Wiecie dobrze, najmilsi, że jest obowiązkiem naszym słuchać Mszy św. w niedzielę i w święta i kto bez ważnej przyczyny tego nie dopełnia, ma grzech ciężki. A jednak jakże wstydu godnym jest postępowanie wielu chrześcijan, którzy nie dbają o Mszę św. i tak łatwo się z niej zwalniają! Święta schodzą na zawieraniu kontraktów, na rozmowach, na spacerach, na zabawach i tak postępując, wielu zaniedbuje, traci i lekceważy Mszę św. - Nie czyńmy tak, gdy w święto słyszymy radosny głos dzwonów, pomyślmy sobie, że to głos Boga, który nas woła do domu Swego i nie odmawiajmy Panu Jezusowi, nie odwracajmy się od Niego plecami.
Przypomnijmy sobie pierwszych chrześcijan, którzy udawali się na Mszę św. z narażeniem życia.
* * *
Opowiadają o św. Anizji Dziewicy, iż, idąc razu jednego w niedzielę na Mszę św. pomimo prześladowania, jakie podówczas panowało, spotkała żołnierza cesarza Dioklecjana, a ten, ujrzawszy ją, domyślił się, że jest chrześcijanką.
"Stań - rzekł - dokąd idziesz?".
"Jestem chrześcijanką - odrzekła odważnie młoda Anizja - i idę na zebranie wiernych".
"Ach! jesteś chrześcijanką - zawołał żołnierz - przeszkodzę ci iść do twego Pana, a zaprowadzę cię, abyś bogom złożyła ofiarę".
Mówiąc to, schwycił ją za ramię i chciał pociągnąć za sobą. Anizja oparła się silnie i wezwała na pomoc swego Boga, swego Jezusa. Na to ten człowiek nieludzki wpada w złość, wyciąga miecz z pochwy i uderza w serce chrześcijanki. Pada Anizja, krwią własną zbroczona, męczeństwem zatwierdzając gorliwość słuchania Mszy św. w niedziele i święta.
* * *
Również nasi misjonarze opowiadają nam przepiękne przykłady z życia niecywilizowanych ludzi, którzy narażają się na kilkodniowe podróże przez góry, pustynie, lasy, aby tylko wysłuchać Mszy św.Ojciec Marista, misjonarz z Oceanii, przytacza fakt, który wydarzył się niedawno. Pewnego dnia miał odprawić Mszę św. na otwartym polu, nagle na morzu ujrzał coś dziwnego, co zdawało się zbliżać ku wybrzeżu. Cóż to było? Cały szczep Murzynów, którzy rzucili się wpław do morza i przepłynęli przestrzeń przynajmniej sześciu mil, z narażeniem życia, by tylko mieć tę pociechę wysłuchania Mszy św.
* * *
Ojciec Bresciani, opisując, jak coraz bardziej się szerzy wiara prawdziwa na Białej Rusi, przytacza, że biedni jej mieszkańcy, otuleni futrem niedźwiedzim lub rysim, brną w śniegu przez lasy i noc całą, byleby tylko dostać się na Mszę św. - nieraz mrozy były tak wielkie, że i wino w kielichu zamarzało, a ludzie ci, nie mogąc pomieścić się w kościele, na dziedzińcu kościelnym w śniegu stali lub klęczeli, modląc się i bijąc się w piersi; zdarzało się, że dzieci mdlały na zimnie, wtenczas matki, tuląc je do łona, ogrzewały je własnym tchnieniem, cucąc je i przywołując do przytomności.
* * *
Nie tak dawno temu arcyksiążę austriacki Franciszek Ferdynand jechał do Berlina, by trzymać do chrztu czwartego syna następcy tronu niemieckiego.
Wtenczas to zdarzył się następujący fakt charakterystyczny i pouczający.
Arcyksiążę wyjechał z Wiednia w sobotę wieczorem i miał przybyć do Berlina w niedzielę koło 11-tej rano.
Przed wyjazdem zatelegrafował, prosząc cesarza Wilhelma, by na dworcu nie witano go oficjalnie, albowiem spóźniłby się na ostatnią Mszę św. w kościele św. Jadwigi, która odprawia się o 11.30.
Odwołano więc oficjalne przyjęcie, cesarz pojechał na dworzec sam, w towarzystwie następcy tronu i adiutantów, aby powitać dostojnego gościa, skąd autem i wprost podążyli do kościoła św. Jadwigi.
Jakże powinni być zawstydzeni ci, którzy dla błahych, niemądrych powodów opuszczają Mszę św.!
Niechże te heroiczne przykłady pobudzą nas do wiernego wypełniania obowiązku słuchania Mszy św. w dni świąteczne. I gdybyśmy byli zmuszeni pracować w święto, gdyby kościół był daleko i pora roku brzydka, to i tak uczyńmy ofiarę i nie opuszczajmy Mszy św.
Iluż jest robotników, urzędników, pracowników na kolei, pocztach, telegrafach, którzy muszą w niedzielę i święta pracować, a jednakże nie opuszczają Mszy św. i słuchają jej w rannych godzinach, przystępując również do Komunii św., a Bóg z pewnością błogosławić im będzie, jak również i ich rodzinom.