Drogi, które należy wykluczyć
Niech Bóg nas broni, Bracia Najmilsi, przed pokusą złudzeń. Chodzi o pączkowanie, nie o żniwo. Wzrost Kościoła jest sprawą Boga, ale nie bez naszego udziału! Gdyż Wszechmoc jego raczyła nam zlecić, za łaską swoją, rolę współpracowników. Pod jakimi warunkami?
To, czego Teologia i Historia nauczyły nas o Kościele, kierować będzie naszym działaniem.
Działanie nasze winno mieć za fundament "teandryczną", t. j. "bosko-ludzką", naturę Kościoła, a zatem unikać dwu fałszywych dróg; idąc nimi konsekwentnie, jednostronnie i do końca, musiałoby się popaść w błędy ściśle scharakteryzowane. Te dwie sprzeczne koncepcje to mają wspólnego - teraz możemy już zdać sobie sprawę, - że kaleczą pełną ideę Kościoła, wykluczając jeden z jego elementów składowych.
"Modernizm"
Pierwszą grupę błędnych doktryn stanowi Modernizm.
Ma on swoją historię. Pół wieku temu, niektórzy katolicy odurzeni zdobyczami myśli współczesnej, i nie dość świadomi transcendentnej wartości swej wiary jęli się "adaptacji" "przystosowania", które było dezercją doktrynalną: .Najważniejsze to - myśleli - żeby pogodzić się ze światem. Jeśli więc wymaga on ustępstw, żeby uzgodnić dogmat z rozumem, etykę z wiedzą, trzeba przystać na kompromis. Światem rządzi prawo ewolucji: Kościół nie może się spod niego wyłamać. Niechżeż więc podda się mu śmiało. Tylko na tym zyska. Nie Litera ważna, ale Duch; nie tradycja, ale "Życie", ale "Postęp". Gdyż "być" to przede wszystkim "stawać się". Jeśli Kościół chce żyć, niechże przystosuje swój Dogmat, swój kult i swoją dyscyplinę do wymogów chwili obecnej:
Nie tak jednak myślał Kościół. Potępiając tak stanowczo owo odchylenie doktrynalne od swej nauki, sam się ratował od naturalizmu, który, pozbawiając go transcendencji, odebrałby mu tym samym rację bytu historyczną. Modernizm dobrze widział "ludzki" aspekt Kościoła, ale zapomniał o jego Boskiej naturze. Widział tylko jego stronę "zewnętrzną". Zaślepienie nieuniknione, które po dziś dzień grozi wszystkim tym, co choćby bezwiednie pozostają pod wpływem naturalizmu.
Czy idąc tą drogą Kościół odnajdzie miejsce swoje na świecie?
- Na pewno nie!
Katolikom nie wolno zrywać systematycznie, w sferze myśli, ze wszystkim, co tradycyjne, hołdować zasadzie, że "słuszne jest wszystko, co nowe". Przede wszystkim dlatego, że skrajna wiara w Postęp jest naiwna - w prostym świetle rozumu i doświadczenia - i zarazem sprzeczna w sobie: cóż to za "modernizm", który w imię postępu nieograniczonego kanonizuje jeden ze swych etapów znikomych? Toż to "skostnienie"! Mianując to, co "aktualne" absolutem bezspornym i normą działania, wyznawca "Postępu" "zagważdża" stawanie się w jednej z jego struktur przemijających. To, co nazywa "dziś", kto inny, jutro, nazwie "wczoraj" i potępi dla tejże samej prostej racji. Oto impas, w jaki zabrnął Pragmatyzm, oto krótkowzroczność Amerykanizmu.
Jakżeż Kościół ma rację zachowując wobec wszystkich ustępstw ł kompromisów, których domaga się od niego ten "świat przemijający", stanowczą nieustępliwość, która nie jest u niego ani takim sobie tylko "stanowiskiem"', ani odruchem samozachowawczym, ale prostą wypadkową dogmatu i spokojnym promieniowaniem najgłębszej tego istoty.18) Wspomnijmy przy okazji piękne powiedzenie świętego Wincentego z Lerynu: "Strzeż skarbu wiary" (1 Tym. 6, 20). Ale czymże jest skarb zawierzony? Czymś, co ci dano w depozyt, a nie czymś, co znalazłeś sam; czymś, co otrzymałeś, a nie czymś, co wynalazłeś. To nie sprawa odkryć samodzielnych, ale sprawa doktryny; nie do prywatnego użytku, ale publiczna tradycja ... Nie możesz być jego autorem, jeno stróżem ... Zachowuj więc nietknięty i nieskażony, depozyt wiary katolickiej. Właśnie tego, co ci zawierzono, masz strzec i przekazać dalej, z kolei. Dostałeś złoto, oddaj złoto, nie wymieniaj bezwstydnie złota na ołów. Prawdy, której się nauczyłeś, z kolei ucz: mów o niej w sposób nowy, nie głosząc wszakże nowinek".19)
W praktyce stanowisko chrześcijanina wobec świata nie będzie więc nigdy, i za żadną cenę, rezygnacją. "Nie wypada żeby chrześcijanin był ustępliwy, chwiejny, giętki, gotów do wszelkich kompromisów i do wszelkich ustępstw, unoszony od każdego wiatru nauki..." (Efez. 4, 14). Chrześcijanin ma swoje własne wytyczne rzetelności i prawdy; wobec błędu, wobec zła mówi: "nie"... Pamiętajmy, jakkolwiek potężny jest świat, zawsze trzyma go w szachu charakter bezkompromisowy".20)
"Integryzm"
Lecz i na odwrót, Kościół nie da się zredukować, bez uszczerbku, do swojego aspektu niezmiennego i pozaczasowego. Jeżeli Kościół jest niezależny od świata całym bezmiarem swojej transcendencji, jeśli, w tym znaczeniu, nie jest "z tego świata", to jednak z drugiej strony jest on "w świecie" i z tego tytułu należy doń tym, co jest w nim ludzkie i widzialne. To proste stwierdzenie odróżnia jego działanie od działalności, do której chciałby go ograniczyć Integryzm. Przybiera on różne postacie: wszystkie one, raz jeszcze, wywodzą się z jednostronnego ujęcia rzeczywistej istoty Kościoła. Oto dlaczego tak bardzo należy sygnalizować sumieniu prawdziwych chrześcijan trzy główne "odmiany" błędnej perspektywy, równające się trzem nieporozumieniom, których należy unikać.
Integryzm doktrynalny
Przede wszystkim nie należy identyfikować nieskazitelności doktryny z przemijającymi formami, jakie przybiera. Zapewne - należy to podkreślać bardziej, niż kiedykolwiek - Objawienie jest bezcennym skarbem Kościoła i nie można podnieść nań ręki bez świętokradztwa lub samobójstwa. Zapewne, należy strzec skrupulatnie zdefiniowanych formuł dogmatycznych. Czy wynika stąd jednak, że trzeba utożsamiać Objawienie z systemami i szkołami teologicznymi? Gdyby tak było, jakże można by wytłumaczyć stanowisko takiego świętego Tomasza z Akwinu, który zerwał kategorycznie z platońskim augustynizmem, by przyjąć Arystotelesa? Toż mógł usprawiedliwić tradycyjnym precedensem ową "realną dystynkcję", na jakiej oparł swoje stanowisko: były nim dwie równoległe interpretacje identycznych prawd doktrynalnych, które stanowią podwójny prąd myślowy Ojców Greckich i Ojców Łacińskich.
Czy znaczy to, że Kościołowi nie wolno przedkładać jakiejś syntezy nad inną? Zapewne tak. Dla względów bezpieczeństwa moralnego i doktrynalnego może on, przez usta Papieży, proponować synom swoim taki lub inny system, jako pewną rękojmię. Tak to wielokrotnie zalecał tomizm, ze względu na wartość jego metod i wypróbowana zwartość jego tez. Czyniąc "z doktryny i zasad Doktora Anielskiego"21) swój oficjalny program naukowy.22) Kościół stwierdza wyraźnie znaczenie, jakie przywiązuje "do wspaniałego gmachu myślowego, jaki święty Tomasz z Akwinu skonstruował za pomocą materiałów zgromadzonych i skupionych poprzez wszystkie czasy, których dostarczyli mu mistrzowie wszystkich epok".23)
Czy należy stąd wyciągnąć konkluzję, że święty Tomasz wszystko powiedział i że jego myśl wyczerpała depozyt Objawienia lub dorównała mu? Czyż trzeba po nim wyrzec się myśli? Oczywiście nie! Znane jest powiedzenie Lacordaire'a: "Święty Tomasz jest latarnią, a nie słupem granicznym." Światło jego nauki winno oświecać coraz to wnikliwsze badania nad obu źródłami wiary: Pismem świętym i Tradycją. Mówiąc o nich, święty Ireneusz zaznacza, że "nauka jaką otrzymaliśmy od Kościoła jest niby drogocenny skarb, zawarty w doskonałym naczyniu. Duch odradza go wciąż i udziela młodości swej naczyniu, które go zawiera".24) Teologowie, pisze Pius XII, "winni się wyrażać, zarówno słowem
Jak i pismem, w taki sposób, żeby ludzie naszej epoki mogli ich zrozumieć i słuchać.25)
Istotnie, Tradycja to nie mechaniczne przekazywanie "czegoś" martwego. To żywe komunikowanie i stopniowe udostępnianie - pod kontrolą nieomylnego Magisterium - prawdy globalnej, której nowy jakiś aspekt odsłania każdy wiek. Również i tu święty Wincenty z Lerynu wprowadza trafnie precyzję. Wyprzedza zarzut: "Czyżby, powiedzą mi może, religia w Kościele Chrystusowym nie była zdolna do żadnego postępu? I owszem, i to do wielkiego. Któż byłby aż takim nieprzyjacielem ludzkości, aż takim wrogiem Boga, żeby się temu opierać? Wszelako pod jednym warunkiem: żeby chodziło istotnie o postęp wiary, nie zaś o jej przekształcenie. Gdyż właściwością zdrowego postępu jest to, że dana istota rozwija się pozostając sobą, podczas gdy przekształcenie na tym polega, że jedna rzecz zamienia się w drugą. Trzeba więc, żeby umiejętność, nauka, mądrość... każdego z osobna i całego Kościoła, wzrastały i rozwijały się, i to wybitnie, z każdą epoką i z każdym stuleciem, byleby tylko zgodnie z właściwą im naturą, to jest z tą samą treścią doktrynalną, w tym samym znaczeniu i w tej samej myśli".26)
Ta sama uwaga narzuca się sama przez się w związku z dyscypliną i akcją Kościoła, w porządku moralnym, jak i w Instytucjach. Czyż należy bowiem utożsamiać Tradycję - która jest życiem - z rutyną - która jest śmiercią? Prawo, które jest "zamknięte" - z jego praktycznymi przystosowaniami, które są "otwarte?"
- Na to, by ratować życie, Modernizm poświęcał formy; na to, by ratować formy, Integryzm poświęca życie.
"Niepodobna - pisze Pius X - przywrócić dziś do życia, w tejżeż samej formie, wszystkich Instytucji, które mogły być pożyteczne, a nawet jedynie wydajne w minionych wiekach, tak wielkie bowiem i radykalne są przemiany, jakie bieg czasu wprowadza w społeczeństwo i w życie publiczne i tak rozliczne nowe potrzeby, wzniecane przez zmienne okoliczności. Ale Kościół w ciągu długiej swej historii, zawsze i przy każdej okazji dowodził najjaśniej, że posiada cudowny dar adoptacji zmiennych warunków świeckiego społeczeństwa: nie naruszając ani nieskazitelności, ani niezmienności wiary, nagina się on i przystosowuje łatwo, - we wszystkim, co względne i przypadkowe, do zmiennych kolei czasów i do wymogów społeczeństwa".27)
Tutaj również przesadny tradycjonalizm zapomina o jednym z założeń problemu i tym samym popada w identyczną sprzeczność, co modernizm: "bo modernizm za normę uznaje wszelką wartość dzisiejszą; integryzm w formach wczorajszych widzi ideał na dziś. Smutne to nieporozumienie, którego katolicy winni się wystrzegać, z dwojakiej przyczyny: po pierwsze, dlatego że to negatywne stanowisko nieufności wobec słusznych zmian hamuje postęp Kościoła, opóźnia jego akcję, przenikającą świat, i może stać się pretekstem do bezczynności dla przeciętnych wiernych; ale zwłaszcza dlatego, że gdyby ta podejrzliwość weszła w zwyczaj i przybrała formy systematyczne, byłaby nie chrześcijańska: do braku "caritas intelektualnej" dodałaby subtelne niebezpieczeństwo wolnomyślności. Czyż bowiem wyprzedzanie orzeczeń i ocen hierarchii, a tym bardziej krytykowanie inicjatyw, do jakich uprawnia apelowanie "od Papieża do Soboru", nie stanowi odwrócenia kompetencji, o którym, co najmniej, wypada rzec, że jest niewłaściwe?
Zapewne, Kościół nie zaprasza wiernych do oszańcowywania się w defensywie. Bezwzględnie wymagający w tym wszystkim, co dotyczy prawomyślności, gotów do wszystkich ofiar, gdy chodzi a Bożą spuścizną i o Tradycję apostolską, nie zapomina bynajmniej o tchnieniu wewnętrznym, jakie go ożywia. "Nie gaście Ducha, woła święty Paweł; ale wszystkiego doświadczajcie i, co dobre jest, dzierżcie" (I Tess. 5, 19-21).
Integryzm "taktyczny"
"Ale świat nie jest dobry" - powie ktoś. "To królestwo grzechu i błędu; to państwo Szatana. Możliwe są więc tylko dwie postawy, zalecone przez Chrystusa: unikać go, lub zwalczać."
Zwalczać świat, ogłaszając krucjatę przeciwko wrogom Chrystusa, odpowiadać na ich ataki, a nawet ruszać do ofensywy: oto dla Kościoła jedyna, skuteczna droga w obliczu zła. Ustępować wciąż i przyjmować z rezygnacją oszczerstwa i krzywdy, to nie pamiętać, o "gwałtowności" Chrystusa w stosunku do Faryzeuszów. Trzeba zwyciężać świat jego własną bronią, zamiast paktować z nim daremnie, na swoją zgubę...
Tu znowu Kościół przypomina nam swoją tajemnicę.
To prawda, że jest "związany z wiecznością", i to sojuszem, który nie jest z tego świata; to prawda, że jest "Jerozolimą bez skazy", która nie paktuje z Samarią.
Ale nie dlatego, że jest Boski, Kościół winien przeciwstawiać się światu. Jego transcendencja nie na tym polega. Nie dlatego, że jest narodem wybranym, wolno mu zasklepiać się w sobie i przeciwstawiać tym, co błądzą dotąd, zdała od owczarni, "w mrokach i cieniu śmierci". Kościół nie jest żadną partią polityczną, a chrześcijanie - to nie stronnicy partyjni! Nie zdobędzie świata przeciwstawiając się mu, jak blok drugiemu blokowi.
Zapewne, wszelki błąd wymaga odprawy i wszelka krzywda - rekursu. Przeciw gwałceniu niezmiennych, Bożych i moralnych praw, Kościół zawsze występował i zawsze występować będzie, z jak największą energią. Umie on przeciwstawiać triumfującej sile oburzony protest sumienia - gdy trzeba, aż do przelewu krwi. Co do zasad, Kościół jest nieprzejednany. Nie zrezygnuje nigdy ze swej świętej nieustępliwości. - Czyż jednak, w zakresie metod, może wziąć na swój rachunek sposób postępowania przeciwników? Czyż na to, żeby nie paktować z błędem, będzie starał się narzucać im siłą swoją Prawdę i swoją Wiarę? Czyż, przeciwnie, Historia nas nie uczy, że metody rekrutowania i "szoków" psychologicznych, poparte "ramieniem świeckim" lub propagandą ludzkiego wyrobu, okazują się zarówno bezskuteczne, jak i uchybiające wolności ewangelicznej ?
Widzimy, dokąd by nas zawiodło ignorowanie "wcielonego" aspektu Kościoła i jego żywego zaszczepienia w czasie: właśnie do błędu, którego chciało się uniknąć. Przeciwstawiając się światu, zwalcza się go; ale na to, by go zwalczać, bierze się jego własną broń. Tak więc przesada w jednym kierunku, rodzi przesadę w kierunku przeciwnym; i "negacja" świata wiedzie w końcu do zmiennych perypetii "chrystianizmu taktycznego".
Integryzm "moralny"
Błąd ten spotyka się wreszcie w ostatniej z kolei grupie chrześcijan, których można nazwać - zależnie od tego, czy akcentują znikomość, czy też szkodliwość świata - Kwietystami i Jansenistami. Życie ziemskie mało znaczy, mówią pierwsi, w porównaniu do wiecznej ojczyzny. Na cóż się więc zda, żeby Kościół zajmował się światem? Działanie jest bezowocne. Bóg troszczy się sam o trwanie Kościoła. Struktury i adaptacje winny ustąpić kroku ufności w Bogu i modlitwie; świat nadprzyrodzony umie się obejść bez środków przyrodzonych. Tak samo rzecz się ma z Kościołem.
Nie tylko może się obejść, ale musi, obstają zwolennicy "zerwania": i to w imię własnej transcendencji. Ten świat jest zły. Nieprzenikliwy dla łaski, jest nim również dla Kościoła. To też nie należy szukać jego wzrostu na drodze "immanentnej", przez wcielanie w cywilizacje doczesne. "Dialektyka" techniki i historii nie dopuszcza "rewolucji". To system zamknięty i fatalny. Świat i chrześcijaństwo stanowią dwa różne plany - które domagają się "rozwodu", nie pojednania. Obowiązek chrześcijan nie na tym polega, żeby oddziaływać na zdarzenia, ale na tym, żeby być po prostu, w życiu prywatnym, prawdziwymi uczniami Chrystusowymi. Kościół nie potrzebuje chrześcijan "z epoki Konstantyna", ale "chrześcijan z Apokalipsy i Paruzji".
- Czyż należy podkreślić - niezależnie nawet od zastrzeżeń, które budzi podobna koncepcja świata i łaski - zasadę, na jakiej się opiera? Z Kościoła, raz jeszcze, bierze tylko transcendencję, ale z uszczerbkiem dla jego "aktualności" doczesnej.28) Właśnie to pominięcie nadaje wszystkim trzem formom Integryzmu wspólny im "nierealny" charakter. Właśnie to wypaczenie samowolne domaga się - tak jak błąd mu symetryczny: modernizm - dopełnienia i pojednania na wyższym planie.
18) W przebiegu swoich faz rozwojowych chrześcijaństwo miało zawsze na widoku, od początku do końca, niezmienne zasady, i dlatego właśnie, nie tracąc nic z tego, co jest jego własne, mógł przyswoić sobie doktryny, które były mu obce. Podobna ciągłość zasad i podobna zdolność asymilacyjna są jedna i druga całkowicie sprzeczne z ideą zamierania ..." (Newman, Histoire du developpement de la doctrine chretienne, ch. VI, 2).
19) Sw. Wincenty z Lerynu, Commonitorium Rouet de Journel, Nr. 2173.
20) Mgr. Blanchet, List Pasterski na W. Post, 1946.
21) Pius XII, Przemowa do OO. Dominikanów, podczas Kapituły Generalnej, 22 września 1946 r.
22) Kodeks prawa kanonicznego, can. 1366, par. 2, potwierdzony Konstytucją Apostolską "Deus Scientiarum Dominus," 24 maja 1931 r.
23) Pius XII ib.
24) Św. Ireneusz, Adv. Haer. III, 24, 1.
25) Pius XII. Przemówienie do OO. Jezuitów na XXIX Kongregacji generalnej w dniu 17 września 1946 r. D.C. co 11317.
26) Sw. Wincenty z Lerynu. Commonitorium. Rouet de Journel, Nr. 2174.
27) Pius X. Firmo Proposito, A.A.S. t. II, str. 94.
Można by w ten sposób wyróżnić dwa rodzaje "adaptacji." Pierwszą, którą by należało nazwać "adaptacją tolerancyjną," tłumaczy się pragnieniem Kościoła, żeby przystosować dyrektywy do różnego stopnia pojętności wiernych: "Non potest esse aliquis perfectior status praesentis vitae quam status novae legis; quia tanto est unum quodque perfectius, quanto est ultimo fini propinquius. Alio modo status hominum variari potest, secundum quod homines diyersimodo se habent ad eandern legem, vel perfectius, vel minus perfecte; et sic status veteris legis freąuenter fuit mutatus, cum quandoque leges optime custodirentur, quandoque autem omnino praetermitterentur. Sicut etiam et status novae legis diversificatur secundum diversa loca, et tempora, et personas. inquantum gratia Spiritus Sancti perfectius vel minus perfecte ab aliquibus habetur (Summa Theol. I - 2-ae, q. CVI a. 4).
Nawet w swoich dokumentach oficjalnych Kościół daje nam przykłady tych słusznych modyfikacji. Sobór Lateraneński can. 50: Non debet reprehensibile judicari, si secundum varietatem temporum statuta quandoque varientur humana, praesertim cum urgens necessitas vel evidens utilitas exploscit: quoniam ipse Deus ex iis, quae in Veteri Testa-mento statuerat, non nulla mutavit in Novo. Następuje zniesienie zakazu zawierania małżeństw "in secundo et tertio affinitatis genere," i inne podobne złagodzenia przepisów dotyczących przeszkód z pokrewieństwa. Kanon włączony do "Decretalia" Grzegorza IX, 1. IV tit. XIV c. 8.
Druga adaptacja, którą możn aby nazwać "Newmana". Pamiętajmy, że właśnie studia nad historią dogmatów nawróciły na katolicyzm słynnego pastora anglikańskiego. "Kościół Rzymski może swobodniej od innych kościołów brać pod uwagę to, co odpowiada chwili obecnej: wierzy w życie swej tradycji i gdy czasami zarzuca się mu brak zasad lub skrupułów, pomija tylko formalizm tej tradycji." itd. (History of Developemet, c. I, 3, par. 5).
28) Św. Augustyn dobrze wyczuł ten problem i wskazał drogę, którą należy kroczyć: "Państwo niebieskie, a raczej ta jego część, która jeszcze pielgrzymuje poprzez życie doczesne, musi również zażywać tego pokoju (tego ładu ludzkiego)... To też, dopóki trwa w łonie Państwa Ziemskiego, na wygnaniu i pokrzepiając się nadzieją Odkupienia... nie wzdraga się słuchać jego praw, regulujących to wszystko, co należy do podtrzymywania tego życia śmiertelnego; iż zaś obie społeczności poddane są śmierci, pragnie we wszystkim, co dotyczy spraw doczesnych, zachowywać harmonijne współżycie z Państwem Ziemskim." (Św. Augustyn, Państwo Boże, Ks. XIX, r. 27.).