Nie wdając się w żadne rozważania teoretyczne chciałbym w niniejszym rozdziale, jak również w dwóch następnych, rozwikłać niektóre wątpliwości, które mogą się Wam nasunąć w związku z zagadnieniem: Z jakich grzechów należy się oskarżać?
Otóż obowiązkiem Waszym jest wyznawać na spowiedzi wszystkie grzechy śmiertelne. Zatajenie choćby jednego z nich pociągnęłoby za sobą spowiedź świętokradzką. Jest to zasada, na którą zgodzili się wszyscy teologowie świata, a którą każde prawe sumienie kieruje się w sakramencie pokuty. Pod tym zatem względem nie mogą się nikomu nasuwać żadne wątpliwości.
Dla duszy jednak, która po długim czasie obojętności w stosunku do Boga do Niego wraca, zupełnie ścisłe obliczenie wszystkich popełnionych grzechów jest sprawą trudną, niejednokrotnie nawet wręcz niemożliwą. Czy zatem w podobnych wypadkach trzeba się pogrążyć W matematycznych dociekaniach i z niepokojem śledzić cały ubiegły okres, dzień po dniu, godzinę po godzinie, byle nie przeoczyć ani jednego ze swych niezliczonych grzechów? Byłaby to syzyfowa praca, a jedynym jej rezultatem byłoby ostateczne zagmatwanie całej sprawy. Należy przeto ogarnąć ubiegły okres ogólnym rzutem oka i ustalić cyfrę przeciętną, której byście na spowiedzi dali wyraz mówiąc: Popełniłem taki a taki grzech, tyle a tyle razy na tydzień, względnie miesiąc. Być może, że oskarżając się w ten sposób dość nawet daleko odbiegniemy od istotnego stanu rzeczy, tzn. że różnica pomiędzy podaną przez Was cyfrą, a rzeczywistą ilością danych grzechów będzie dość znaczna. Nie trapmy się tym jednak: Postąpiliście uczciwie, Pan Bóg zaś niczego więcej od Was nie wymaga. Sądzę nawet, że Pan Jezus nie byłby zadowolony, jeślibyście się bez końca głowili nad dokładnym ustaleniem liczby grzechów, jak gdyby chodziło o egzamin przed nauczycielem niemiłosiernie srogim i śmiesznie pedantycznym.
Może się jednak zdarzyć, że wyznawszy w przybliżeniu liczbę popełnionych grzechów, następnie uświadomicie ją sobie dokładniej i z całą ścisłością potraficie ją określić. Czy macie w takim razie obowiązek ponowienia Waszego oskarżenia i sprostowania wszystkich niedokładności? Bynajmniej: spowiedź Wasza była dobra. Obowiązek ponownego nawiązania do niej mielibyście jedynie wtedy, gdybyście sobie przypomnieli jakiś grzech ciężki, któregoście poprzednio w ogóle nie wyznali.
Lecz może niepokoi Was myśl, że pod wpływem jakiegoś skrupułu i w obawie zatajenia właściwej liczby grzechów zbyt daleko posunęliście się w swej gorliwości i podaliście liczbę przesadnie zwiększoną? Nie szkodzi: rozgrzeszenie nie mogło objąć grzechów urojonych, któreście na spowiedzi wyznali, oczyściło ono natomiast Waszą duszę z tych, któreście istotnie popełnili. Cóż za cel miałoby wobec tego ponowne nawiązywanie do odprawionych spowiedzi?
Grzechy wewnętrzne, jak zdrożne myśli lub pragnienia, niejednokrotnie stanowią dla Was przedmiot niewyczerpanych trudności. Ileż obaw, ileż wątpliwości tłoczy się Wam na ten temat do głowy! Czy zwalczałem daną myśl czy dane pragnienie? A jeśli tak, czy to czyniłem dość stanowczo? Zdawało mi się, że w pewnej chwili zło ogarnęło mnie tak dalece, iż wola zupełnie przestała mu się opierać. A jednak w chwili najcięższej udręki czułem w głębi duszy protest przeciw opanowującemu ją złu. Któż mi pomoże rozświetlić te mroki i kto mi powie, czy wola moja stawiała dość stanowczy opór lub też - czy i do jakiego stopnia się załamała?
Podobnie bezradni jesteście, jeżeli macie sobie uświadomić liczbę tych grzechów wewnętrznych. Czy jedna tylko myśl względnie pragnienie opanowywała mnie przez dłuższy przeciąg czasu? Czy też był to może cały szereg myśli odrębnych i pragnień, kolejno po sobie następujących? I jak znaleźć wyjście z tego nieprzebytego gąszczu cierni i chwastów?
Trzeba istotnie posiadać sumienie bardzo pewne, żeby wobec podobnych trudności uniknąć zarówno skrupułów, jak i zbytniego pobłażania sobie. Tu jednak kierownictwo powinno być indywidualne; zasady, obowiązującej duszę o sumieniu nieco lękliwym, nie można stosować do duszy innej, nie odznaczającej się zbytnią delikatnością sumienia. Toteż wydanie miarodajnego sądu, czy niepokój Wasz z powodu grzechów wewnętrznych jest uzasadniony, czy też nie, przysługuje wyłącznie Waszemu spowiednikowi. Ja ze swej strony mogę jedynie uprzedzić jego wyrok odnośnie do tych spośród Was, którzy się zazwyczaj wystrzegają wszelkiego grzechu śmiertelnego i gotowi są za wszelką cenę go unikać. Tym duszom spowiednik nakaże, aby nie zwracały najmniejszej uwagi na wszystkie te myśli i pragnienia, oraz aby się nimi nie przejmowały bardziej niż natrętnym owadem, który w letni wieczór brzęczy nam koło ucha.
Skoro Was spowiednik w ten sposób uspokoi, zastosujcie się do jego zdania i nie przywiązujcie już wagi do grzechów wewnętrznych. Jeżeli chcecie i jeśli Wam na to spowiednik pozwoli, możecie w dalszym ciągu wyznawać te grzechy ogólnikowo, nie wchodząc jednak w żadne szczegóły co do ich liczby i rodzaju; lecz choćby Was nawet trapiły z największą natarczywością, nie niepokójcie się nimi, a zwłaszcza nie wyrzekajcie się przez nie Komunii świętej.
I jeszcze jeden skrupuł, który należy obalić: oto okłamaliście swego spowiednika. Niejednokrotnie zaś zdarzało Wam się słyszeć zdanie, że każde kłamstwo, jakiego się dopuszczacie przy konfesjonale, jest grzechem śmiertelnym. Czy zatem spowiedź Wasza była świętokradzka?
Byłby to sąd zbyt pochopny. Zachodzą tu bowiem dwie możliwości: jeżeli okłamaliście spowiednika w sprawie decydującej o ważności spowiedzi, jeśli go np. świadomie wprowadziliście w błąd podając nieprawdziwą liczbę popełnionych grzechów śmiertelnych, wówczas jasną jest rzeczą, że wina Wasza jest ciężka. Jeżeli jednak odpowiadając na jakieś pytanie spowiednika, dotyczące sprawy niezbyt ważnej, której nie jesteście obowiązani wyznać na spowiedzi, chcecie przed nim zataić prawdę, wówczas ciężkość popełnionej winy nie przekracza ciężkości zwykłego kłamstwa. Tym bardziej zatem zachodzić będzie tylko grzech powszedni, lub nawet w ogóle grzechu nie będzie, jeżeli pytanie dotyczyło jakiego szczegółu, nie mającego ze spowiedzią nic wspólnego, lub też jeśli mieliście słuszne powody, żeby w danym wypadku zataić prawdę przed spowiednikiem. Kapłan jest w takim razie jak gdyby prywatną osobą, przed którą bynajmniej nie macie obowiązku zdawać sprawy ze swych osobistych tajemnic.
Spotyka się niekiedy osoby, dręczone wspomnieniem bardzo ciężkiego grzechu popełnionego w odległej przeszłości. Dwadzieścia już może razy wyznawały one ten grzech na spowiedzi, lecz wciąż jeszcze wydaje się im to za mało. Toteż wyznanie swe powtarzają każdemu spowiednikowi, pomimo upokorzenia, jakiego przy tym doznają. Czy należy zachęcać te dusze do ponawiania bez końca uczynionych już wyznań?
I tu również istnieją dwie możliwości. Jeżeli wyznania te są wynikiem prawdziwej skruchy, jeśli mają na celu zbawienne wyrabianie pokory, a z drugiej strony nie wzbudzają w duszy żadnych niepokojących wspomnień, można je tolerować. Posiadają one wówczas niezmierną moc oczyszczającą i przysparzają tak pokornej duszy bezcennych łask.
Inaczej jednak rzecz się przedstawia, jeśli wyznania te są w stanie obudzić w duszy jakieś wspomnienia z przeszłości, której roztropniej byłoby nie tykać; mogą one również być wynikiem jakiegoś śmiesznego przesądu lub chorobliwego urojenia, jakoby grzech tak ciężki mógł dostąpić odpuszczenia jedynie przez powolne i stopniowe obmywanie go "po trochu" za każdym rozgrzeszeniem. W tym wypadku roztropność, nakazywałaby raz na zawsze zaniechać tych wyznań i bez najmniejszej obawy zdać się na nieskończone miłosierdzie Serca Jezusowego.