Rzymskie Martyrologium
Śpiewaj z nami GODZINKI
Z Bogiem - rozmyślania dla świeckich
Wspólnota modlitewna
Wspierajmy dusze czyśćcowe Mszą św.

Ile kar czyśćcowych gładzi jedna Msza św., nie wiadomo. Ale to wiemy z nauki Kościoła św., że szczególnie ofiarą Mszy św. dopomódz możemy duszom w czyśćcu cierpiącym. O gdybyśmy wiedzieli, jakiego pokrzepienia dostępują te dusze przez Mszę św., jakżeby nam pilno było, z poczucia miłości bliźniego, postarać się o Msze święte dla nich? A jeżeli ani jednej Mszy św. za nie zamówić nie możesz, słuchaj przynajmniej wiele Mszy św. za nich, proś twych przyjaciół, żeby jednej lub kilka Mszy św. dla nich wysłuchali, ponieważ przez nią łatwo wybawione być mogą. Taką radę dał O. Tamburinus ubogiej wdowie, która żaliła się przed nim, że ani jednej Mszy św. zamówić nie może za duszę swego męża. Odpowiedział jej: "A więc słuchaj wiele Mszy św., ofiarując je za biedną duszę twego męża." Tę radę i ja zalecam wszystkim ludziom ubogim, nie będącym w możności zamówić Mszy św., bo lubo większe ma znaczenie Msza św. zamówiona, jak tylko słuchana, sprawia jednak ulgę biednej duszy Msza św. zą nią ofiarowana i najświętsza Krew Zbawiciela za nią przelana.
O skróceniu cierpień dusz czyśćcowych przez ofiarowanie Mszy św. wiele nam Ojcowie święci i uczeni teologowie przykładów podali. My ich kilka przytoczymy:
Czytamy w "Żywotach świętych", że za czasów świętego Bernarda, opata w Clairvaux, umarł był zakonnik, który w nocy następnej pokazał się był zakonnikowi sędziwemu i pobożnemu i rzekł do niego: "Chodź ze mną i patrz, na jakie skazany zostałem męki za sprawiedliwym wyrokiem Boskim". Poczem zaprowadził go do studni ognistej, bardzo przestronnej i głębokiej, i rzekł: Patrz, w tę studnię straszliwą często wrzucon jestem. Nazajutrz rano ów zakonnik opowiedział to św. Bernardowi, który wszystkich swych braci zwoławszy na kapitułę, opowiedział im męki zmarłego brata i poważnie im zalecił, żeby modlitwy swemi i odprawieniem Mszy św. przejednali gniew Boży, i biedną duszę miłego spółbrata wybawili. Co skoro ojcowie bardzo nabożnie wypełnili, pokazała się po kilku dniach dusza nieboszczyka sędziwemu ojcu we śnie po raz, drugi, i z wesołego jej oblicza mógł on się domyślić, że już wiecznej zażywa szczęśliwości. Na zapytanie jego: "Jakże teraz jest z tobą"? odpowiedziała dusza: "Bogu dzięki! teraz jestem szczęśliwą." Starzec pytał się dalej: "I cóż cię wybawiło?" A wtedy zaprowadziła go dusza do klasztornego kościoła, w którym wiele było ołtarzy z księżmi przy nich stojącymi i nabożnie Msze św. odprawiającymi. Wtedy ów duch te osobliwsze wyrzekł słowa: "Patrz! oto są oręże łaski Boskiej, która mię wybawiły! ta jest moc miłosierdzia Bożego, nieprzezwyciężona; ta jedyna Ofiara, która gładzi, grzechy świata. Powiadam ci zaprawdę, że tym orężom łaski Boskiej, tej mocy miłosierdzia Bożego i tej Ofierze zbawiemnej dobroci Bożej nic oprzeć się nie zdoła, chyba serce pokutą gardzące, a zatem nie poprawne." Po tych słowach dusza znikła, a starzec obudził się ze snu. Nazajutrz opowiedział braciom zakonnym wybawienie duszy i wielką moc ofiary Mszy św., którą mu nieboszczyk wytłomaczył, co we wszystkich ojcach nową wznieciło gorliwość do pobożnego odprawiania Mszy św.
Z przykładu tego widzimy zarazem, że chociaż św. Bernard i jego bracia zakonni nie tylko Msze św. odprawiali za tę duszę, ale i wiele psalmów i modlitw odmówili i zapewne inne także uczynki pokutne wykonali, dusza jednakowoż o nich wzmianki nie czyni, ale łaskę swego wybawienia przypisuje tylko Mszom św. za nią odprawionym. Osobliwem także jest zdarzenie, które czytamy w żywocie św. Bertranda o jego ojcu, który będąc notarjuszem, pragnął zostać Kartuzem. Lecz namówiony do ożenku miał z swego .małżeństwa syna, św. Bertranda, który w 17 roku życia wbrew woli rodziców został Dominikaninem. W kilka lat później ojciec zachorował niebezpiecznie, a św. Bertrand wiernie mu asystował i aż do zgonu jego tak gorliwe czynił zabiegi o zbawienie jego duszy, że się spodziewał, iż jego ojciec pobożny dostał się wprost do nieba. Polecając duszę jego Panu Bogu, widział ją atoli w duchu w czyśćcowym ogniu i usłyszał ją żałośnie wołającą stamtąd do niego o ratunek. Ta mizerna postać ojca i jego lament przesuwały mu się we dnie i w nocy przed oczyma i tak zraniły jego czułe serce synowskie, że rozchorował się ze zmartwienia. Pragnąc ojcu dopomódz, nie przestawał wypełniać uczynków pokutnych, pościł prawie codziennie, używał często tylko chleba i wody, biczował się co noc aż do krwi, jak najczęściej odprawiał Mszę św. za jego wybawienie, o co prosił i swych braci, zakonnych i ustawicznie błagał Boga; a przecież wszelkiemi temi uczynkami pokutnemi tyle tylko wyżebrać zdołał od sprawiedliwości Boskiej, że dusza jego ojca dopiero po ośmioletnich mękach wyjść mogła z ognia czyśćcowego. Wtedy wybawiona pokazała się, dziękowała mu serdecznie za wyświadczoną pomoc i miłość gorliwą, oświadczając mu zarazem, że jeszcze wiele lat cierpieć byłaby musiała w czyśćcu, gdyby nie był tyle czynił dla niej.
To nam niech służy za przestrogę, że kiedy mąż tak pobożny tyle lat jęczeć musiał w czyśćcu, zanim go świątobliwy syn wielu Mszami św. i ostremi uczynkami pokutnemi wybawił, jakie nas czekają kary w życiu przyszłem, nas niedbałych o zbawienie duszy!
Ucz się stamtąd i ty, abyś się modlił za zmarłych twych krewnych i znajomych, a nie myślał, że już są w niebie; albowiem wejście do niego nie tak łatwe, jak się nam zdaje.
Szczególną jest pociechą duszom w czyśćcu cierpiącym ofiarowanie za nie Krwi najświętszej we Mszy św. Kiedy bowiem przenajdroższa Krew Pana Jezusa po raz pierwszy przelaną była na krzyżu, wybawiła wszystkie dusze z więzienia czyśćcowego, jak o tem świadczy (9, 11) Zacharjasz prorok: "Ty zaś we Krwi Przymierza Twego wypuściłeś więźnie twoje z dołów". Temi słowy wyrazić chciał prorok, że ogólne wybawienie swoje zawdzięczają dusze przelanej Krwi Chrystusowej. A cóż dopiero powiedzieć o mocy Mszy św., w której ta Krew najświętsza nowego i wiecznego Testamentu zawsze bywa przelaną na odpuszczenie grzechów naszych. Bez wątpienia ma moc pokrzepiania dusz, oczyszczania i wybawiania ich. Żadna ochłoda tyle nie orzeźwi leżącego w gorączce, ile kosztowna Krew Jezusa Chrystusa ochłodzi i orzeźwi, wylana we Mszy św. duchownym sposobem za dusze cierpiące.
Czytamy o tem w żywocie błogosławionego Dominikanina Henryka Suzo, który pobierał nauki w Kolonji z przyjacielem, zakonnikiem także, taką zawarli ugodę, że kiedy z nich jeden drugiego przeżyje, za zmarłego odprawi, kilka Mszy św. Po ukończonych naukach Suzo pozostał w Kolonji, przyjaciela zaś jego posłano do Bawarji, gdzie w kilka lat później umarł, i Ojca Suzo wnet zawiadomiono o jego śmierci. Ten wprawdzie pamiętał o swem zobowiązaniu, lecz tyle miał do odprawienia Mszy św., że przyrzeczonych zaraz odprawić nie mógł. Wszelako modlił się wiele za tę duszę, pościł ostro i inne wypełniał uczynki pokutne dla jej zbawienia. Po kilku dniach pokazał mu się zmarły przyjaciel w postaci bardzo smutnej i tak go wystraszył, że drżał na całym ciele. Nieboszczyk poważnie do niego przemówił i rzekł: "Przyjacielu niewierny! tak to dotrzymujesz obietnicy swojej?" A gdy mu przestraszony Ojciec Suzo odrzekł na to: "Nie bierz za złe, drogi mój przyjacielu, żem dla przeszkód odprawić nie mógł Mszy św., lecz natomiast modliłem się wiele za ciebie, pościłem i wiele spełniłem uczynków, pokutnych", odrzekł nieboszczyk: "Modlitwa twoja, acz Bogu miła, nie ma tyle mocy, aby mię z mąk wybawiła. Krwi nam potrzeba, nam duszom udręczonym, Krwi Jezusa Chrystusa, we Mszy św. za nas przelewanej i ofiarowanej, bo ta nas z męczarni czyśćcowych wybawi. Gdybyś był odprawił za mnie obiecane mi Msze św. jużbym był wyszedł z więzienia ognistego, czego iżeś nie dotrzymał, winien jesteś, że dotąd w niem goreję". Poczem nieboszczyk znikł, a Ojciec Suzo pobiegł do swego przeora, prosząc o zwolnienie go od Mszy św., do których się był zobowiązał, a utrzymawszy jego przyzwolenie, gdy w następnych dniach Msze św. odprawił za duszę swego przyjaciela, miał drugie widzenie nieboszczyka, który mu oświadczył, że jest teraz z czyśćca wyzwolony i za niego w niebie modlić się będzie.

wstecz | spis treści | dalej