Dzwony zwołały nas znów razem. Co dzień roboczy dzieli, to powinna niedziela na nowo łączyć. W niedzielę na Mszy św. czujemy się nie jako pewna liczba osób prywatnych, które się zeszły o tym samym czasie całkiem przypadkowo, by się na jednym miejscu pomodlić, lecz raczej czujemy się jako pewna całość, jedność, jako wspólnota. Dziś, kiedy odśrodkowa siła egoizmu rozluźnia nawet najsilniejsze i najświętsze węzły, skupiająca siła wspólnoty winna być więcej niż kiedykolwiek indziej podkreślana i uwydatniana. Nowoczesnemu usiłowaniu odciągania nas od punktu ośrodkowego musimy przeciwstawić hasło: "Z powrotem do ośrodka!"
Powinniśmy dążyć do tego, by każdy o nas mógł powiedzieć to, co piszą Dzieje Apostolskie o pierwszym Kościele: "A mnóstwa wierzących było serce jedno i dusza jedna! - Wszyscy też wierzący trzymali się wspólnie" (Dzieje Ap. 4, 32. 2, 42). Nic tak nie wzmacnia katolickiej wspólnoty, jak właśnie wspólna Msza św. całej parafii. Nasz stosunek do Mszy św. zależy od tego, czy podczas niej jesteśmy biernymi widzami, czy też czynnymi współofiarnikami, rodzajem kapłańskim. Wspólnotą w Ofierze! Wspólnotą w modlitwie! Wspólnotą w Uczcie eucharystycznej!
Najpierw o wspólnocie w ofierze! Nie wypada nam stawać z pustymi rękami przed ołtarzem. Msza św. jest ofiarą. Ofiarować zaś znaczy dawać. Przez dar ofiarny pragniemy uznać najwyższe, powszechne i niezmienne Boże prawa własności i panowania nad wszelkim stworzeniem. Składanie zatem darów ofiarnych jest wyznaniem wiary i służbą Bożą. Sprawdza się to tak dalece, że według przekonania wszystkich wieków, bez daru ofiarnego, o właściwej służbie Bożej nawet mowy być nie może.
W starochrześcijańskiej służbie Bożej było to samo przez się zrozumiałe. Wierni na wspólną Ofiarę przynosili swoje dary do ołtarza: chleb, wino, czy cokolwiek innego. Nikt się na Mszę św. nie pokazywał z pustymi rękami. Z tych darów ofiarnych pewną część przeznaczano do Mszy św., resztę zaś na potrzeby kościoła, dla biednych, i na utrzymanie duchowieństwa. Wszystko żyło z ołtarza. Tak głęboko w czasach apostolskich i długo potem przejmowała wszystkich ta myśl, że wierni zgromadzeni na Mszę św. tworzą jedną wspólnotę ofiarną. A wspólnie ofiarować, znaczy razem - jedni dla drugich dawać.
Późniejszymi czasy przynoszenie darów ofiarnych do ołtarza ustało. Kościół o chleb ofiarny i wino mszalne starał się przez samych kapłanów. Zwyczaje mogą się zmieniać. Duch jednak winien pozostać. Duch służby Bożej jest niezmienny. A z tego właśnie ducha wypływa myśl, że służba Boża jest wspólnotą ofiarną. Tośmy sobie powinni uprzytomnić w pierwszej, głównej części Mszy św. Hostię, która w czasie ofiarowania leży na patenie, powinien każdy uważać za swój "dar" i ofiarować go Bogu. Wszyscy powinni się do tego przyczynić swoimi "darami". To ich Hostia. Hostia od wszystkich i za wszystkich. Ta Hostia od wszystkich i za wszystkich ofiarowana, jest wyrazem ofiarnej wspólnoty wszystkich.
Lecz i to nie wystarcza. Myśl o wspólnocie ofiarnej powinna się i społecznie urzeczywistnić. Powinniśmy się jedni dla drugich stać "jednym sercem i jedną duszą", braćmi i siostrami, którzy wspólnie czują, wspólnie cierpią i wspólnie się wspomagają. Kierując się tą myślą o wspólnocie ofiarnej, winniśmy złożyć na tacy jakąś ofiarę podług zamożności. Jakżeżby można uczestniczyć w Ofierze i nie chcieć ofiarować! Jak można należeć do wspólnoty ofiarnej, a ofiarność uważać za ciężar! Jak można na Mszę św. przychodzić z próżnymi rękami?
Po drugie, ci, co się zgromadzili na Mszę św. tworzą wspólnotę w modlitwie. Św. Paweł w swoim liście do Rzymian domaga się od chrześcijan, aby byli wzajem ze sobą jednej myśli, i jednym sercem i jednymi ustami chwalili Boga i Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Rzym. 15, 5-6). Stosownie do tych słów, liturgia winna się stać wspólnotą w modlitwie. Kapłan przy ołtarzu, z wyjątkiem tylko paru miejsc, używa liczby mnogiej. Powtarza więc często "my prosimy" nie "ja proszę".
Dawniej odmawiał lub śpiewał wszystko również lud, odprawiając świętą liturgię wraz z kapłanem. Śpiew kościelny był śpiewem ludu. Służba Boża była naprawdę jednym sercem i jednymi ustami, jak głosił ongiś św. Paweł. Nikogo nie brakowało na Mszy św. Wszyscy współpracowali. Myśl o wspólnocie przy służbie Bożej stała się dzisiaj dla wielu obca. Kapłan przy ołtarzu jest osamotniony. Kiedy mówi, nie znajduje echa, oddźwięku i reakcji, współbrzmienia i współczucia wśród wiernych. Słusznie pisał o dzisiejszym człowieku Piotr Gebler: "Usta i oczy i uszy, a może i serce są gdzie indziej. Usta nie odmawiają świętych tekstów liturgicznych z kapłanem. Oczy patrzą, lecz nie na to, co się dzieje na ołtarzu ofiarnym. Ucho nie słucha tego, co mówi kapłan. Zawsze ponoszą nas myśli gdzie indziej. Jesteśmy na nabożeństwie, ale nie uczestniczymy w Ofierze".
Owszem, bywa jeszcze gorzej! Modlitwa wiernych bardzo często w ogóle nie stoi na poziomie służby Bożej. Stała się tak mała, tak ciasna, tak ograniczona. Zajmujemy się przeważnie osobistymi myślami. Modlimy się za mało po katolicku, za mało szeroko i wysoko i głęboko. Służba Boża we Mszy św. nie jest rzeczą prywatną. Nie! To rzecz wspólna. Rzecz ludzkości. Rzecz Boga. Oczywiście, możemy i nasze małe dolegliwości przynosić do ołtarza. Ale na tym nie powinniśmy poprzestawać.
Musimy mieć na oku rzecz istotną: Chwała, cześć i dziękczynienie Temu, który siedzi na tronie! Służba Boża! Uwielbienie! Dziękczynienie! Skrucha! Należy włączyć także w nasze modlitwy wielkie sprawy Kościoła powszechnego: tryumf nad złym, uwolnienie od tyranów, rozszerzenie Ewangelii, nawrócenie grzeszników, uświęcenie kapłanów. Podczas Mszy św., zwłaszcza podczas kanonu na niedzielnej sumie, muszą się stać prawdą słowa Pawłowe: "Serce nasze rozszerzyło się dla was!" (II. Kor., 6, 11). Służba Boża jest modlitwą wspólną, modlitwą wszystkich za wszystkich.
Po trzecie, wierni uczestniczący we Mszy św. tworzą wspólnotę w Uczcie eucharystycznej. Ci, którzy wspólnie ofiarują i wspólnie się modlą, winni również wspólnie pożywać. Do ofiarowania i przemienienia należy również i Komunia św., Uczta ofiarna ofiarnej wspólnoty, przez którą wyraża się i uwidacznia wewnętrzne i duchowe zjednoczenie z Ofiarą Chrystusa. U pierwszych chrześcijan rozumiało się to samo przez się, że wszyscy obecni podczas Ofiary uczestniczyli również w Komunii św., w Uczcie eucharystycznej. Nie ma wspólnoty ofiarnej ani wspólnoty w modlitwie bez wspólnoty w Uczcie eucharystycznej. Rodzina cała posila się o tym samym czasie i na tym samym miejscu. Nie stawić się przy stole rodzinnym uchodzi za coś nienaturalnego.
Kościół tego ideału Komunii św. nie spuszcza z oczu. Sobór trydencki tak powiada: "Święte zgromadzenie Kościoła powszechnego życzy sobie, by podczas każdej Mszy św. wierni komunikowali, nie tylko przez komunię duchowną, lecz także przez sakramentalne przyjęcie Eucharystii." Jest to doskonała wspólnota przy Uczcie eucharystycznej wszystkich wiernych członków jednego Kościoła!
Gdzie jednak tego nie można przeprowadzić, wypada, by wierni przynajmniej przez duchowne uczestnictwo łączyli się z Komunią kapłańską, by odnawiali swe uczucia przynależności do Chrystusa przez żywe akty wiary w Świętych Obcowanie! Jeżeli po wspólnej Komunii podczas Mszy św. nie czujemy się jako jeden lud, jako rodzina, jako "jedno serce i dusza jedna", to dowodzimy tylko, żeśmy jeszcze właściwego znaczenia Mszy św. zupełnie nie zrozumieli.
Katolicka Msza św. to mysterium fidei, to wielka tajemnica katolickiej wiary. To współczesna nam Golgota. To pośród nas ofiarujący się najwyższy Arcykapłan, Jezus Chrystus. Uczęszczanie na Mszę św. jest miernikiem naszego religijnego życia. Powiedz mi, co myślisz o Mszy św., a ja ci powiem, jaki jest twój stosunek do Boga. Powiedz mi, jak obchodzisz ofiarowanie, przeistoczenie i Komunię św., a ja ci powiem, jak należysz do Kościoła. Jaka twoja Msza św., takie twoje chrześcijaństwo, taki jesteś ty!