Przemienienie wody w wino w Kanie Galilejskiej, początek cudów Mesjaszowych, jest czymś więcej niż jednorazowym, historycznym zdarzeniem. Jest ono równocześnie jakby sygnałem świetlnym dla nadchodzącej historii ludzkości. Chrześcijaństwo pragnie być czymś więcej niż jakąś czysto zewnętrzną reformą, przystrajaniem ściany frontowej.
Chrześcijaństwo jest czymś zupełnie nowym, nadludzkim, jest ubóstwieniem rodzaju ludzkiego. To nieustające przeistaczanie. To ustawiczna Kana, w której się woda w wino przemienia, ziemia w niebo, a człowiek w Boga.
Niech się wszystko odnowi w Chrystusie! Niech w dniu ostatecznym na końcu mszy ludzkości, po przemienieniu nastąpi wieczna komunia.
Przeistoczenie jest nie tylko ośrodkiem katolickiej Mszy św. Ono jest również ośrodkiem całego chrześcijaństwa. Nie ma Mszy św. bez przeistoczenia, ale nie ma również i chrześcijaństwa bez przeistoczenia. Bóg jest tym, który istnieje. Ludzkość zaś tym, co się staje w czasie.
Zasadą boskości, jeżeli się tak można wyrazić, jest doskonałość. Istnienie od wieków, istnienie całkowite. U Boga nie ma odmiany, ani cienia zmienności (Jak. 1, 17). Zasadą zaś człowieka jest postęp i rozwój. Przez to człowiek staje się nowy i staje się cały. Jest to więc przemienienie.
Ponieważ zaś istnieje Bóg i istnieje szatan, dlatego też istnieje i podwójna zasada zmienności: boska i diabelska. Boska zasada przemiany polega na tym, że człowiek, syn ziemi, przez Chrystusa staje się dzieckiem Bożym, czyli ubóstwia się.
Diabelska zaś zasada przemiany polega na tym, że człowiek, rozumne stworzenie Boże, przez Lucyfera, uczyniwszy Antychrysta swoim bogiem, staje się bożkiem.
Ostatecznym celem boskiej przemiany człowieka jest niebo. Miejsce, gdzie wszyscy ludzie w Bogu, przez Boga, z Bogiem i pod Bogiem są "Bogami"! Według bowiem Psalmu 81 w. 6: Jam rzekł: Bogami jesteście i synami Najwyższego wszyscy.
Ostatecznym celem szatańskiej przemiany człowieka jest piekło, - miejsce, gdzie wszyscy ludzie chcą być bogami poza Bogiem prawdziwym i przeciw prawdziwemu Bogu, poza Chrystusem i przeciw Chrystusowi. I dlatego ci potępieni bogowie stają w przeciwieństwie do życia, do prawdy i do miłości.
My chcemy być nie tylko ludźmi. W naszej krwi pulsuje tęsknota za przebóstwieniem. To wielka, pędząca do czynu siła ziemskiego rozwoju. Różnica leży tylko w tym, czy my to pragnienie chcemy osiągnąć na drodze chrześcijańskiej, tj. na drodze posłuszeństwa, czy też na drodze szatańskiej, tj. na drodze buntu. Wielka to sprawa, czy staniemy się bogami czy bożkami. W tym tkwi najgłębsza treść przemienienia.
Może nigdy żądza przebóstwienia z taką siłą nie opanowała ludzi, jak właśnie w czasach obecnych. Kto studiuje psychologię nowoczesnej duszy, psychologię chrześcijańskiej pełni i doskonałości nowoczesnych świętych i psychologię samoubóstwienia w nowożytnym pogaństwie, ten trzyma rękę na pulsie dzisiejszej dążności do przebóstwienia, jaką zawiera nowoczesne tak złe jak i dobre piśmiennictwo.
Obie strony mówią: Idziemy do przebóstwienia człowieka. Nowy człowiek chce być Bogiem! To przeistoczenie! W dobrym i złym znaczeniu! Bije rozstrzygająca godzina na zegarze ludzkości. Godzina panowania Chrystusa Króla, albo godzina ciemności.
Wszystko zawisło od tego, czy chrześcijaństwo zrozumie i przeżyje tę najważniejszą w historii świata godzinę przemienienia, bijąc się w piersi, w duchu wiary, nadziei i miłości, w pełnej gotowości na ofiarę i bezgranicznym zdaniu się na Boga.
Przemienienie jest ze wszystkich przemian najradykalniejsze i najbardziej pełne. Przeistoczenie - transsubstantiatio. W miejsce chleba przychodzi w czasie liturgicznego przeistoczenia Ciało i Krew Pańska, człowieczeństwo i Bóstwo Jezusa, cały Chrystus. Pozostają tylko postacie chleba.
Coś podobnego powinno się dziać, w pewnym sensie, i przy przemianie moralnej i duchowej poszczególnego chrześcijanina i przy przemianie społecznej całego chrześcijaństwa. I w tym względzie musi nastąpić pewnego rodzaju przeistoczenie, odrodzenie się chrześcijańskiego Zachodu. W miejsce nowoczesnego samouwielbienia i samoodkupienia powinien wejść Chrystus, człowiek łaski.
Pisze św. Paweł: "Żyję ja, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus" (Gal. 2, 20). Pozostaje tylko to, co byśmy mogli nazwać postacią chrześcijanina, ludzką formą.
Tylko takie chrześcijaństwo, które się stało Chrystusem, może zwyciężyć tę światową siłę, jaką jest dzisiejsze nowoczesne pogaństwo. Tylko wtedy, kiedy chrześcijanie się na nowo schrystianizują. Tylko wtedy, kiedy chrześcijanie staną się prawdziwymi katolikami. Dopiero po przeistoczeniu! Dopiero wtedy, kiedy inni skosztują wody przemienionej w wino.
Dzwonki na podniesienie są dzwonkami pogrzebnymi. Ołtarz jest łożem śmiertelnym. Ofiara to ten, co się własnowolnie na śmierć oddaje. Ofiara uznaje w rzeczywistości to, czego pierwszy człowiek w decydującej dla całej ludzkości godzinie pod drzewem zakazanym uznać nie chciał: najwyższe włodarstwo Boże nad wszelkim stworzeniem, bezwzględne i całkowite prawo własności nad każdą istotą i absolutne rozporządzanie każdym życiem.
Najwyższe panowanie Boże nad wszystkim, co istnieje, wyraża się najlepiej w oddaniu życia. Wyniszczenie i śmierć to istota ofiary, do tego stopnia, że wszędzie, gdzie nie ma śmierci na ołtarzu, nie może być mowy o pełnej, doskonałej ofierze.
Oznaką prawdziwej śmierci ofiarnej jest ogień i krew! Dopiero tam, gdzie na ołtarzu płonie ogień i gdzie płynie krew ofiarna, można mówić o prawdziwym wyniszczeniu, o ofierze w pełnym tego słowa znaczeniu. Najwyższa ofiara nie może być, rzecz jasna, ofiarą z roślin czy zwierząt, jak to było w przepisach i użyciu w Starym Zakonie.
Najwyższe uznanie władzy Boga nad stworzeniem istnieje dopiero wtenczas, kiedy człowiek wstępuje na ołtarz, by stać się ofiarą. Scena taka rozegrała się w Wielki Piątek, kiedy Bóg - Człowiek złożył za nas w ofierze swoje życie. Ta ofiara powtarza się obecnie codziennie na katolickich ołtarzach. To ustawiczna ofiara Nowego Testamentu.
Powiedzieliśmy, że dzwonki na podniesienie, to dzwony pogrzebne. Ołtarz jest łożem śmiertelnym. Ofiara jest własnowolnym oddaniem się na śmierć. Kiedy kapłan przy ołtarzu wymawia słowa konsekracji, umiera chleb. Istota daru ofiarnego, składającego się ze zboża, przestaje istnieć. Już nie ma chleba. Pozostaje tylko jego cień, tak zwane postacie i nic więcej.
Obok jednak śmierci chleba występuje jeszcze inna, mistyczna śmierć chwalebnego ciała Chrystusa. Chwalebne człowieczeństwo Jezusa, dzieło boskiej wszechmocy i miłości, radość i szczęśliwość niebios, tęsknota wszystkich aniołów i świętych, poniża się do stanu zewnętrznego wyniszczenia. Wyrzeka się wszystkich zewnętrznych oznak życia. Wydaje się jakoby nawet już nie umarło, ale stało się nicością. I to jest właśnie mistyczna śmierć.
Dzwonki na podniesienie powinny oznajmiać nie tylko mistyczną śmierć Chrystusa, lecz także i mistyczno - ascetyczną śmierć wiernych. Podczas podniesienia powinien w nich umierać stary człowiek. Św. Paweł mówi o tym bardzo pięknie i dosadnie w Liście do Rzymian w r. 6: Wiedząc, że nasz stary człowiek razem (z Chrystusem) został ukrzyżowany, aby zniszczone zostało ciało grzechu i żebyśmy dalej nie służyli grzechowi. Jesteśmy z Nim na podobieństwo śmierci związani więzami wewnętrznymi. Jesteśmy z Nim w śmierci pogrzebani.
To zaś współumieranie i współpogrzebanie nigdzie nie jest prawdziwsze jak we Mszy św. Iść na Mszę św., to iść na Kalwarię. Iść na Mszę św., to znaczy umierać według starego człowieka. Iść na Mszę świętą szczerze, z przekonania, to dla starego człowieka coś bardzo poważnego, coś bardzo niebezpiecznego, coś w pełnym znaczeniu śmiercionośnego.
Kiedy się zbliżamy do ołtarza, wtedy ogień pożera to, co kiedyś św. Paweł nazwał sianem i pustą słomą. Msza św. działa krwawo, unicestwia. Nie można iść poważnie na Mszę św. i wracać do domu człowiekiem starym, pysznym, samolubnym, gniewliwym i zmysłowym jak dawniej. Myśl o tym, gdy posłyszysz głos dzwonków na podniesienie! Podniesienie to śmierć starego człowieka!
Dzwonki na podniesienie powinny również ogłaszać narodziny człowieka nowego. Umiera się w kościele nie, by umrzeć, lecz aby żyć. My wiemy, że zostaliśmy przeniesieni z śmierci w życie (Jan 1, 3), w nowe, nadprzyrodzone boskie życie! (Rzym. 6, 4). Tak jak to wyraża słowo przeistoczenie, lepiej może łacińskie transsubstantiatio - przepostaciowanie, starej istoty w istotę całkiem nową! Na tym polega zadanie Kościoła.
Praca katolicka nie jest łataniem rzeczy starych. Nie chce ona być tylko dekoracją zewnętrzną, powierzchownym pobielaniem po chrześcijańsku ściany frontowej. Nie przynosi ona tylko jakiejś czysto naturalnej moralności, służącej dobru ogólnemu, wpajającej trochę poczucia obowiązkowości, trochę opanowania, trochę posłuszeństwa... Musimy to często powtarzać: celem kościelnego duszpasterstwa jest nadprzyrodzony, ubóstwiony, z wiary, nadziei i miłości żyjący, nowy człowiek, człowiek łaski. Takim go czyni przeistoczenie!
Wzorem nowego człowieka jest Chrystus! Chrześcijanin, to nowy Chrystus! Naśladowca, odtworzyciel, obraz Jezusa! Ten, który może naprawdę i szczerze powiedzieć: Żyję ja, już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus! Ten co myśli, czuje, mówi i czyni jak Chrystus! Przemieniony, nadprzyrodzony rozum, który już myśli inaczej niż przedtem, który sądzi inaczej niż świat i doczesność, który rozważa wszystko w świetle wieczności! Przemienione serce! Człowiek jest tym, co kocha. Nowy człowiek ma nową miłość. On odczuwa wstręt do tego, co go dawniej pociągało, a pociąga go to, czym się dawniej brzydził, lub co obojętnie pomijał.
Przemienione oko! Ziemska żądza nowości zginęła. Na jej miejsce przyszła niebieska, szukająca Boga. Przemienione ucho! W miejsce dawnej głuchoty wstąpił subtelny słuch, wrażliwy na wołanie Ducha Św. Przemieniony język, - milczący, uduchowniony, rozmiłowany w Bożym Słowie, które się stało człowiekiem. Przemieniony cały sposób bycia! Szlachetny, pełen godności, przebóstwiony, jak przystało na dziecię Boże. Chrześcijanin bowiem to drugi Chrystus.
Tego chce przeistoczenie. Nie ma Mszy św. bez przeistoczenia. Nie ma życia chrześcijańskiego bez przemiany czysto naturalnego człowieka w obraz Jezusa! Jest to dzieło łaski. Przemienić nie potrafi żadna siła ludzka. Przy tym przeistoczeniu kapłan-człowiek schodzi na zupełnie dalszy plan. Występuje Chrystus i mówi:
To jest ciało moje. Moje ciało pod twoją postacią! Ty pozostajesz sobą, ale stajesz się równocześnie mną. Ty żyjesz, ale już nie ty, ale Chrystus w Tobie!
W ten sposób pojęte działanie służby Bożej i całego życia miałoby bardzo doniosłe skutki. Gdyby wreszcie chrześcijanie tak rozumieli przeistoczenie, musiałaby również nastąpić zmiana upragniona i oczekiwana całego publicznego, społecznego i politycznego życia. Chrystus szedłby przez ulice. Chrystus panowałby w rodzinach, warsztatach, urzędach i szkole. Chrystus pod postaciami chrześcijan! Każdy chrześcijanin stałby się Chrystusem!