Udział chrześcijan
To pojednanie przeciwieństw nie jest ani jakąś sztuczną receptą, ani kompromisem: polega wyłącznie na przestrzeganiu słusznej hierarchii walorów. Rozkwit Kościoła domaga się bowiem pewnego ładu, pewne] hierarchii walorów, które winny kierować działaniem chrześcijan i dadzą się sprowadzić do dwu głównych zasad: Prymat Ducha, wkorzenienie w doczesność.
I. Prymat ducha: apostolstwo
Działanie chrześcijan winno być w pierwszym rzędzie nadprzyrodzone. Winno być apostolstwem, czyli głoszeniem Ewangelii i udostępnianiem Życia Bożego.
O cóż bowiem chodzi?
O to, by szerzyć Odkupienie, by zbawiać dusze.
Ale jeden tylko Bóg może dokonać nawrócenia. Nigdy nie kładzie się zbytniego nacisku na ten fakt, że apostolstwo jest dziełem z istoty swej Bożym. To miłość Boża, udzielająca się światu poprzez Chrystusa i Kościół. Być apostołem to znaczy tyle, co rozewrzeć się na oścież Bożej szczodrobliwości, być Jego ubogim narzędziem i dawać Go światu. Jeżeli więc chwile decydujące, w których żyjemy, domagają się od chrześcijan "katolickiej" sympatii dla świata wstrząsanego bólami rodzenia, trzeba bardziej niż kiedykolwiek zaczynać od fundamentu: udział w życiu Bożym jest punktem wyjścia i celem wszelkiego apostolstwa. Będąc Rzeczywistością transcendentną, a więc poza zasięgiem człowieka, zdanego na własne siły, ofiarowuje się jako dar apostołowi, który winien gotować się na jej przyjęcie z najgłębszą pokorą. Łaska jest darem Bożym, najzupełniej niewspółmiernym z naszymi przyrodzonymi siłami.
Dusze idą do nieba tylko przez krzyż Chrystusowy, jedynego Pośrednika: "Jam jest droga, prawda i żywot". Bardziej niż kiedykolwiek w tym wieku oficjalnego i praktycznego ateizmu, sprawdza się przepowiednia Zbawiciela: "Beze mnie NIC czynić nie możecie" (Jan 15, 5). Słowa, jakie Papież Benedykt XV skierował do Misjonarzy w dalekich krajach dadzą się zastosować do wszystkich chrześcijan: "Niechżeż (apostoł) ufność swoją tylko w Bogu pokłada. Gdyż jeden Bóg może przeniknąć wnętrze duszy, rozświetlić umysł, zapalić wolę... On jeden może dać człowiekowi dostateczne siły, by szedł za prawdą i czynił dobrze... To też misjonarz pracowałby na darmo, gdyby Pan nie był z nim" (Benedykt XV "Maximum illud").
Apostolstwo ugruntowane na świętości
Jakżeż jednak wprowadzić "niewiernych" w królestwo, które nie jest z tego świata" bez zastosowania środków nadprzyrodzonych? Nie jest misją Kościoła "przywrócić królestwo Izraela" (Dzieje I 6). Dusze pójdą do krzyża, "spes unica," tylko przez modlitwę, pokutę i niezmożoną cierpliwość wiary i miłości. W ostatniej instancji - pisze papież Pius XI - "wszelka reforma prawdziwa i trwała, miała, jako punkt wyjścia, świętość, w ludziach rozpalonych do białości miłością Boga i bliźniego. Wielkoduszni i gotowi na wszelkie wezwanie Boże urośli oni tak bardzo, że stali się światłością i odnowicielami swojej epoki. Natomiast tam, gdzie zapał reformatorski nie wypływa z czystości duszy, ale jest tylko wybuchem namiętności, wnosi raczej zamęt niż jasności, niszczy, zamiast budować i nieraz staje się punktem wyjścia błędów zgubniejszych od zła, któremu usiłował przeciwdziałać" (Pius XI "Mit Brennender Sorge").
Nauka Pana nazbyt dziś idzie w zapomnienie: "Ten rodzaj żadnym innym sposobem nie może być wygnany, jeno przez post i modlitwę" (Marek 9, 28). Pierwszym naszym obowiązkiem jest świętość. Z Bogiem musimy jąć się pracy i zacząć w nas samych nawracanie świata. "Nie znaczy to zaznacza Ojciec Święty - jakobyśmy gardzili środkami ludzkimi, lub ganili wciąganie ich na służbę apostolstwa... lecz błąd na tym by polegał, gdybyśmy się NAJPIERW odwoływali do własnego przemysłu, widząc w siłach nadprzyrodzonych, w łasce, w modlitwie, w pokucie tylko środki drugorzędne" (Pius XII, Przemówienie do "Grand Retour" 1946).
Podkreślamy z największym naciskiem prymat absolutny, jaki należy się wartościom nadprzyrodzonym, tej racji bytu naszych dzieł. Tylko w tym świetle rozjaśniają się wszystkie inne problemy; tylko w tej rzeczywistości - pod bezpośrednim działaniem Ducha świętego w Kościele i w duszy apostoła - wszystko inne otrzymuje swój sens.
Dusza wszelkiego apostolstwa
A więc życie wewnętrzne jest "duszą wszelkiego apostolstwa" (Dom Chautard), odtrutką naturalizmu, gwarancją wierności dla "Unum necessarium" ("jednego potrzeba": Łuk. X, 42) i w gruncie rzeczy warunkiem nawróceń: gdyż człowiek współczesny nie rzuci swej ziemskiej Mistyki dla wiary zatrofiałej. Jest on spragniony Ewangelii, lecz bez odchyleń. "Mylą się z wielką szkodą dla dusz ci wszyscy, co myślą, że łatwiej uda się je pociągnąć do obowiązków i praktyk religijnych, jeśli się rozluźni jarzmo Pana..." (Pius XII, ib). Nie znaczy to bynajmniej, żeby apostoł, za przykładem świętego Franciszka Salezego, nie miał budzić miłości dla "prawdziwej pobożności." "Nie mniej błądzą ci, którzy na drodze wskazują tylko ciernie i osty i nie starają się uczynić jej miłą" (Ib).
Należałoby przypomnieć całą tradycję duchową Kościoła - magisterium, autorów mistycznych - żeby dowieść, że bez ścisłej i ciągłej łączności z Chrystusem nie ma ani świętości, ani apostolstwa. A więc apostoł, kapłan, czy świecki, winien kłaść na pierwszym planie, w skali wartości, modlitwę, milczące skupienie, życie wewnętrzne i to wszystko, co je zasila: rekolekcje, dni skupienia, uczęszczanie do sakramentów. Brewiarz winien być codziennym pokarmem sługi Bożego, który poza tym będzie czerpać soki żywotne w wielkim nabożeństwie i miłości do Matki Najświętszej. Ale modlitwa myślna, czytanie duchowe, ofiara Mszy świętej, uczęszczanie do Sakramentów - to nie tylko takie sobie "praktyki", którym trzeba poświęcić mniejszą lub większą część działania; to źródło nieodzowne, to pokarm substancjalny chrześcijańskiego życia; nie chodzi więc tylko o powierzchowny polor, ani o sztuczną "dietę," którą można dawkować dowoli: jest tylko jedno autentyczne apostolstwo: - tylko pod warunkiem czerpania w Bogu, w Chrystusie, w Jego Kościele tego życia Bożego, które obowiązkiem naszym jest komunikować bliźnim.
Apostolstwo "realne"
W pełni nadprzyrodzone, Apostolstwo winno być również przystosowane. Pod warunkiem, że słowo to nie będzie źródłem nieporozumień.
Przystosowanie nie znaczy udogodnienie, ani systematyczne zastępowanie "starego" - "nowym," tym mniej wykoślawienie przekazanej prawdy, lecz jedynie "Wcielanie" jej, integralne i inteligentne, w "teren" do nawrócenia.
Ale teren ten nie jest zawsze i wszędzie jednakowy. To tłumaczy - i uzasadnia - zmiany zachodzące w "metodach apostolskich" zależnie od danej epoki. Fakt ten jest tak doniosły, że musi zadecydować o programie, wskazanym dla naszych czasów. Głównym naszym zadaniem, tym które winno wyprzedzić wszystkie inne, jest "usiąść wpierw i obliczyć", by dokładnie zdać sobie sprawę z warunków, od których zależy obecnie warunków rechrystianizacja świata.
Apostolstwo misyjne
Na samym wstępie, jedno rzuca się w oczy: metody, wskazane dziś, różnią się radykalnie od metod tradycyjnych, stosowanych w czasach, gdy istniały "społeczności chrześcijańskie."
W średniowieczu bowiem, a nawet aż do XIX wieku, chrześcijaństwo było zlokalizowane na globie i apostolstwo misyjne miało charakter "geograficzny." Misjonarze "wychodzili" z terenów chrześcijańskich, by głosić dobrą nowinę "niewiernym". Pogaństwo było niejako poza orbitą społeczności chrześcijańskich.
Natomiast dziś oba "państwa" nie są już na zewnątrz siebie, lecz przenikają się nawzajem i przeplatają ciasno. Społeczeństwo pogańskie ze wszech stron wciska się życie codzienne chrześcijan. Społeczeństwo chrześcijańskie "zamknięte" i zabezpieczone od wpływów pogańskich wydaje się dziś czymś nie do pomyślenia. Nie Francja jedna stała się "krajem misyjnym." Jaskrawsze u nas, zjawisko to nurtuje wszystkie kraje i prawdopodobnie przejawiać się będzie coraz wyraźniej. Taki stan rzeczy, absolutnie nowy w tej skali wszechświatowej, pociąga za sobą dwie konsekwencje.
Na kształt zaczynu
Pierwsza na tym polega, że apostolstwo współczesne nie może być żadną miarą stanowiskiem negatywnym, czy to ucieczki, czy też opiekuńczej wyższości nad "zgubnymi wpływami," ani "propagandą", ani nawet "akcją zdobywczą," jeśli przez to słowo rozumie się anektowanie "od zewnątrz" jednostek lub prądów.
"Triumf" Kościoła nie jest kwestią odosobnienia: nie sposób "izolować" chrześcijaństwa, tak jak nie sposób usunąć organizmu spod działania szkodliwych bakterii: ono wchłania je co dzień, lecz reaguje na nie zwycięsko.
Podobnie rzecz się ma z chrześcijaninem.
Akcja jego jest tym samym z góry wytknięta: chodzi o "konflikt bakterii", przy czym jedne mają niewspółmierną wyższość nad drugimi. Nie wybiera on swojej metody: środowisko, w którym tkwi, narzuca mu sposób działania: działa na kształt zaczynu. Nie zmieniając miejsca pobytu, podejmuje obowiązki i zadania misyjne. Wysiłek jego nie to ma tylko na celu, żeby rekrutować i "przyciągać" niewiernych, ale również, ale przede wszystkim współżycie z nimi po to, by ich zbawić takimi, jakimi są.
Akcja to odśrodkowa, która sprawia, że Kościół staje się zaczynem ogromnego ciasta i krwią młodą wznawiającą w nim życie. Ta akcja misyjna "na miejscu" nadto poszła w zapomnienie w naszym katolickim społeczeństwie, które niekiedy, z obawy przed infekcją wpływów laicystycznych, odnosi się do niej wręcz podejrzliwie, choć jednocześnie nie waha się słać synów swoich i córek do dalekich krajów. Stąd postawa w defensywie, która wyraża się w naszych czasach groźną siłą bezwładu. A przecież każdy chrześcijanin może przyjąć pod własnym adresem, na miarę roli, jaką odgrywa, tę dyrektywę Papieża Benedykta XV do "kierownika misji":
"Jak daleko sięga obszar powierzonego mu terenu misyjnego, winien pracować nad zbawieniem wszystkich mieszkańców, choćby najliczniejszych. To, że nawrócił kilka tysięcy pogan spośród rzesz nieprzeliczonych, nie upoważnia go jeszcze do odpoczynku" (Benedykt XV, Maximum illud).
Świadectwo wiary
Nasuwa się pytanie, w jaki sposób chrześcijanin może stać się tym "zaczynem"? Dzięki Bogu nie brak dziś eksperymentów w tej dziedzinie; ułatwią nam one odpowiedź.
Apostołowie ośrodków spoganiałych odkrywają codziennie, że na to, by mówić o "Dobrej Nowinie", trzeba najpierw żyć tym samym życiem, tak jak Chrystus, który mieszkał wpośród nas. (Jan I. 14) i jak On dzielić radości i smutki, zwątpienia i nadzieje, solidaryzować się ze słusznymi aspiracjami (dążnościami) środowiska. Bo prawda chrześcijańska nie jest jakimś systemem któryby można narzucić od zewnątrz, czy to dzięki prestiżowi tych, co nauczają, czy nawet na zasadzie właściwej mu obiektywnej siły dowodowej: staje przed nami jako Świadectwo. Otóż obecność nie tylko fizyczna, ale również duchowa, która domaga się wspólnoty życia, jest czymś nieodzownym dla Świadka. Taki jest sens utartej formuły, którą nieraz rozumie się powierzchownie, choć kryje treść głęboką: "apostolstwo swoich przez swoich". Nie znaczy to bynajmniej, że w danym środowisku wykluczeni są spod wpływów apostolskich ludzie innej rasy lub klasy: to znaczy, że apostołowie muszą wyrzec się wszystkich partykularyzmów i stać się "wszystkim dla wszystkich". WCIELENIE jest fundamentalnym prawem wszelkiego apostolstwa.
Wcielenie "wzwyż"
Nie powinno ono jednak wzniecać nieporozumień. Nie chodzi tu tylko o jakieś dopasowanie, sztuczne i powierzchowne: gdy "Słowo ciałem się stało" (Jan I. 14), stało się "w pełni człowiekiem", jak my sami. Ale Syn Boży nie ograniczył się do wcielenia "w dół": wziął naszą naturę i podjął ją taką, jaka jest "z wyjątkiem grzechu": absque peccato - by wprowadzić ją przy Wniebowstąpieniu do chwały Ojca. "Wcielenie wzwyż", które koronuje i tłumaczy zarazem zstąpienie Boga między nas. "Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem". Taki jest, według Ojców Kościoła, całkowity "obieg" odkupującego Wcielenia.
Chrześcijanin winien "wcielać się" według tego wzoru.
Być apostołem, to wszystko brać, wszystko przenikać - wszystko, co tylko się da podjąć wzwyż - zarówno w człowieku, jak i w świecie, który sobie ukształtował. Wszystko: to znaczy - z wyjątkiem grzechu - wszystkie wartości, nawet te, które dotąd były obce chrześcijaństwu - o ile nie są całkiem po prostu jego własnymi ideami, które "zwariowały" (Chesterton). Rozeznanie tych prawd fragmentarycznych jest zadaniem niezwykle subtelnym. Lecz jest to warunek "sine qua non" trwałej i skutecznej penetracji; która jest dziś najpilniejszym zadaniem Kościoła. Tak należy rozumieć jego rolę "rozczynu w cieście".
Rozczyn nie zmienia natury ciasta, ale je podnosi przez fermentację. Podobnie przyjęcie chrześcijaństwa nie wymaga wyrzeczenia się żadnej autentycznej ludzkiej wartości - tak jak misjonarz niosący "dobrą nowinę" do krajów o prastarej cywilizacji jak Indie i Chiny nie żąda od neofitów wyrzeczenia się ich własnej kultury i dziedzictwa przodków. Tak więc nic z tego, co stanowi słuszny dorobek robotnika czy inteligenta, nie powinno ulec eliminacji, raz jeszcze - nic prócz grzechu. Gdyż Ewangelia jest przeznaczona dla "wszelkiego stworzenia": "praedicate omni creaturae". Zapewne, nie ma działania ludzkiego bez ryzyka i bez deficytów; naginając się do nowych form, można niekiedy popaść w takie czy inne odchylenia, w stronniczość lub zmowę, w nieśmiałość lub słabość. Ale te załamania indywidualne nie powinny nam przysłaniać wartości metod i zebranego plonu. Pomyłki pionierów, torujących sobie drogę po omacku, a nawet ich błędy nie mogą być w żadnym wypadku pretekstem dla bezczynności zespołu wiernych.
Z "Prawa Wcielenia", ujętego integralnie, pragnęlibyśmy, Bracia Najmilsi, wyciągnąć dwa wnioski na czasie.
Akcja Katolicka
Pierwszy brzmi, że Apostolstwo winno mieć jako fundament Akcję Katolicką.
Przeprowadziliśmy jej bilans - ograniczając się oczywiście do Francji - przedstawiliśmy jej osiągnięcia i nadzieje, jakie rokuje. Przypomnijmy z kolei, jak wielkie przywiązujemy do niej znaczenie i czego się po niej spodziewamy. Racje, które powołały ją do bytu, pogłębiły się z czasem i dyrektywy Papieża nie straciły nic na aktualności: "Okoliczności wskazują nam wyraźnie drogę, którą winniśmy iść. Tak jak w innych epokach historii Kościoła, stoimy wobec świata, który w znacznej części powrócił do pogaństwa. By z różnych środowisk przywieść do Chrystusa ludzi, którzy się Go wyparli, trzeba przede wszystkim rekrutować i wychowywać spośród nich pomocników Kościoła, którzy by rozumieli ich mentalność oraz ich aspiracje, którzy umieliby trafić im do serca w duchu braterskiej miłości. Pierwszymi i bezpośrednimi apostołami robotników będą robotnicy: apostołami świata przemysłowego i handlowego będą przemysłowcy i kupcy". (Quadragesimo Anno).
Działalność będzie niekiedy tak mało widoczne, jak rozczyn, który, przeniknąwszy ciasto, znika w nim i wydaje się wchłonięty. W chwili obecnej nasze Ugrupowania Akcji Katolickiej już nie tylko o to dbają by "iść do ataku" i dawać świadectwo swoje wierze, lecz rozumieją coraz lepiej, jaki związek nieodzowny łączy ich pracę apostolską z konkretnymi gestami miłości Chrystusowej, na budowanie lepszego świata: gdy w danym społeczeństwie żywotność religijna jest w stanie regresji (gdy się cofa), życie religijne chroni się wyłącznie do aktów kultu; i na odwrót, gdy jest w rozkwicie, z, aktów kultu przenika do wszystkich czynności chrześcijanina, nawet na pozór najbardziej świeckich: "Sive manducabitis, sive bibetis ..." ("Czy tedy jecie, czy pijecie ..."). (I Cor. 10 31).
W oparciu o klasę robotniczą
Drugą konsekwencją tego "Wcielenia realnego" jest fakt, że apostolstwo współczesne, nie pomijając nikogo, będzie krystalizować się przede wszystkim wokół klasy robotniczej. Przede wszystkim dlatego, że w chwili obecnej właśnie masy pracujące oderwały się najbardziej od Kościoła i że apostolstwo wpośród nich nasuwa problemy, które musimy rozwiązać za wszelką cenę, jeśli chcemy, żeby XX wiek oddał Chrystusowi owe rzesze, które mu zabrał wiek XIX. Ale również dlatego, że Kościół ma zbyt głębokie poczucie godności ludzkiej, żeby nie popierać z jasnowidzącą sympatią pochodu klasy robotniczej, wstępującej coraz wyżej ku miejscu, które należy się jej w Narodzie.
Wysiłek ten będzie przede wszystkim wysiłkiem wychowawczym: wszelkimi środkami - jak praca, rozrywki, rodzina, życie wewnętrzne itd. - należy zmierzać do "deproletaryzacji wewnętrznej", zakrojonej nie tylko dla pewnej elity, ale dla całej masy robotniczej, której nie godzi się dawać jakiejś religii "drugiej klasy" ani moralności "pod-proletariackiej", ale winno się jej objawiać podniosłe dostojeństwo synów Bożych (Cardijn, odczyt dla kapelanów federalnych listopad 1946, Notes de pastorale jociste, luty 1947). "Albowiem Kościół, którego Głową jest Boski robotnik z Nazaretu... mocą swojej doktryny i akcji wytrwałej wyrwał robotników ... z niewolnictwa i podniósł ich do godności braci Jezusa Chrystusa" (Pius XI, list do Kardynała Lizbony 10 XI. 1933).
Powierzając świeckim zadania coraz bardziej odpowiedzialne i coraz wszechstronniejsze i dając im coraz ściślejszy udział w pracach Hierarchii, będzie można przeprowadzić owe zmiany dogłębne, których domaga się rechrystianizacja świata.
Apostolstwo zespołowe
Ten wysiłek skojarzony wskazuje na to, że apostolstwo winno być zespołowe. I to podwójnie. Hasło to dotyczy przede wszystkim apostołów, księży i działaczy świeckich - i znaczy, że trwając w osamotnieniu, narażają się tym samym na trudności i wyjałowienie. Gwarancją ich życia wewnętrznego i postawy moralnej, a zarazem źródłem wzajemnego pokrzepienia jest zespół. Nie oznacza on koniecznie wspólnego mieszkania. Suponuje w pierwszym rzędzie ducha ekipy. Wymaga, żeby Zwiastunowie Dobrej Nowiny nie uprawiali partyzantki, lecz poświęcali się tej samej akcji, w zupełnej zbieżności poglądów i metod. Zdziesięciokrotni to wydajność. W odosobnieniu chrześcijanin jest niby wyspa na obojętnym morzu. Nawet jeśli sam dochowa wiary, brak mu wylotów społecznych.
Stąd wynika, że zespół nie dotyczy tylko apostołów: dotyczy również i w pierwszym rzędzie tych, z którymi wchodzi w kontakt. Niewątpliwie, całkowite nawrócenie nie może dojść do skutku bez stosunku "od duszy do duszy" i domaga się kontaktów indywidualnych. Lecz nie wolno na tym poprzestać. Trzeba liczyć się z zespołem i liczyć na zespół. Grupę można zbawić tylko grupą: ma ona po temu swoistą "łaskę stanu". Zwłaszcza dziś, gdy formy społeczne nabierają takiego znaczenia i wzmagają tak bardzo swój nacisk, już nie jednostki tylko, ale grupy jako takie winny stawać do pracy misyjnej. Właśnie zespoły naturalne - jak rodzina, lokatorzy domu, mieszkańcy dzielnicy, towarzysze pracy i rozrywek - winny "dawać świadectwo" i głosić ewangelię.
Pod jednym wszakże warunkiem: że nie ulegną pokusie, którą można by nazwać "pokusą Taboru": "Panie, dobrze nam tu być" (Łuk. 9, 33); to znaczy, że nie zasklepią się' w sobie, zapominając o swej misji zasadniczej. Albowiem te zespoły nie same sobie są celem. Są jednocześnie rezultatem i punktem wyjścia ruchu misyjnego. Winny podtrzymywać życie wewnętrzne, nie hamując swoich członków w drodze: niech pokrzepiają się i idą dalej. Stawiając sobie natomiast jako cel akcji panującą w zespole miłość braterską i gorliwość znaczyło by tyle, co narazić się na podwójne ryzyko: egoizmu, który poprzestaje na tym, co ma: ekskluzywizmu, który odcina się od dusz przychodzących z zewnątrz. Nie tak należy rozumieć zespoły: winny one być gościnne i otwarte dla wszystkich.
Parafie i nowe zespoły
Zespoły te będą najróżnolitsze: Parafie, ekipy misyjne, ekipy Akcji Katolickiej.
Parafie są nadal podstawowymi komórkami społecznymi Kościoła, byle tylko były bardziej otwarte i przystosowane. Pracuje nad tym, miedzy innymi także "Misja Francuska".
Na odcinkach bardziej spoganiałych do których parafia nie ma dostępu, ekipy misjonarzy winny tworzyć nowe zespoły, otwarte dla tych, "co przychodzą z daleka". Próby w tym kierunku podejmuje "Misja Paryska".
W łączności z jedną i z drugą, ekipy Akcji Katolickiej wprowadzają do swych instytucji i różnych środowisk czynną obecność Kościoła.
Pragniemy, żeby parafie pracowały coraz bardziej ręka w rękę z tymi grupami awangardy i żeby w kontakcie z nimi ożywiły swego ducha misyjnego.
Kryteria prawowierności
Nowe problemy, nowe apostolstwo. Droga pozostaje otwarta dla nowych prób jednania i penetracji. Domagają się one wszakże gwarancji. Po jakich oznakach możemy rozpoznać imprezy wartościowe? Zmysł nadprzyrodzony w apostolstwie, duch wiary i pokora, miłość wytrwała są już same przez się ważnymi kryteriami, podobnie jak zdrowy rozsądek i trafna ocena rzeczywistości. Lecz w pierwszym rzędzie miłość Kościoła będzie kamieniem probierczym, decydującym o słuszności posunięć.
Synowski zmysł Kościoła
Trzeba ażeby ci co je podejmują, byli nie tylko "w" Kościele, ale również "z" Kościoła. Uwaga ta jest dziś niesłychanie na czasie. Albowiem nic nie podważyłoby tak bardzo twórczego rozmachu, jak anarchiczna rozbieżność. Groziłoby to niektórym inicjatywom, gdyby nie konsolidowały swej łączności z Hierarchią. Odcinając się od niej nader rychło zabrnęłyby na manowce. I na odwrót, "dopóki członek jest złączony z ciałem, nie należy wątpić o jego zdrowiu; ale jeśli zostanie odcięty, nie można go już ani leczyć ani uzdrowić" (Św. Augustyn Serm. CXXXVII 1). A więc Kościół jest główną rękojmią.34) "Nie można mieć Boga za Ojca, jeśli się nie ma Kościoła za matkę" stwierdza święty Cyprian. "Ten, kto zbiera poza Kościołem, rozprasza Kościół Chrystusowy. Napisano o Ojcu, o Synu i o Duchu: "We troje Jednym są." Jakżeż ta jedność wywodząca się z solidarności Bożej, mogłaby być rozbita w Kościele? Ten, kto nie przestrzega jedności, nie przestrzega prawa Bożego ... nie ma udziału ani w życiu, ani w zbawieniu" (Św. Cyprian D e Unitate Eccelesiae 46).
Mistyka hierarchii
I tu nasuwa się pytanie: gdzie jest Kościół? Wokół Hierarchii. A jest nią nie tylko ten autorytet widzialny i na zewnątrz dający się przyrównać do innych, ludzkich kompetencji, które w niej dostrzegamy. To "tajemnica", jak sam Kościół: "Ubi Ecclesia, ibi Christus; ubi Petrus, ibi Ecclesia" ("Gdzie Kościół tam Chrystus, gdzie Piotr, tam Kościół"). Ojciec święty jest szczytem tej jedni. Ale każdy biskup, w zjednoczeniu z Papieżem jest również następcą apostołów i bezpośrednim przedstawicielem Chrystusa. To też "tam, gdzie biskup niech będzie również jego lud; podobnie jak gdzie jest Chrystus, tam Kościół katolicki" (Św. Ignacy Antiocheński Smyrna 8).
Bez tego głębokiego i synowskiego szacunku dla Pasterza diecezji, "Sacerdotis et Pontificis", będącego najpełniejszym wyrazem kapłaństwa, bez tego lojalnego posłuszeństwa wobec dyrektyw Papieża, "Namiestnika Chrystusowego" - nie ma apostołów. Laikat ma sens tylko w tej perspektywie, w której ład wiąże się z mistyką w osobie Pasterzy. A więc ani "laikalizm" ani "klerykalizm", trzeba, żeby wszyscy, księża zakonnicy czy świeccy, żywili względem Hierarchii uczucie posłuszeństwa naprawdę synowskiego we wzajemnym zaufaniu. Po wszystkich tych sprawdzianach będzie można rozpoznać znamię i tchnienie Ducha Świętego.
II. Nagląca potrzeba akcji doczesnej - chrześcijanie w państwie
Czyżby misja Kościoła ograniczała się do Apostolstwa? Niektórzy tak myślą: widzieliśmy ich zastrzeżenia przeciw "wkorzenieniu w doczesność": że byłoby to zdradą Królestwa Bożego które nie jest z tego świata, że byłoby to paktowaniem ze współczesną "idolatrią (ubóstwianiem) ziemi". Odpowiedzieliśmy już na ten fałszywy zarzut.
Słuszność zadań ziemskich
Przypomnijmy tu tylko pokrótce, że bez "Wcielenia" nie ma Kościoła i że negując życie człowieka "wedle ciała", niszczymy w końcu i to, co duchowe i wpadamy w protestantyzm. Choć prawdą jest, że Kościół jest królestwem dusz, że jego cel jest całkowicie nadprzyrodzony i że tym samym nie dąży bezpośrednio do szczęścia i cywilizacji doczesnej, to jednak przyznać wypada, że troszczy się o nie z innego punktu widzenia: ponieważ człowiek jest ciałem i duszą, śmiertelny i nieśmiertelny, Kościół dba o to wszystko, co jest w nim przyrodzonym fundamentem wartości nadprzyrodzonych. Gdyż "łaska nie niweczy natury, lecz ją podnosi i doskonali". Poza tym, będąc przedstawicielem i "narzędziem nierozłącznym" Chrystusa Odkupiciela, którego wcielenie przedłuża w sobie,35) ma misję udostępniania wszelkiemu stworzeniu łaski odrodzenia. Chrystus, nie po to przyszedł na świat, by go wykląć, ale po to, by go ochrzcić własną krwią. A zatem chrześcijanin ma nie tylko prawo, ale także obowiązek "dopełniać" stwórczego dzieła i pracować nad kształtowaniem doczesnego państwa, "Doczesność broczy krwią i trzeba kochać jej rany miłością odkupującą".36)
Jakżeśmy daleko, Bracia Najmilsi, od tego portretu chrześcijanina, którym szafuje się dziś tak chętnie: nieufny i bezbronny wobec tego co jest, społecznie jałowy.37) Zgoła przeciwnie, Chrystus sądzić nas będzie wedle naszych uczynków, konkretnych, rzeczywistych: "Byłem głodny i nakarmiliście mnie... byłem w więzieniu i nawiedziliście mnie..." (Mat. 25, 31-46).
Droga, którą wytyczył nam Kościół nie jest inna: angażuje nas do dna. Cóż może być bardziej religijnego jak "rozrastać się i brać w posiadanie ziemię," przez pracę i odkrycia naukowe, by z kolei oddać ją Stwórcy, jako żertwę ofiarną? "Stwórca wszechrzeczy złożył w ludzkim sercu nieprzeparty głód szczęścia, którego szukamy już tu, na ziemi, i katolicyzm pochwala wszystkie słuszne wysiłki prawdziwej cywilizacji i dobrze pojętego postępu dla doskonalenia i rozwoju ludzkości" (Pius XI, "Caritae compulsi", 1932). Źle by tłumaczył słowa nasze, skierowane przeciw materializmowi - precyzuje ze swej strony Pius XII - kto by wywodził z nich potępienie postępu technicznego. Nie, my nie potępiamy tego, co jest darem Bożym. Wszak tworząc świat, Bóg ukrył w trzewiach ziemi skarby, które człowiek winien dobywać dla zaspokojenia swych potrzeb, dla swojego postępu" (Pius XII, Orędzie gwiazdkowe 1941). Nie bójcie się być mniej chrześcijanami, będąc więcej ludźmi. Wszelka nowa zdobycz wydarta światu, to nowa dzierżawa włączona do uniwersalnego włodarstwa Chrystusa Króla. Apel Papieża jest niedwuznaczny: "Kościołowi nie wolno trwać w bezwładzie, zamykając się w tajnikach swoich świątyń; nie wolno mu być dezerterem i zaniedbywać powierzonej mu przez Opatrzność misji, kształtowania człowieka pełnowartościowego" (Pius XII, przemówienie do nowomianowanych kardynałów, 20 lutego 1946).
"A więc do dzieła, synowie najmilsi, do pracy... Nie trwajcie bezwładnie wśród gruzów. Wejdźcie na odbudowę nowego świata społecznego dla Chrystusa..." (Pius XII, Gwiazdka 1943). Program jest jasny: nie tylko "Obecność wpośród świata," ale również "Postęp." "Dla chrześcijanina, który waży sobie postęp duchem Chrystusowym, nie może być mowy o powrocie ku przeszłości lecz tylko o prawie postępu ku nowym, przyszłym formom, o prześciganiu samego siebie." (Pius XII, 13 maja 1942). Podejmujemy z kolei też same słowa, Bracia najmilsi, żeby wam rzec z całym naciskiem: idźcie naprzód, pracujcie nad kształtowaniem nowego świata. Gdyż świat będzie należeć do tych, co "zdobędą go" pierwsi. A więc od was zależy Wiosna Kościoła.
Cóż macie czynić w praktyce? Oto pytanie, jakie stawiał sobie Paweł święty, na drodze do Damaszku: "Panie, co chcesz, żebym czynił?" I odpowiedź przyszła od razu: "Wstań, wejdź do miasta" (Dz. Ap. 9). Wejść do miasta, stać się czynnym obywatelem, to program dwojaki.
Zadania inteligencji
Wspomnieliśmy już w ogólnym zarysie o roli inteligencji w kształtowaniu tej "Syntezy katolickiej," która ma pojednać Tradycję z Postępem, Transcendencję i Wcielenie. Musimy z kolei sprecyzować poszczególne zadania, jakie stawia przed nią ta misja dostojna.
Słuszna autonomia
Przypomnijmy nasamprzód, że musi to być praca niezależna. "Kościół nie ma zamiaru opowiadać się "za" lub "przeciw" pewnym szczegółowym i konkretnym formom, wedle których narody i państwa usiłują rozwiązać zawiłe problemy organizacji wewnętrznej, jak i współpracy międzynarodowej, byle tylko te rozwiązania szanowały prawo Boże" (Pius XII. Orędzie Gwiazdkowe 1942). Nie jest misją Kościoła rozwiązywać bezpośrednio problemy z zakresu techniki. Pozostawia on, poszczególnym kompetencjom należną im autonomię; nie daje się wprzęgnąć w rydwan żadnego systemu, naukowego, społecznego czy politycznego; pozostawia chrześcijanom swobodę wyboru i badań naukowych. Otóż badania te mają metody sobie właściwe, przedmiot ściśle zakreślony. Dystynkcja to nieodzowna, jeśli chce się uniknąć pomieszania "królestw". Nie należy więc spodziewać się od Kościoła czegoś, czego ani nie chce, ani nie może zrealizować: ożywia on wszystko, ale sam nie kształtuje cywilizacji.38). Nie on rzutować będzie struktury jutra: nazbyt szanuje zarówno prawa jak i wolną inicjatywę człowieka.
Inicjatywa myślicieli
Ale to, czego Kościół nie może dokonać sam, mogą i winni dokonać chrześcijanie. Ponieważ są także i z tego świata, mają prawo tak, jak inni, uczestniczyć we wszelkim poszukiwaniu prawdy, we wszystkich rozprawach, we wszelkim przekształcaniu struktur państwa, którego i oni są obywatelami. Synowie światłości" są wielokrotnie mniej obrotni od "synów ciemności": stwierdzając ten fakt, Mistrz nie czyni zeń przykazania. Zacofanie może być faktem, ale to nie cnota!
To też zadaniem waszym, Uczeni, nie jest nadążać w ogonku, lecz stanowić awangardę. Nie dość naśladować: trzeba tworzyć!
Badania naukowe w ścisłym tego słowa znaczeniu
Przedmiotem waszych badań będzie nasamprzód czysta Prawda i wiedza bezinteresowna. Będziecie szukać Prawdy dla niej samej, nie troszcząc się o jej praktyczne zastosowanie. Będziecie przenikać coraz głębiej tajniki przyrody, które są ciągłym apelem ku szukaniu wzwyż, aż do Boga. Zbierzecie konkluzje waszych poszczególnych specjalności, i spróbujecie nakreślić kosmiczną wizję wszechświata. Do wysiłków tych nie włączycie żadnej domieszki względów interesownych, choćby apologetycznych: będziecie badać TO CO JEST. Lojalność wasza będzie iść w parze z szerokością umysłu i będziecie współpracować rzetelnie z tymi wszystkimi - czy będą to wierzący, czy niewierzący - którzy szukaia prawdy "całą duszą." Bez wahania i bez reszty w "radości poznania" poświęcicie się waszemu "powołaniu uczonych".39)
W kształtowaniu państwa
Ale nie będziecie się też wahać, gdy przyjdzie stosować wasze badania w dziedzinie cywilizacji. O cóż bowiem chodzi? O to, by zbudować nowy swat, by zdefiniować i ukształtować struktury, które by pozwoliły człowiekowi być pełniej człowiekiem, w państwie, które by go było godne, by przekształcić wszystko, co jest, na tworzywo chrześcijańskiego świata.40) Niebotyczny to program i przerastający niewspółmiernie wysiłki jednego pokolenia! Wymaga on pracy w dwojakim kierunku.
Przede wszystkim - wysiłku analitycznego. Musicie wypowiedzieć się na temat współczesnej cywilizacji po to, by ją osądzić, napiętnować lub poprawić. Jak mówiliśmy niedawno41) winniście zrobić obiektywny bilans naszej "cywilizacji wielkomiejskiej" współczesnej, z jej olbrzymimi skupiskami i ciągłym rozrostem; ze skazami jej nieludzkiej produkcji, niesprawiedliwego podziału dóbr, wyczerpujących rozrywek. Potem, wysiłkiem syntetycznym i biorąc jako punkt wyjścia błędy obecne, ale również i zwłaszcza aspiracje i nadzieje naszej epoki, nakreślicie rozległy plan "urbanistyczny" i humanistyczny, ujęty z punktu widzenia i w zależności od człowieka, od jego uzdolnień i potrzeb. Cała "suma" waszych prac nagromadzonych winna służyć tej gigantycznej syntezie przyszłego świata. Nie bądźcie nieśmiali. Ale brońcie, wymagajcie, narzucajcie w imię nauki, w której nikt nie powinien by wam dorównać, waszą mistrzowską i wyzwalającą koncepcję świata i człowieka.
Zaczynając od człowieka
W tych badaniach, w tych reformach wy jedni będziecie prawdziwymi "humanistami," gdyż wy jedni będziecie mogli dostarczyć tworzącej się cywilizacji słusznych norm i pełnowartościowej koncepcji człowieka.
Tylko i wyłącznie chrześcijańskie ujęcie natury ludzkiej nie doprowadzi nigdy do odczłowieczenia człowieka. Zamiast dopuszczać, żeby miażdżyła go technika pod pretekstem, że go wyzwala,42) zamiast brać za punkt wyjścia postęp techniczny, jako dobro samo w sobie, usprawiedliwiające wszystkie ofiary doraźne i jednostkowe, będziecie zawsze zaczynać od samego człowieka, który jest samoistną "osobą". Dla niego to buduje się państwo. Dla niego - ponieważ państwo przeminie, gdy on trwać będzie nadal w swej duszy nieśmiertelnej, a nawet, po ciał zmartwychwstaniu, w ciele swoim, tym przedłużeniu doczesności. Trzeba być chrześcijaninem nie po to, rzecz jasna, by podjąć, ale po to, by "dopełnić" kształtowania pełnowartościowego człowieka: tylko Boży punkt widzenia może pchnąć jednostkę na wyżyny jej ostatecznego rozwoju, przypominając jej, że ma "aspiracje nieskończone," że wciąż usiłuje prześcignąć samą siebie, i że zagwożdzić ją na pewnym etapie, wyniesionym do rangi "złotego wieku" to tyle, co udusić ją, co ją zabić. Jest więc misją Kościoła przypominać w czas i nie w czas - a czynił tak zawsze, wczoraj, jak i dziś - postulaty, którym winny czynić zadość organizacje doczesne pod grozą zniekształcenia wizerunku Bożego w człowieku.
Tak więc widzimy, że w dziedzinie społecznej Kościół odrzuca jednocześnie anarchię ekonomii liberalnej, która z walki czyni prawo postępu, i etatyzm, niweczący wolność jednostki na rzecz anonimowej potęgi, i że wskazuje rozwiązania, w których organizacja jest wyrazem współdziałania wolnych jednostek, w pełnym poszanowaniu naturalnych komórek społecznych: rodziny, przedsiębiorstw, zawodów...
Reformy strukturalne
Jest więc dziś waszą misją analizować i reformować dogłębnie same struktury, i to we wszystkich dziedzinach. Najbardziej naglą problemy wysuwane przez życie ekonomiczne i społeczne. Wiemy, że odważni kierownicy przedsiębiorstw, w ścisłym kontakcie ze środowiskiem robotniczym, usłuchali naglących wezwań biskupów francuskich, przypominających im, nie tak dawno temu, "łagodnie a mocno zasadę orientacji coraz wyraźniejszej" stosunku kapitału do pracy "ku kontraktowi społecznemu." Pracują dzielnie, zarówno w pomysłach, jak i realizacjach, nad odnowieniem w tym duchu struktury swoich przedsiębiorstw, powołując robotników do współudziału w kierownictwie, we własności i w zysku. Wiemy skądinąd, że mnóstwo osób świeckich usiłuje tworzyć prawdziwe organizacje zawodowe, mądrze dawkujące autentyczne przedstawicielstwo zawodowe z miarodajną kontrolą władz publicznych. Reformy takie wprowadzają w życie pewne założenia techniczne, co do których nie możemy się wypowiadać i które mogą być różnolite. Wszystkie jednak idą po linii wskazań, wysuwanych przez Encyklikę "Quadragesimo anno". Są one nieodzowne do rozwiązania problemów ekonomicznych i społecznych. Stawiają pewne warunki bez których niemożliwe jest podniesienie proletariatu. Zachęcamy więc gorąco wszystkie osoby świeckie, którym ich zawód pozwala działać na tej płaszczyźnie, żeby wstąpiły na tę drogę i wytrwały na niej, mimo trudności wszelkiego rodzaju, które staną im na przeszkodzie.
To, co powiedzieliśmy o przedsiębiorstwach, dotyczy również wszystkich innych odcinków życia publicznego: urbanistyki, życia ekonomicznego, .,polityki" w szerokim tego słowa znaczeniu, wymian międzynarodowych, kultury, nauczania, rozrywek, sztuki itd. Chrześcijanie winni być wszędzie obecni: to nasze wyraźne hasło. Niechżeż będą "zaczynem" narastającego ciasta!
Chrześcijanin winien być "zaczynem" narastającego ciasta. Tak, ale pod warunkiem - jak ktoś zauważył bardzo słusznie, żeby to było naprawdę "ciasto" a nie "jakaś sztuczna namiastka" (Desqueyrat, l'Apostasie des temps nouveaux, Travaux, X. 1946).
I tu właśnie problem Doczesności styka się z problemem Apostolstwa.
Obecne warunki tego, co się zwie "cywilizacją współczesną" przestały być "ludzkie": wtedy nawet, gdy je rozpowszechnia najznamienitsza i najżarliwszą elita, orędzie nadprzyrodzone nie napotyka gleby "przyrorodzonej", ale mieszaninę czynników niesharmonizowanych i anarchicznych, które, na ogół, nie mogą stanowić oparcia, a tym mniej fundamentu dla Łaski. Dlatego właśnie zadanie chrześcijan jest tak jasno nakreślone: jeśli nie wyleczą, jeśli nie "usprawnią" instytucji, jeśli nie zastąpią zatrutej atmosfery tego "świata bez duszy" klimatem oddychalnym, wysiłek ich apostolski pójdzie na marne.
Na to, by nawrócić świat, nie dość być świętym i przepowiadać Ewangelię: a raczej nie sposób być świętym i żyć wedle Ewangelii, którą się wyznaje, jeśli nie usiłuje się zapewnić wszystkim ludziom takich warunków - mieszkalnych, zawodowych, żywnościowych, wypoczynkowych, kulturalnych - bez których życie "ludzkie" nie jest możliwe. Dlatego też misja chrześcijan nie ogranicza się tylko do Apostolstwa, ale łączy harmonijnie potrójna działalność: religijną, obywatelską i społeczną.
W obliczu rozpiętości zadań poszczególny chrześcijanin jest bezsilny. Uświadomienie tego faktu jest zaszczytną zasługą Akcji Katolickiej. Uczy ona swoich członków oceniać wedle zasad wiary zagadnienia państwowe, ekonomiczne, społeczne; przygotowuje ich do podjęcia w państwie odpowiedzialności chrześcijańskiej. Wreszcie, przez sam fakt własnego istnienia bronić praw człowieka do warunków bardziej licujących z jego wzniosłym powołaniem syna Bożego. Cenną konkluzją jest ta świadomość potrzeby harmonijnego współdziałania: potwierdza faktami katolicką koncepcję "Wcielenia" i zwiastuje Kościołowi kierunek jego rozkwitu.
Ten postęp na wszystkich odcinkach będzie miał także i tu za punkt wyjścia, rzetelny wysiłek myślowy. Będzie możliwy tylko pod warunkiem, że we wszystkich dziedzinach powstaną ekipy badań, ośrodki studiów, instytuty kulturalne itd. Były już inicjatywy w tym kierunku. Popieramy je najgoręcej. Lecz jednocześnie wyrażamy życzenie, żeby było ich jak najwięcej, a już zwłaszcza, żeby działały w ścisłej koordynacji, dążąc do zespolenia wysiłków, które w przeciwnym razie łatwo mogłyby pójść na marne, albo w rozsypkę. Nadeszła chwila, w której bardzo mocno daje się odczuć potrzeba centralizacji, może nawet organicznej, która by wszakże uszanowała nieodzowną wielorakość i konieczną autonomię poszczególnych "sekcji" specjalnych. Te gruntowne badania przeprowadzane przez uczonych, przez socjologów, przez techników - filozofowie i teolodzy winni by krok za krokiem ujmować w twórczą syntezę, której gwarancję stanowiłoby jej ciągłe narastanie - i przedkładać nieustannie te wyniki orzeczeniom Kościoła.
Wspólnym wysiłkiem
Nie myślcie wszelako, Bracia Najmilsi, że budowanie przyszłego Państwa spoczywa na barkach li tylko myślicieli. Nie trzeba być uczonym, żeby współdziałać w tym wielkim dziele: powołany jest do niego każdy chrześcijanin. Każdy, w sferze swojego działania, może wywierać pewien wpływ. "Obowiązkiem chwili obecnej nie jest biadać, ale działać; dość jęków nad tym, co było, lub tym, co jest; odbudowujmy gmach, który stanie i winien stanąć dla dobra pospólnego" (Pius XII, Orędzie Gwiazdkowe 1942).
Trzeba by zamknąć oczy, żeby nie widzieć ogromu nędzy, otaczającej każdego z nas, mnóstwa ran, które czekają opatrunku! "Jakiż kapłan, jaki chrześcijanin mógłby pozostać głuchym na wzbierający z głębi krzyk mas, który w świecie rządzonym przez Boga sprawiedliwego, domaga się sprawiedliwości i braterstwa?... Kościół zaparłby się samego siebie, przestałby być matką, gdyby trwał nieczuły na głosy rozpaczy, które wznoszą ku niemu, ze wszystkich warstw społecznych, jego własne dzieci. Słowa "misereor super turbam": żal mi ludu, są dla nas świętym nakazem" (ib.). "Nim zaczął nauczać rzesze, Chrystus Pan zazwyczaj leczył chorych... i dał nawet apostołom podobną moc, przykazując im, żeby stosowali ją w praktyce" (Pius XI.).
Niechżeż więc każdy zabierze się do pracy, zapuszczając we własne środowisko coraz głębsze korzenie. Dla jednych będzie to samopomoc, ulepszenie warunków mieszkalnych i pracy; dla drugich akcja syndykalna lub zawodowa, czy też odpowiedzialność za stowarzyszenia rodzinne. Ten zajmie się urbanistyką, ów młodzieżą lub rehabilitacją. Jesteśmy przekonani, na podstawie dotychczasowych doświadczeń, że chrześcijanie pracujący w Akcji Katolickiej lub wychowani przez nią, nadają się szczególnie do tych zadań rozlicznych. Dzień po dniu każdy może przynieść swój kamień do wspólnej budowy. Dość czynić swoje nie dbając na krytyki i przeszkody, z tą wiarą, która góry przenosi." "Mówią - woła Tertulian - żeśmy ludzie niezaradni i źli do interesów. Jakżeż to możliwe, skoro żyjemy razem z wami, mamy też samą odzież, ten sam pokarm, ten sam rodzaj życia, co wy? Wszak nie jesteśmy jakimiś indyjskimi "gimnosofistami," mieszkającymi po lasach i oderwanymi od życia" (Tertulian, Apologia XLII, 1). Nie wątpcie, Bracia Najmilsi, w rezultat akcji tak mocno wkorzenionej w życie. Na razie nie będziecie widzieć owoców waszych mozolnych starań i waszej wytrwałości, lecz nadejdzie dzień, gdy dzieci wasze i wnuki błogosławić was będą za ziemskie mieszkanie, które im zgotujecie.
34) Ktoś słusznie zauważył - nie podając zresztą bynajmniej w wątpliwość prymatu osobowości i biorąc jedynie pod uwagę działalność chrześcijanina - że tłumaczy się ona jedynie "jako funkcja ula... Przenosząc na pszczołę prerogatywy ula, zabija się i ul i pszczołę" (P. Charles: La robe sans couture, str. 129-30).
35) "Zbawiciel działa jako Bóg, ale również jako człowiek i nie tylko tak, jak Bóg. Posługuje się też w naszych czasach nie tylko swą Wszechmocą Bożą lub siłami czysto duchowymi, ale również wszystkimi zasobami natury, która jest Jego dziełem. Cała ludzkość, a więc wszystko, co ludzkie może winno być użytkowane przez Chrystusa. Wszelka czynność szlachetnie ludzka może stać się "sakramentalna", a więc motorem nadprzyrodzonej skuteczności (L. de Coninck o. c. str. 686).
36) "Nie tylko wolno, ale trzeba kochać stworzenia Boże, wysiłek ludzki, radości ludzkie: czyniąc tak upodabniamy się do Chrystusa i spełniamy swój obowiązek... Chrześcijanin kocha doczesność jako coś, co pomaga mu zbliżyć się do Boga... To też chrześcijaństwo potępia stanowczo nie miłość, lecz bałwochwalstwo doczesności (Mouroux o.c. str. 21).
37) "Chrześcijanin nie jest tchórzem, który boi się żyć pełnym życiem ani człowiekiem słabym, którego nie stać na radość; ani kimś rozgromionym. To człowiek o jasnym wejrzeniu, wnikliwy i zdecydowany, który wie, że wszystko musi być oczyszczone, natura, praca, miłość, osobowość cała; i że z Chrystusem zdolny jest wszystko oczyścić" (J. Mouroux o. c. str. 21).
38) "W zakresie prawa Bożego, które obowiązuje wszystkich i obejmuje swym autorytetem nie tylko jednostki, lecz i narody, istnieje szerokie pole i wielka swoboda ruchów dla form najróżnolitszych... jest ono stróżem i mistrzem zasad wiary i moralności... Jedyną ambicją i jedynym pragnieniem Kościoła jest przekazywać wszystkim narodom bez wyjątku, przy pomocy swych środków pedagogicznych i religijnych, jasne źródła schedy i wartości chrześcijańskiego życia, aby każdy naród, w stopniu odpowiadającym jego cechom specyficznym, korzystał z doktryny i z zasad etycznych i religijnych chrześcijaństwa, celem utworzenia społeczności, godnej człowieka... i podstawy prawdziwego dobrobytu" (Pius XII, Orędzie Gwiazdkowe 1940).
39) P. Termier. Na ten temat cf. przemówienie Piusa XII do grupy profesorów i studentów francuskich, 24 kwietnia 1940 r. o. "Radości Poznania": "Radość ta jest w waszym zasięgu: nie pogardzajcie nią... Nawet w waszych poszczególnych specjalnościach wyróżnicie się w tym stopniu, w jakim rozszerzycie swój widnokrąg."
40) "Chciałbym - pisze Orygenes - żebyś użył całej mocy swej inteligencji na rzecz chrześcijaństwa, które winno być twoim najwyższym celem. By dosięgnąć go tym łatwiej, pragnę byś zaczerpnął z filozofii greckiej całokształtu wiedzy, która posłużyłaby ci za wstęp do chrześcijaństwa" (list do Grzegorza Taumaturga).
41) Do lekarzy i studentów "Conference Laennec, 15. XI. 1946.
42) C.C.I.F. "Centre Catholique des Intellectuels Francais," wyznaczył jako program tegoroczny studium nad człowiekiem biorącym się za bary z postępem technicznym. Poszczególne sekcje już zajęły się tym problemem aktualnym.