziwnie piękny baranek z masła, wielkości naturalnej owieczki; oczy jego były droższe niż cały stół, były to bowiem dwa duże brylanty w czarnej oprawie, czyli po prostu dwa pierścienie, ukryte w maśle, których tylko tyle widać było, ile potrzeba na okazanie oczu. Pan hetman, zaproszony przez pana Chroberskiego na to Święcone, przybywszy wraz z dworem, długo mu się przypatrywał. Dalej stały bańki srebrne pozłociste z octem i oliwą i cztery kruże wielkie starego miodu na tacach srebrnych wyzłacanych, obstawione czarami, także wyzłacanymi. Dalej srebrne łódeczki z konfektami wszelkich owoców, jakie Pan Bóg w kraju dał. Stało też wino w gąsiorach, prawda szklanych, ale te gąsiory stały w koszykach srebrnych wyzłacanych, a główki miały śrubowane w zawoju srebrne, a szkło białe jak śnieg i gładkiej bardzo roboty.
Czas przystąpić do najważniejszych rzeczy, do kołaczów, placków, jajeczników, makowników i Bóg spamięta ich miana, które okrążyły jeden najpoważniejszy kołacz. Kołacz ten miał w obwodzie z osiem łokci, jeśli nie więcej, gruby na dwie piędzi, a jakeśmy tylko weszli do izby, to nam już zapachniał swoimi przyprawami. Po brzegach wokoło niego stały różne figurki: święci apostołowie, udani jak żywo, a to wszystko z ciasta. Ubawił mnie bardzo Judasz rudowłosy i brzydki. Po zmówieniu zwyczajnych modlitw zaczęło się pożywanie daru Bożego. P. Hetman ochoczo prosił, aby mu wolno było gospodarzyć sobie podług woli. Jadł wszystkiego po troszę, napił się miodu, wina nie chciał, mówiąc: "Bodaj my go nie znali! dużo nam szkodzi ten trunek". Podał Imć Pan Hetman święconego jajka każdemu. My czekaliśmy z wielkim uszanowaniem, aż Pan Hetman pozwolił nam przysunąć się bliżej do stołu. Po niedługim czasie rzekł: "Używajcie Waszmości Panowie hojności gospodarza, a skromnie i honeste". Sam pokłoniwszy się, pożegnał wszystkich łaskawie i odjechał na zamek. Tu my dopiero zaczęliśmy reperować, co daj Boże; miód i kołacz najgorzej trzeszczał, bo był dziwnie smaczny. W otwartości i ochocie staropolskiej odbyliśmy tę biesiadę. Każdy położył, co chciał; nikt nie przebrał miary. Po wesołym "alleluja" rozeszli się wszyscy i dosiadłszy konia, ruszyli na zamek, gdzie była radość ze zmartwychwstania Pańskiego. Wszyscy dworzanie J. K. Mości i panów pospołu w dolnych izbach pili i jedli, a pamiętając na uroczystość święta Bożego, zbytku się strzegli."

początek stronyŚwięcone w polskiej chacie
Wł. St. Reymont "Chłopi"

W Borynowej izbie już wzięli szykować święcone. Izba była wymyta i piaskiem wysypana, okna czyste i ściany a obrazy omiecione z pajęczyn. Jagusine zaś łóżko pięknie chustką przykryte.
Hanka z Jagusią i Dominikową... ustawiły przed szczytowym oknem, w podle Borynowego łóżka, duży stół, nakryty cieniuśką, białą płachtą, której wręby oblepiła Jagusia szerokim pasem czerwonych wystrzyganek. Na środku z krają od okna postawili wysoką pasyjkę, przybraną papierowymi kwiatami, a przed nią, na wywróconej donicy, baranka z masła, tak zmyślnie przez Jagnę uczynionego, że kiej żywy się widział; oczy miał ze ziaren różańcowych wlepione, a ogon, uszy i kopytka, i chorągiewkę z czerwonej, postrzępionej wełny. Dopiero zaś pierwszym kołem legły chleby pytlowe i kołacze pszenne, z masłem zagniatane i na mleku, po nich następowały placki żółciuchne, a rodzynkami, kieby tymi gwoździami, gęsto ponabijane; były i mniejsze Józine i dzieci, były i takie specjały z serem i drugie jajeczne, cukrem posypane i tym maczkiem słodziuśkim, a na ostatku, postawili wielką michę ze zwojem kiełbas, ubranych jajkami obłupanymi, a na brytfance całą świńską nogę i galanty karwas głowizny, wszystko zaś poubierane jajkami kraszonymi, czekając jeszcze na Witka, by ponatykać zielonej borowiny i tymi zajęczymi wąsami opleść stół cały.
A tyle co skończyły, sąsiadki jęły zwolna znosić swoje na miskach, niecułkach a donicach i ustawiać je na ławie obok stołu, gdyż ino w kilku chałupach co przedniejszych gospodarzy zbierać się ze Święconym ksiądz nakazywał, że mu to czasu brakowało chodzić po wszystkich....
Porozchodziły się bez dłuższej pogwary, by zdążyć jeszcze do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia i wody, zalewając przedtem ogniska w chałupach, by je znowu rozniecić tym młodym, poświęconym ogniem... Dopiero w samo południe powracały kobiety, ostrożnie przysłaniając i chroniąc świece zapalone w kościele...
Zaraz z południa zrobiło się na wsi jakby święto, jeszcze tu i ówdzie doganiali grubszej roboty, ale już głównie zajęli się przyodziewkiem świątecznym... i wypatrywali niecierpliwie księdza, który przyjechał ze dworów dopiero przed zmrokiem i zaraz zjawił się na wsi w komżę ubrany...
Ściemniało się zwolna, zmierzch cichuśko sypał się na ziemię, zatapiając sady, domy i pola okólne w modrawym, ledwie przejrzanym męcie; bielały kajś niekaj ściany z przypadłych do ziemi chałup, i trzęsły się wskroś sadów zapalone światła, górą zaś na niebie jasnym wyrzynał

początek stronyObrzędy Wielkanocne

O ile pierwszy dzień świąt wielkanocnych spędzają wszyscy w domu, w kole rodzinnym, zapraszając tylko tych, którzy u siebie święconego nie urządzają, o tyle drugi dzień świąt wypełniony jest od samego rana rozmaitymi tradycyjnymi obrzędami i zwyczajami. Poniedziałek wielkanocny rozpoczyna się "dyngusem" czyli "śmigusem". Pochodzenie dyngusu nie zostało dotychczas ustalone. Według Kitowicza datuje ono jeszcze z czasów jerozolimskich, kiedy Żydzi oblewając wodą rozpędzali chrześcijan, zbierających się na ulicach i rozmawiających o zmartwychwstałym Chrystusie. Inni badacze widzą w dyngusie pamiątkę zaprowadzenia chrześcijaństwa, kiedy całe rzesze wpędzano do wody, celem udzielenia im sakramentu Chrztu św.
Śmigus znany był w Polsce od najdawniejszych czasów; już w wiekach średnich duchowieństwo występowało przeciwko temu obyczajowi jako barbarzyńskiemu i zbyt swawolnemu. Pomimo to przetrwał dyngus do naszych czasów, choć w łagodniejszej i więcej cywilizowanej formie.
Kitowicz tak opisuje dawniejszy sposób oblewania:
"Była to swawola powszechna w całym kraju, tak między pospólstwem, jako też między dystyngowanymi. W poniedziałek wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i inne następujące dnie kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek, ale nie praktykując dłużej, jak do kilku dni.
Oblewali się rozmaitym sposobem i amanci dystyngowani, chcąc tę ceremonię odprawić na amantkach swoich bez ich przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręku, małą jaką sikawką lub flaszeczką... Którzy zaś przekładali swawolę nad dyskrecją, nie mając do niej żadnej racji, oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklanicami, dużymi sikawkami prosto w twarz... A gdy się rozswawoliła kompania, panowie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkami, jakich dopaść mogli. Hajducy i lokaje donosili cebrami wody, a kompania dystyngowana, czerpiąc od nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak, iż wszyscy zmoczeni byli jakby wyszli z jakiego potopu... Bywało nieraz, iż osoba, zlana wodą jak mysz, a jeszcze w dzień zimny, dostała stąd febry, na co bynajmniej nie zważano, byle się za dosyć stało powszechnemu zwyczajowi.
Takież dyngusy odprawiały się i po miastach między osobami poufałymi. Parobcy zaś po wsiach łapali dziewki, które się w ten dzień, jak mogły, kryły. Złapaną zawlekli do stawu albo do rzeki, i tam, wziąwszy za nogi i ręce, wrzucili, albo też włożywszy w koryto przy studni, lali wodą poty, póki się im podobało."
Nadużywanie dyngusu miało nieraz smutne następstwa, jak zaziębienia, choroby, a bywały nawet wypadki śmierci. Pamiętając o tym, dzisiejsza młodzież wstrzemięźliwsza jest w stosowaniu dyngusu i stara się nie przebierać miary. Zależnie od danej okolicy zwyczaje dyngusowe mają pewne odmiany. Tak np. na Kujawach w niedzielę wielkanocną wieczorem jeden z chłopaków wchodzi na wysokie drzewo, samotnie stojące we wsi, i wywołuje kolejno
imiona dziewczyn, obiecując im tyle a tyle wiader wody, szczotkę, wiecheć lub zgrzebło; na pociechę dodaje "lecz niech się nie boi, bo za nią (- tu wymienia imię jej rycerza -) stoi". W poniedziałek wielkanocny od wczesnego rana czatują chłopacy z wiadrami wody na dziewczyny, by je oblać niespodzianie; wynikają stąd krzyki, śmiechy, gonitwy. Przyszedłszy do dworu lub do gospodarza, dynguśnicy proszą o poczęstunek, śpiewając:

Przyszliśmy tu po dyngusie,
Zaśpiewamy o Jezusie,
O Jezusie, o Chrystusie...

albo:

A my dynguśnicy, rano wstali,
ranną rosę pozbierali...

Po czym dostają poczęstunek i Święcone.
Oblewanie wodą uważają dziewczęta jako rodzaj odznaczenia, dlatego dziewczyna, której nikt nie polał wodą, czuje się pokrzywdzoną, jak o tym świadczy piosenka:

Żałowałeś kapki wody,
Precz ode mnie, od urody.
Nie potańczę na dożynku
Z tobą, niemrawo, Jasinku!

W niektórych okolicach w poniedziałek wielkanocny chodzi dziatwa szkolna "po Święconym", albo "po wykupie". Prosząc o poczęstunek, dziewczęta śpiewają:

Pan gospodarz w środku stoła,
Suknia na nim w złote koła,
Pani gospodyni brzęka kluczykami,
Stąpa koreczkami,
Koreczkami stuka,
Dla nas darów szuka.

Szukaj, pani, maszli szukać,
Bo nam długo tutaj czekać.
Boć my wózkiem nie jedziemy,
Co nam dacie, to weźmiemy.

Chłopcy zaś, żacy szkolni:

Ja, mała dziecina,
Nie wiem, co łacina,
Niewiele wiem,
Niewiele powiem.
Powiem wam nowinę,
Że będziemy dziś jedli jajko i słoninę.
I jajka farbowane,
I ser przekładany,
I święcone prosię,
I chrzan gorzkawy, co kręci w nosie.

Czasami przebierają się parobcy za Cyganów, Dziadów i Baby - w Poznańskiem za niedźwiedzia, ustrojonego w grochowiny - i chodzą po wsi, zbierając Święcone.
W Krakowskiem jest zwyczaj chodzenia z traczykiem. Trzej chłopcy przebierają się za ułanów, z czerwonymi rabatami na piersiach, z papierową czapką na głowie, z drewnianymi pałaszami u pasa. Za nimi niesie dwóch innych chłopców drewnianego baranka, który trzyma w jednej łapce piłę - na pamiątkę, że Pan Jezus w dzieciństwie, jako niewinny baranek, pomagał św. Józefowi w ciesiołce, rżnąc deski piłką. Za obrotem koła baranek kiwa się, jak gdyby rżnął drzewo, i dzwoni dzwoneczkami. Prócz tego niosą inni chłopcy Bożą Mękę, kozikiem wystruganą, i koguta, ulepionego z gliny, pomalowanego na żółto, z prawdziwymi piórami kogucimi w ogonie.
We wszystkich miastach polskich odbywała się dawniej w poniedziałek wielkanocny zabawa ludowa zwana "Emaus" - na pamiątkę spotkania zmartwychwstałego Chrystusa z apostołami, dążącymi do miasteczka Emaus. Zwyczaj ten zachował się dotąd w Krakowie. Na przedmieściu, zwanym Zwierzyniec, w pobliżu kościoła św. Salwatora, ustawiają stragany i kramy z różnymi łakociami, a tłumy ludzi śpieszą tam, by użyć pierwszy raz zabawy na wolnym powietrzu. - Wielu udaje się ze Zwierzyńca na kopiec Kościuszki, by uczcić przy tej sposobności pamięć wielkiego wodza i nacieszyć oko przepięknym widokiem na kilkomilową przestrzeń, urozmaiconą pagórkami, błoniami, lasami i niebieską wstęgą Wisły.

początek stronyLegenda o Chrystusie w kościółku św. Salwatora

W kościele św. Salwatora na Zwierzyńcu, pod Krakowem, był dawniej krucyfiks, przysłany z Moraw pierwszemu księciu chrześcijańskiemu. Książę ten ozdobił krucyfiks, włożywszy na głowę Chrystusa złotą koronę, misternej roboty, na ciało święte sukienkę bogatą, a na nogi złote pantofelki, wysadzane perłami. W owym czasie mieszkał na Zwierzyńcu ubogi grajek, obarczony liczną rodziną, której nie miał czym wyżywić. W strapieniu swym modlił się często przed krucyfiksem i nieraz godzinami całymi wygrywał na skrzypcach przed ową pasją. Razu pewnego, gdy nie widział już znikąd pomocy w swej nędzy, udał się jak zwykle do kościoła i zaczął wygrywać przed krzyżem tak żałośnie, iż wzruszył serca wszystkich, którzy go słyszeli. Wtem spostrzegł, że Chrystus poruszył nogą i zrzucił przed niego złoty pantofelek. Uradowany skrzypek, widząc w tym pomoc Boską, zabrał pantofelek, chcąc go sprzedać. Niedługo jednak trwała jego uciecha; posądzono go bowiem o kradzież, o świętokradztwo i skazano na karę śmierci. Nie pomogły zaklęcia niewinnego skrzypka - nie uwierzono mu i wyrok miał być wykonany. Na prośbę skazańca pozwolono mu raz ostatni zagrać na skrzypkach przed krucyfiksem. Gdy ukląkł przed Chrystusem, modląc się gorąco, i zagrał jeszcze rzewniej niż zawsze, zgromadzony tłum ujrzał, że Chrystus odebrany grajkowi pantofelek zrzucił ponownie z nogi. Widząc niezwykły ten cud, uwolniono niewinnego skazańca, odkupiwszy od niego za wysoką cenę złoty pantofelek, który z powrotem z czcią i pobożnością włożono na nogę Chrystusową. - Skrzypek pędził odtąd żywot spokojny w dostatku, wychowując dzieci na chwałę Boga i Ojczyzny.
Cudowny krucyfiks został później wywieziony do Włoch, a na jego miejsce zawieszono obraz, przedstawiający skrzypka, grającego u stóp Chrystusa, wiszącego na krzyżu.

początek stronyRękawka

Trzeciego dnia świąt wielkanocnych w Krakowie jest obchód Rękawki, który Ł. Gołębiowski tak opisuje: "Ponad przedmieściem Podgórze, na prawym brzegu Wisły wznoszą się góry skaliste, nazwane Krzemionkami; przy nich mogiła Krakusa. Kochali go poddani i na grób wodza, łzami skropiwszy, tysiące rąk znosiło po garstce ziemi z różnych części krainy, czym kto mógł, i w rękawkach od sukni, czy koszuli związali: stąd powstała Krakusa mogiła, i wspomnienie rękawki. Gdy wiara chrześcijańska wprowadzoną została, wszelką pamiątkę z religijnym łączono obrządkiem. W bliskości mogiły znajduje się kapliczka mała, - tam w trzeci dzień świąt wielkanocnych uroczyste bywa nabożeństwo. Z rana lud wiejski licznie się zewsząd gromadzi i dzień cały tam obozuje. Koło trzeciej z południa wszystko prawie co żyje w tej stolicy dawnej, śpieszy na oddanie popiołom założyciela czci i hołdu. Dzień zwykle bywa pogodny, mnóstwo powozów, tysiące pieszo idących ugina most na Wiśle, okrywa potem całe wzgórze Krzemionek i mogiłę Krakusa. Nic bardziej zachwycającego, nic mocniej przemawiającego do serca znaleźć nie można. Wesołość prosta i niewinna jaśnieje z twarzy wszystkich. Przy mogile Krakusa niema różnicy stanów; wszystko bez ładu zmieszane zdaje się przypominać, że za owych czasów błogich równość i szczerość panowała, że nie znano wyższych, tylko przez wyższość w cnotach. Bywały dawniej w użyciu rozmaite zapasy ludu i młodzieży szkolnej na palcaty (ślad to może igrzysk pierwotnych), że niejeden powracał uszkodzony; zniesiono je później. Dziś tylko jeden zwyczaj dość zabawny istnieje. Tłumy chłopców miejskich i wiejskich trzymają od rana w oblężeniu część góry, na której się wznosi kaplica; stąd im bywają rzucane orzechy, jabłka, bułki, pierniki itp. rzeczy, za którymi na złamanie szyi spycha jeden drugiego na dół; chwytają, co który może, czasem jeden orzech dziesięciu i piętnastu na ziemi zbije, a ten, który go zdobywa, kilkanaście pocisków od swoich współzapaśników odnosi w przydatku. Smutek wielki, jeżeli deszcze lub zimno przyjemność tej zabawy odejmuje. Mogiła Krakusa w całym ciągu lata przez mieszkańców odwiedzaną bywa, w święto Rękawki z obowiązku niejako."

początek stronyPisanki
Szczęsny Jastrzębowski

Nad kwestią malowania jaj wielkanocnych zastanawiali się uczeni już w XVII w., jak świadczą dzieła całe, traktujące o jajkach wielkanocnych, wydane w latach 1682 i 1705 w Heidelbergu i Frankfurcie nad Odrą. Wcześniejsze ślady o jajach malowanych znajdują się w dziełach Juwenala, Owidiusza i Pliniusza.
Podanie greckie zapisane w rękopisie z X w., jakoby zwyczaj malowania jaj wielkanocnych wprowadziła święta Magdalena, powtarza się w bardzo zbliżonej formie w opowieści ludu polskiego. Bolejącej Maryi Magdalenie przy pustym grobie Zbawiciela ukazał się anioł i rzekł: "Nie płacz, Maryjo, Chrystus zmartwychwstał!" Uradowana, pobiegła do domu i ujrzała wszystkie jajka, które w izdebce swej chowała, ubarwione na czerwono. Gdy wyszła z nimi przed dom, napotkała apostołów i poczęła im te jajka rozdawać, głosząc o zmartwychwstaniu Pańskim. Jajka w rękach apostołów zmieniły się na ptaki, świadcząc, że tak samo i ze śmierci Chrystusa powstał żywot wieczny dla ludzi.
W Siedleckim utrzymują, że kamienie, którymi ukamienowano świętego Szczepana, zamieniły się w pisanki. Inna legenda głosi, że gdy prowadzono Jezusa na śmierć, pewien ubogi niosący na sprzedaż kilka jajek do miasta, postawił koszyk i pomagał krzyż dźwigać Zbawicielowi, a gdy powrócił do koszyka, ujrzał, że jajka przemieniły się w kraszanki i pisanki.
Nazwy jaj wielkanocnych zależą od sposobu, w jaki zostały pomalowane. Ufarbowane na jeden kolor, czy to przez gotowanie, czy przez moczenie w pewnym barwniku, noszą nazwę malowanek, kraszanek lub byczków. Jeżeli na tym jednostajnym tle wyskrobany jest (za pomocą ostrego narzędzia) deseń, to jajko nazywają skrobanką lub rysowanką. Wreszcie, jeżeli jajko zdobi różnokolorowy deseń, przez pokrycie woskiem pewnych jego części a następnie gotowanie w barwnikach, to zowią je pisanką a sposób malowania - pisaniem. Jest jeszcze jeden sposób przyozdabiania jaj, rzadziej używany, przez nalepianie w deseń "duszy" z bzu lub sitowia i wyklejanie kolorowymi papierkami, złotkiem i gałgankami.
Barwniki otrzymuje lud zwykle z roślin. Na kolor żółty gotują jaja w łupinach cebuli, w odwarze z kory dzikiej jabłoni, lub w pączkach kwiatu knieci błotnej (Caltha palustris); na brunatny w bazylii, lub moczą w wodzie stojącej w wydrążeniu pnia dębowego; na fioletowy - w listkach kwiatu ciemnej malwy (Althaea rosea); na zielony - w kotkach osiki z ałunem, w listkach jemioły lub żyta młodego; na pomarańczowy - w krokusie (Carthamus tinctorius); na czarny - w korze z olchy i młodych liści klonu czarnego (Acer tabaricum); na czerwony - w odwarze z robaczków zwanych "czerwcem".
Pisaniem zajmują się w czasie przedświątecznym dziewczęta, czasem młode mężatki, rzadko chłopcy. Do "pisania" tj. nakładania na jaja wosku, służy szpilka, słomka, igła ze złamanym uszkiem lub narzędzie zwane "pisakiem" albo "kwaczykiem", zrobione z małego patyczka, rozłupanego na końcu, gdzie osadzona jest cieniutka rurka blaszana, cienki pieniążek lub koniec sznurowadła. Sposób i technika malowania pisanek są bardzo rozmaite i świadczą nieraz o niepoślednim zmyśle wiejskich malarek. A są między niemi i mistrzynie, zażywające ustalonej sławy w okolicy. W ich ręku "pisanie" idzie tak zręcznie i szybko, z taką pewnością rzucają ornamenty, że uwierzyć trudno, jeżeli się tego nie widziało. Co dziwniejsze, że nigdy prawie nie robią wstępnych wymiarów, a deseń wypada zawsze równo i czysto...
Stosownie do pierwowzoru, z którego rysunek był brany, nadawane bywają i nazwy poszczególne pisankom. Z jabłka rozkrojonego na połówki, z tkwiącymi w nich pestkami, powstał deseń "św. jabłuszka". Dzwonek polny wytworzył nazwę "w dzwoneczki"; gałązka sosnowa - "w sosenki"; topola - "w topolki"; kogut - "w koguciki"; kurza łapka - "w kurze łapki" itd.

początek stronyBłogosławieni, którzy wierzą
Eminus.

A po niedzieli, w ósmy dzień
Zeszli się uczniowie, gwarząc, w dom,
Gdy już wieczorny padał cień
Na stoki gór i skały złom.

Przez drzwi zamknione wszedł i stał
Pośrodku nich Pan Jezus sam
I ciche pozdrowienie dał,
Mówiąc im słodko: "Pokój wam!"

Ujrzał Go Tomasz, padł do nóg,
Wierząc już w objawienie to,
I wołał: "Pan mój, Pan i Bóg!"
Chrystus do piersi tulił go.

I rzekł: "Tomaszu, wiernym bądź,
A nie niewiernym, jako wprzód,
Błogosławieni bowiem są,
Którzy nie widząc, wierzą w cud."

I zniknął z Wieczernika znów
Zmartwychpowstały Boży Syn,
A jednak moc tych Jego słów
Rodziła w sercach chęć i czyn!