Czytając poprzedni rozdział niejeden z moich Czytelników pomyślał zapewne: Dobrze jest znać przyczyny skrupułów, znacznie jednak pożyteczniej byłoby znać sposób ich leczenia. - Postaram się przeto uczynić zadość Waszym życzeniom w tym kierunku.
Tym tedy spośród Was, którzy obarczeni jesteście chorobą skrupułów zalecam przede wszystkim modlitwę, jest ona najskuteczniejszym lekarstwem we wszystkich schorzeniach duszy, pod wszelkimi ich formami, szczególnie jednak tam, gdzie chodzi o dusze skrupulatne. Dusza taka brodzi w głębokich ciemnościach, niezdolna odróżnić dobra od zła, grzechu ciężkiego od lekkiego przewinienia, tego, co godziwe, od rzeczy zakazanych. Jakże tedy nieszczęsna ta dusza mogłaby znaleźć drogę, gdyby światło nadprzyrodzone nie rozproszyło tych nieprzebranych mroków? Bez szczególnej pomocy łaski musiałaby ona nadal zmagać się z sobą bezskutecznie, poruszając się po omacku i raniąc się do krwi o każdą napotkaną przeszkodę.
Przyzywaj tedy Boga ku wspomożeniu swemu, biedna duszo, pogrążona w tak bolesnym zamęcie. Za niewidomym ewangelicznym powtarzaj słowa modlitwy: "Panie, abym przejrzał". W najczarniejszych zaś chwilach, gdy czujesz, że tracisz grunt pod nogami, gdy ci się zdaje, że rozwiewa się w tobie wiara, nadzieja i miłość Boga, wówczas zwróć się do Chrystusa Pana, a wyciągnąwszy ku Niemu błagalne dłonie wołaj jak ongiś św. Piotr na falach jeziora Genezaret: "Panie, zachowaj mię". - Nie mogę ci przyrzec, że skutek tej modlitwy będzie natychmiastowy; w każdym jednak razie dana ci będzie kojąca świadomość, żeś uczyniła wszystko,. co było w twej mocy; mogę cię również zapewnić, że dzięki temu wysiłkowi z twej strony, życie twe wewnętrzne nie ucierpi bynajmniej, choćby burza skrupułów dalej szalała w twych władzach zmysłowych.
Modlitwa jest środkiem, do którego dusza skrupulatna dość chętnie się ucieka. Mniej chętnie natomiast przyjmuje ona rady, zalecające bezwzględne posłuszeństwo w stosunku do spowiednika. Wiem doskonale, że w teorii zasada ta przemawia jej do przekonania, że wciąż w teorii - dusza skrupulatna objawiać będzie gotowość do zupełnej uległości. W praktyce jednak znajdzie ona zawsze argumenty, aby się od posłuszeństwa uchylić i chodzić własnymi drogami. A przecież wszyscy bez wyjątku teologowie i pisarze ascetyczni zgodnie stwierdzają, że przez nieposłuszeństwo skrupulat z własnej winy w nieskończoność odwleka uleczenie swej choroby.
Co więcej, pisarze ci zapewniają dusze skrupulatne, że choćby nawet spowiednik się mylił, one, objawiając w stosunku do niego posłuszeństwo, pomylić się nie mogą. Czegóż się zatem lękać? Stając przed sądem Bożym będziesz mógł powiedzieć: "W osobie Twego sługi widziałem Ciebie, Panie. Toteż posłuszeństwo moje odnosiło się nie do człowieka, lecz do Ciebie, który w osobie kapłana zasiadałeś w konfesjonale". Sprawiedliwość wymaga, aby Bóg uznał sąd spowiednika, aby go niejako przyjął za swój własny, choćby nawet spowiednik okazał się rzecznikiem niepojętnym czy niewiernym. Gniew Boży nie może zatem w tym wypadku zwracać się przeciw skrupulatowi, który spełnił swój obowiązek, lecz wyłącznie przeciw spowiednikowi, który się źle wywiązał ze swego zadania.
Wiem dobrze, że każdy skrupulat, któremu się zaleca posłuszeństwo, zwykł odpowiadać "Okazywałbym chętnie bezwzględną uległość, gdyby mnie mój spowiednik znał istotnie. Istnieją jednak ważne okoliczności, o których nic mu nie wiadomo, a które niewątpliwie wpłynęłyby na zmianę jego sądu w tej sprawie. Ilekroć zaś pragnę się przed nim wywnętrzyć i wyjawić mu wszystkie najgłębsze tajniki swej duszy, kierownik mój zamyka mi usta, przypominając obowiązek posłuszeństwa".
Kierownik Wasz po tysiąckroć ma rację odnosząc się do Was w ten sposób. Wie on doskonale, jak wyglądają owe najgłębsze tajniki Waszej duszy, które tak skwapliwie pragniecie mu wyjawić. Wie nadto, że gdyby Wam dziś pozwolił mówić o tym, co Was trapi, jutro przypomnielibyście sobie jakieś znacznie jeszcze donioślejsze wyznanie, pojutrze zaś ta sama historia rozpoczęłaby się od początku. W ten sposób po upływie dziesięciu lat spowiednikowi Waszemu wciąż jeszcze nie udałoby się dotrzeć do owych sławetnych tajników Waszej duszy.
Przypuśćmy zresztą, że wyznania, których Wasz spowiednik nie chce wysłuchać, istotnie mają doniosłe znaczenie i zasługują na wyjawienie przed trybunałem Pokuty. Cóż Was to może obchodzić? Zmuszono Was do milczenia: co za tym idzie, nie spada na Was ani cień winy. Jeśli spowiednik nie dość dokładnie zbadał stan Waszej duszy, zanim o nim sąd wydał, lub w ogóle nie dość głęboko rozważył Waszą sprawę, nie Wy będziecie za to odpowiadali przed Bogiem. Przyjmując ślepo jego wyrok możecie być pewni, że nie jesteście na błędnej drodze. Leczenie skrupułów wymaga zachowania innych jeszcze warunków, których nie mogę tu pominąć.
Skrupulat powinien unikać bezczynności. Umysł jego, jak się ktoś wyraził, jest młynem, który nieustannie miele zepsute ziarno. Należy zatem zająć jego wyobraźnię w inny, jakikolwiek, byle godziwy sposób. Nie wymaga się od niego długich modlitw, rozważań i lektur duchownych: nadmiar ćwiczeń pobożnych mógłby mu przysporzyć więcej szkody, niż pożytku. Toteż skrupulat powinien poprzestać na roztropnym programie życia chrześcijańskiego. Poza tym czas jego powinny wypełniać po części obowiązki zawodowe, po części zaś godziwe rozrywki, stanowiąc odprężenie dla umysłu i umożliwiające mu miłe spędzenie wolnych chwil.
I jeszcze jedna rada: jeśli należycie do kategorii skrupulatów, starajcie się nie mówić o swych skrupułach. Gdybyście postępowali wedle swego upodobania, chodzilibyście z nimi od konfesjonału do konfesjonału; niejednokrotnie nawet odczuwalibyście chwilową ulgę, zwierzając się z nich osobom, z którymi jesteście zaprzyjaźnieni. Strzeżcie się takiej nieroztropności: zamiast łagodzić swe cierpienia, zaostrzalibyście je tylko i wzmagali. Choćby wam nieraz i ciężko było powstrzymać się od zwierzeń, ponieście tę ofiarę. Jedyną osobą, z którą możecie i powinniście mówić o swych skrupułach, to Wasz kierownik duchowny; jemu samemu dana jest łaska stanu, aby rozproszyć Wasze wątpliwości i uśmierzyć niepokoje.