Msza św., to największy na tej ziemi skarb, to złoty klucz do nieba; lecz jest jeszcze jeden skarb niebieski, zapewniający nam niebo, jednym słowem jest coś, co Mszy św. daje wartość najwyższą, a tym jest Komunia św. - Oczywiście, słuchając Mszy św., jesteśmy obecni odnowieniu Męki i Śmierci Pana Jezusa; ale, przystępując do Komunii św., otrzymujemy sami Pana Jezusa i stajemy się żywym Jego przybytkiem.
Przez Mszę św. bierzemy udział w owocach Męki i Śmierci Chrystusa Pana, lecz przez Komunię św. same drzewo życia, to jest Pan Jezus, staje się naszą własnością.
We Mszy św. towarzyszymy Panu Jezusowi na Kalwarię, na śmierć; w Komunii św. bierzemy udział w Jego uczcie.
We Mszy św. Pan Jezus nas wzywa, abyśmy z Nim płakali i cierpieli, w Komunii św. zaprasza nas, abyśmy się Nim weselili, radowali.
We Mszy św. obmywa nas Krwią Swoją Przenajświętszą, w Komunii św. zaś żywi nas Ciałem Swoim.
Msza św. jest tylko zapowiedzią nieba, Komunia św. jest zadatkiem wiecznej szczęśliwości.
Choć Pan Jezus jako Bóg jest wszechmocny i mądrością samą, nie mógłby jednak dać nam nic większego nad Komunię św.
Przystępujmy więc do Komunii św., ile razy tylko jesteśmy na Mszy św.
* * *
Czytamy w historii rzymskiej, że Agrypa był przez 6 miesięcy więźniem cesarza Tyberiusza, następca cesarza wypuścił go na wolność z gestem, pełnym szczodrobliwości; dał bowiem cesarz Agrypie łańcuch złoty, tyle ważący, ile łańcuchy żelazne, którymi tak długo był skuty, chcąc mu przez to wyrazić, iż pragnie przywiązać go, ale dobrodziejstwami równie wielkimi, jak ciężkimi były żelazne więzy, jakimi skrępował go Tyberiusz. - Tak i z nami postępuje Pan Jezus, jeśli w czasie Mszy św. przystępujemy do Komunii św. - Przez Mszę św. przypomina nam Swoją Mękę, uwalnia nas od łańcuchów żelaznych, jakimi nas spętał szatan, a w Komunii św. przykuwa nas złotymi łańcuchami Swojej miłości.
Nie mówcie mi, iż jest niemożliwym przystępować często do Komunii św. Znam zakłady wychowawcze żeńskie, gdzie uczennice codziennie bywają na Mszy św. i przystępują do Komunii św. Znam również zakłady wychowawcze dla chłopców, gdzie również codziennie wszyscy chodzą na Mszę św. i prawie wszyscy komunikują. Znam także świetlice świątecznych zebrań rannych dla młodzieży, gdzie co niedziela wielu, wielu przyjmuje Komunię św. Znam kraje, gdzie co rano licznie, tak mężczyźni, jak i kobiety i dzieci uczęszczają na Mszę św. i do Komunii św. Jeśli więc dla tych wszystkich Komunia św. codzienna jest możliwą, dlaczego tylko dla was ma to być niemożliwym?
Nie mówcie mi, że ci, co tak czynią, to ludzie bez nauki, niskiego pochodzenia.
Jeśli kiedy znajdziecie się w Turynie lub w dużych miastach, ujrzycie w kościołach panów, pułkowników, kapitanów, profesorów, posłów do parlamentu, senatorów, baronów, książąt, którzy co rano idą na Mszę św. i do Komunii św. przystępują z większą od innych pobożnością.
* * *
Pewien pan udał się na Mszę św. do kościoła św. Marii we Florencji i wychodząc, spotkał swojego znajomego, urzędnika z ministerstwa, który go zapytał:
"Go ty tu robisz? Czy byłeś na Mszy św.?".
"Tak, właśnie co byłem na Mszy św.".
"Ach - odrzekł urzędnik - zostaw te przesądy, właściwe tylko głupcom".
"Drogi przyjacielu - odpowiedział ów pan - przypatrz się tym trzem starcom, co' schodzą ze schodów kościoła. Czy znasz ich! Jeden, to Gino Capponi, drugi, Manzoni Aleksander, a trzeci, Mikołaj Tommaseo. Wysłuchali oni tej Mszy św., na której i ja byłem, przebywam więc w dobrym towarzystwie".
I był w dobrym towarzystwie, bo Gino Capponi, to sławny literat, Manzoni, największy nowoczesny poeta i powieściopisarz włoski, a Mikołaj Tommaseo był to znany polityk, minister oświaty. - Prawie codziennie ci trzej, pełni sławy Włosi, przystępowali do Komunii św.
Och! tak, zostawmy nasze uprzedzenia, chodźmy na Mszę św., a znajdziemy się tam w dobrym towarzystwie ludzi, którzy więcej wiedzą i więcej są od nas warci.
Ze Mszy św. i z Komunii św. wynosi się wszelkie dobro i otrzymuje się wszelkie łaski.
* * *
Generał Sonis, jeden z najszczęśliwszych i najwaleczniejszych wodzów, był raz pytany, co robił, że nigdy żadnego na wojnie posunięcia nie pomylił.
"Odpowiem wam zaraz - odrzekł pobożny generał - co rano, gdy tylko jestem wolny, idę na pół godziny nauki do najdzielniejszego wodza, jaki kiedykolwiek mógł istnieć".
"A do kogo?".
"Do Jezusa - odrzekł Sonis - idę na Mszę św. i do Komunii św. Oto tajemnica wszystkich moich zwycięstw".
We Mszy św. i w Komunii św. uczymy się także dobrze umierać.
* * *
Rok 1793 był rokiem terroru dla katolików we Francji. W ubogim klasztorze koło Paryża, dziewice, Bogu poświęcone, czuwały na modlitwie. Ich pieśń roztaczała dokoła atmosferę pobożności i niewysłowionej słodyczy. Nadeszła godzina Mszy św., w czasie której wszystkie zakonnice przystąpiły do Komunii św. Otrzymawszy Jezusa, zaśpiewały Magnificat, a echo pobożnie daleko je roznosiła. Wtem horda dzika, żądna krwi, pochwyciła te głosy anielskie, błagalne i jak rzeka wezbrana wpada do świątyni, wołając: "Śmierć bożkom. Wynosić się stąd. Śpiewajcie albo "Marsyliankę", albo gilotyna. Dosyć tego "Magnificat".
A dziewice, niewzruszone, śpiewały dalej, a oderwane siłą z kościoła, idą parami na śmierć, pełne wesela. Z fatalnego rusztowania spływa krew dziewic, Bogu poświęconych, a chór, coraz słabszy, dalej Panu śpiewa. Jeszcze trzy... dwa głosy, a w końcu ostatni zamiera na wargach najmłodszej nowicjuszki. Skończył się Magnificat, a w niebie rozpoczęło się Te Deum.
O, jakżeż to pięknie umrzeć dla Jezusa, z Jezusem w sercu!