Na szczytach gór można lepiej rozmyślać i modlić się niż na ulicach. Gdy się chce dobrze rozmyślać i modlić, trzeba wokoło siebie stworzyć samotnię. To zaś najlepiej udaje się w górach. Dlatego to nieszczęściem dla dusz stało się, że dzisiaj góry, te wielkie ołtarze całego stworzenia, te Boże kazalnice, zbezczeszczono hałasem i wybrykami wycieczkowiczów, nie szanujących dnia świętego. Szczyty górskie winny być zastrzeżone dla tych, którzy na nich Boga poszukują.
Jezus znalazł się ze swymi trzema umiłowanymi Uczniami na górze Tabor. Zbawiciel się przemienia. Oblicze Jego świeci jako słońce. Szaty bieleją jako śnieg. Dwaj przedstawiciele Starego Zakonu ukazują się i rozmawiają z Nim. Scena na Taborze to nie tylko pobożna rozmowa. Spowija ją dziwna powaga. Rozmowa toczy się około mającego nadejść krwawego dramatu na Golgocie. Apostołowie nie potrafią pojąć konieczności cierpienia. Zaledwie przed sześcioma dniami zapewniał Piotr Jezusa z żywością: Żadną miarą to nie może przyjść na Ciebie. Dziś zaś, by nie musiał wstępować na kalwaryjską górę, chce zbudować trzy namioty i żyć spokojnie. Ewangelia jednak dodaje: Piotr nie wiedział, co mówił. Idea ofiary i jej bezwzględna konieczność były mu jeszcze obce.
Czy jednak my po 19 wiekach chrześcijaństwa postąpiliśmy wyżej, niż w owym czasie Piotr? Czy już rozumiemy tajemnicę ofiary i jej bezwarunkową konieczność dla ratowania świata? Czy rozumiemy tę największą tajemnicę Nowego Przymierza, która się codziennie na naszych ołtarzach ponawia? Czy pojmujemy, że Tabor, góra Przemienienia, może być tylko krótkim wypoczynkiem, a nie trwałą ojczyzną duszy, i że przeciwnie, góra Ukrzyżowania jest miejscem, gdzie prawdziwe, silne chrześcijaństwo powinno sobie namioty budować i mieszkać? Zrozumiemy tę prawdę głęboko dopiero wtedy, kiedy zrozumiemy i przeżyjemy duchowo to, co się sprawuje codziennie na naszych ołtarzach, a co nazywamy Mszą św.
Czymże jest Msza św.? Współczesną Golgotą. Najważniejszy dzień całej historii świata, to Wielki Piątek. Najważniejsza godzina w historii świata, to godzina konania Chrystusa. Od tej godziny zawisło zbawienie świata po wszystkie wieki. Cóż czynił Jezus na krzyżu? Od godziny 12 do 3 odprawiał Mszę św. Odprawiał Mszę św. jako zastępca i przedstawiciel całego rodzaju ludzkiego. Odprawiał Mszę św. uwielbienia i oddania się aż do ostatniej kropli Krwi, do ostatniego ścięgna swojego Ciała, do ostatniego oddechu swoich piersi. Oto uznanie najwyższych praw Boga do własności i panowania. Ta Msza św. jest pokutą i zadośćuczynieniem za wszystkie grzechy całego świata. On niemoce nasze nosił. On cierpiał na sobie nasze bóle. On był zraniony za nasze zdrożności (Izaj. 53). To Msza ubłagania i wołanie o zmiłowanie nad nami.
Ta trzygodzinna Msza św. ukrzyżowanego Arcykapłana, Chrystusa, zrobiła w niebie takie wrażenie, że Bóg z powodu tej ofiary postanowił człowiekowi odpuścić grzechy i przywrócić go do wiecznej szczęśliwości. Ludzkość została odkupiona. Jasną jest rzeczą, że to największe zdarzenie między stworzeniem świata i sądem ostatecznym, które ustawicznie stoi przed Bożymi oczyma, nie może i na ziemi iść w zapomnienie. Wspomnienie tej ofiary jest stale a żywo przechowywane we wszystkich kościołach i rodzinach, w krajach katolickich, nawet przy drogach i po górach, przez krucyfiks, jako błogi znak odkupienia.
Lecz sam krzyż, chociaż tak pełen znaczenia, jeszcze nie wystarcza. Krzyż nie jest Chrystusem. To tylko jego obraz. Wszechświatowej doniosłości dzieło krzyżowej ofiary, nie tylko przez obrazy powinno dalej przemawiać. Ono powinno dalej żyć. Krwawa ofiara Chrystusa jako zbawienie świata musi w pewnym sensie być również nieśmiertelna, wszędzie obecna, i wiecznotrwała, jako coś wielkiego, niezapomnianego aż do ostatecznego sądu. Oto cel katolickiej Mszy świętej.
Katolicka Msza św. jest w swej najgłębszej treści wspomnieniem, odnowieniem, żywym przedstawieniem dramatu, który się odbył na Golgocie. To wykonywanie testamentu, ostatniej woli Jezusa, przez ustanowionych przez Niego kapłanów; to wykonywanie słów Chrystusowych: To czyńcie na moją pamiątkę! Ofiaruje się Chrystusowe Ciało i Chrystusowa Krew! Ofiaruje się Zbawca Bóg, który przybywa na ołtarz podczas konsekracji. Kto idzie na Mszę św., ten idzie na Kalwarię. Msza św. ze swoim przeistoczeniem jest powtarzaniem wielkopiątkowej ofiary. Kto podczas Mszy św. nie czuje się duchem obecny na Kalwarii, na górze ukrzyżowania, ten nie ma najmniejszego pojęcia o katolickiej Mszy.
Czymże jeszcze jest Msza św.? Zdrojem łask. Wszystkie łaski spływają na nas z krzyża. Krzyż to ośrodek wszelkich łask. Łaska Boża spływa na nas przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Odkupieni jesteśmy Krwią drogocenną. To najważniejszy dogmat chrześcijaństwa! Lecz łaski, które się znajdują w Jezusowym Sercu niby w jakimś zbiorniku, potrzebują łożyska, przez które mogłyby do człowieka przepłynąć.
I to łożysko zostało uczynione podczas ostatniej Wieczerzy. Jest nim pod postaciami chleba ukryte Ciało Pana, które za nas było wydane, jest nim pod postaciami wina ukryta Krew Chrystusa, która za nas była wylana. Jest nim Msza św. Słowa św. Pawła, że bez Krwi rozlania nie byłoby odpuszczenia grzechów, będą miały tak długo swoje znaczenie, jak długo człowiek będzie istniał na ziemi. Msza św. to rzeczywiste, acz niewidoczne, przelewanie Krwi Ran Chrystusowych. Msza św. to coś więcej jak Limpias. Limpias to tylko obraz, Msza św. to rzeczywistość, to modlący się, ofiarujący, krwawiący i rozdzielający łaski Chrystus.
Ponieważ Msza św. jest ofiarującym się i udzielającym łask Chrystusem, przeto skoro tylko kapłan wymówił słowa konsekracji, już wtedy można powiedzieć: wszelkie zbawienie zależy od Mszy św. Bez Mszy św. nic byśmy nie mogli uczynić. Bez Mszy św. wysechłby strumień łask płynących z krzyża. Bez Mszy św. nie ma odpuszczenia grzechów. Bez Mszy św. nie ma żadnej łaski. Bez Mszy św. nie ma świętości. Bez Mszy św. nie ma szczęśliwości. Wszystko zawisło od Mszy św., ponieważ wszystko zawisło od Ofiary Chrystusowej, a Ofiarą Chrystusową jest właśnie Msza św.
Msza św. to wielki strumień łask chrześcijaństwa. Żyjemy ze Mszy św. Istnieją jeszcze inne środki łaski, które zwiemy sakramentami. Chrzest, bierzmowanie, pokuta, namaszczenie, kapłaństwo, małżeństwo. Lecz strumienie te, to jakby poboczne przewody, które wypływają z głównego łożyska Mszy św., z niego czerpią swe siły, a ono zaś ze źródła, z ofiarującego się na ołtarzach Chrystusa. Istotną rzeczą w zbawieniu ludzkości jest Msza św.
Czymże jest wreszcie Msza św.? Służbą Bożą. Nie ma innej służby Bożej! O sposobie, w jaki winniśmy Bogu cześć oddawać, decyduje Bóg. Oficjalną formą służby Bożej od samego początku ludzkości jest ofiara, uznanie najwyższych praw własności i panowania Boga nad człowiekiem, przez oddanie Mu tego co posiadamy, nie wyłączając życia samego. Służbą Bożą była ofiara w zamierzchłych czasach Patriarchów. Służbą Bożą była ofiara w Starym Zakonie. Służbą Bożą jest ofiara nawet tam, gdzie wiara w jednego Boga Stworzyciela nieba i ziemi została przyćmiona - w pogaństwie. Historia stwierdza to zbyt jasno: bez ofiary nie ma służby Bożej.
Jedyną religią, która nie posiada ofiary a w następstwie tego i służby Bożej, jest protestantyzm. Chrystus chciał, by chrześcijaństwo było religią najdoskonalszą. Musiał więc zabezpieczyć i to, by najdoskonalsza religia miała i najdoskonalszą służbę Bożą, a ponieważ nie ma służby Bożej bez ofiary, by miała i najdoskonalszą ofiarę. Ustanowienie chrześcijańskiej służby Bożej odbyło się podczas Ostatniej Wieczerzy. Przez bezkrwawą Ofiarę Chrystusa wszystkie inne ofiary zostały pozbawione swojej siły. Od tej chwili nabrało ważności prawo: Nie ma służby Bożej bez ofiary Chrystusowej, bez Mszy św. Religia, której brakuje Mszy św., nie ma serca.
Lecz z tych przesłanek musimy wyciągnąć wszystkie następstwa. Musimy widzieć we Mszy św. to, co jest dla nas najwyższego, musimy widzieć serce naszej wiary. Musimy ją, ponieważ jest sercem katolicyzmu, wyżej cenić niż wszystko inne, co nam daje Kościół. Kościół obfituje w nabożeństwa. Ale nad wszystkimi nabożeństwami stoi Msza św., Ofiara Chrystusowa, służba Boża Nowego Zakonu.
Dopiero po takim rozważaniu można ocenić nieszczęście tych, którzy będąc zresztą katolikami, mało sobie cenią Mszę św. A to się dziś niedostatecznie podkreśla! Nowe czasy, których z taką tęsknotą wyczekujemy, zawisły w wielkiej mierze od tego, jak się w przyszłości ustosunkujemy do Mszy św., nawet w dzień powszedni. Katolicyzm bez ukochania Mszy św., jest katolicyzmem bez serca.