Z tego przykładu weźmij sobie naukę, żebyś we Mszy św., której słuchasz za dusze w czyśćcu cierpiące, zawsze ofiarował Krew Najświętszą Chrystusa Pana za nie przelaną, albowiem przez nią pocieszysz je i pokrzepisz. A dla zachęcenia cię da gorliwszego słuchania Mszy św., lub do zamawiania jej za dusze zmarłych, dodam jeszcze, co w tym względzie wyrzekł doktór Kościoła, św. Hieronim: "Dusze w czyśćcu cierpiące, za które kapłan modli się podczas Mszy św., nie cierpią mąk, dopóki trwa Msza św." Podobnie wyraża się także św. Grzegorz: "Męki dusz zmarłych, za które Msza św. się odprawia, i za które kapłan podczas niej osobno się modli, bywają im odpuszczane lub skracane".
Na koniec dołączamy tu następujące prawdziwe zdarzenie:
* * *
W mieście P. żyła dziewczyna Marjanna B. Była to szwaczka pobożna i cnotliwa, i dlatego powszechnie poważana i kochana. Do najmilszych jej praktyk religijnych należało, że co miesiąc zamawiała Mszę św. na intencję tej duszy w czyśćcu, której czas wyzwolenia z mąk według rozporządzenia Boskiego był najbliższy. Jak P. Bóg właśnie ludzi cnotliwych nawiedza, by doświadczyć ich wytrwałość, tak też i u tej panny pobożnej nie obyło się bez dni dolegliwości. Wpadła w ciężką chorobę, która ją cały rok trzymała w łóżku, aż wreszcie odzyskała zdrowie, ale postradała dla długiej choroby wszystkich, którzy jej robotę dawali, i nie było innego sposobu, jak szukać służby. Temi myślami zakłopotana pobiegła w pierwszym dniu swego wyjścia do kościoła. Po drodze przypomniała sobie z żalem serca, że w czasie choroby zaniedbać musiała Mszy św. na intencję dusz czyśćcowych. Cóż miała czynić w smutnem swem położeniu? Wszystkie swe pieniądze oszczędzone spotrzebowała na chorobę; jednego tylko franka jeszcze miała w kieszeni. Mogła więc jeszcze zamówić Mszę św., lecz wtedy pozostałaby bez grosza, bez chleba, a już głód począł jej dokuczać. Lecz pomyślała sobie: biednej duszy w czyśćcu większe dokuczają męczarnie; to też po chwili wahania się przemogła miłość w jej sercu, i Marjanna nie cofnęła się przed tą nową ofiarą, owszem polecając się całkiem Opatrzności Boskiej, weszła do kościoła, zamówiła Mszę św. podług swej intencji u księdza, który właśnie ubierał się do Mszy św. w zakrystji, nabożnie jej wysłuchała i w niej komunikowała na intencję duszy, którą z czyśćcowych mąk wybawioną mieć pragnęła.
Opuściwszy kościół, poszła odwiedzić swą przyjaciółkę, u której spodziewała się znaleźć pociechę, radę i pomoc. Wtem zastąpił jej drogę młodzieniec szlachetnej postawy i łagodnego, oblicza, pozdrowił ją uprzejmie i rzekł. "Szukasz umieszczenia za służącą, nieprawdaż? "Tak jest panie", odrzekła Marjanna, cała zmieszana tem zapytaniem; "i dziwno mi jest, ze nie znając pana, słyszę od niego rzecz, której nikomu jeszcze nie powierzyłam." - "Mniejsza o to", odpowiedział nieznajomy, "idź na ulicę i do domu (który jej wymienił), tam, znajdziesz niewiastę, u której przyjąć możesz służbę i gdzie będziesz szczęśliwą". I nie czekając odpowiedzi, znikł wdzięcznym ukłonem ją żegnając.
Zdumiona Marjanna niebawem pobiegła na wskazane miejsce. Stanąwszy u drzwi wspaniałej kamienicy, zadzwoniła, a zacna jakaś matrona wpuściła ją do mieszkania, gdzie Marjanna opowiedziała po co przybyła. "Prawda, że potrzebuję służącej (odrzekła ta pani), lecz powiedz mi, skąd wiesz o tem? Wczoraj wieczorem dopiero oddaliłam mą sługę dla słusznego powodu, o czem z nikim jeszcze nie rozmawiałam i właśnie wyjść chciałam, by postarać się o inną; nie mogę przeto pojąć, od kogo dowiedzieć się mogłaś o tym interesie."
Poczciwa Marjanna opowiedziała, pani jakie miała spotkanie z młodzieńcem i jak z zaufaniem poszła za jego radą. Wprowadzona potem przez panią do pokoju, spostrzegła tam portret jakiegoś młodzieńca i zawołała zdziwiona: Pani, toć to ten dobry pan, który mię tu przysłał. Poznaję jego postać i ten wyraz dobroci, którego nigdy nie zapomnę".
Na te słowa zbladła pani X., padła ze łzami na krzesło i rzekła: "Co ty mówisz? ten portret wyobraża mego syna, któregom utraciła przed czterema laty"! Wtedy Marjanna od razu poznała cudowną dla niej dobroć Boga, upadła do nóg biednej matce łzami zalanej i z rzewną otwartością wyznała jej wszystką co jej się zdarzyło tego rana, o jej chorobie, o ostatnim franku, o jej walce wewnętrznej: czy ma oddać ten pieniądz na Mszę św. za duszę, która zbawienia najbliższa, o spotkaniu młodzieńca itd.
Biedna matka drżąc od wrażeń smutnych i miłych, uściskała Marjannę, wołając: "O pobożna dziewczyno! tobie zawdzięczam wybawienie mego syna. Umarł on przed czterema laty, a z tak pobożnem zdaniem się na wolę Bożą, że go na pewno mieniłam już być w niebie. Lecz bez ciebie może długo jeszcze byłby cierpiał w czyśćcu. Tobie więc zawdzięczam szczęście, którego mój syn już teraz zażywa w niebie. On to przysłał ciebie do mnie. Niech Panu Bogu będzie chwała nieskończona! Jużci na zawsze zostaniesz u mnie, ale nie jako sługa, lecz jako moja kochana przyjaciółka, siostra."
Tak zatem miłość tej biednej dziewczyny ku duszom w czyśćcu cierpiącym już tu na ziemi odebrała nagrodę. - Dowiedzieliśmy się a tem zdarzeniu z ust czcigodnego księdza, któremu Marjanna B. sama je opowiedziała.