Ilekroć Wam, drodzy Czytelnicy, mówiono o żalu doskonałym, przed oczyma waszymi pojawić się musiał zapewne obraz jakiegoś świętego Ignacego, czy świętej Teresy, otwierających swą duszę w ekstatycznej modlitwie. Doszliście do wniosku, że ta właśnie postawa jest jak gdyby istotą żalu doskonałego, który wobec tego może być udziałem jedynie dusz świętych. Taki sąd jest absolutnie mylny. Nie wątpię, że z łatwością uda mi się przekonać Was o tym i że po przeczytaniu niniejszego rozdziału każdy z Was uzna się za zdolnego do wzbudzenia bez zbytniego wysiłku aktu miłości doskonałej, a zatem i żalu doskonałego. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, co jest przyczyną Waszego onieśmielenia; oto określenie - miłość doskonała. Wydaje się Wam, że akt tak wzniosły nie może zrodzić się w duszy tak niegodnej jak Wasza, nie może wyłonić się z ogniska, które wydaje nie wiele światła, a jeszcze mniej ciepła.
Jeżeli tedy określenie: "miłość doskonała" - tak Was przeraża, nie mam nic przeciw temu, abyście w jego miejsce używali wyrazu: miłość bezinteresowna. Bo właśnie bezinteresowność miłości stanowi w gruncie rzeczy o jej doskonałości. Używajcie zatem według upodobania jednego lub drugiego określenia. Najważniejsze jest, abyście nie wyolbrzymiali trudności, związanych ze wzbudzeniem aktu doskonałej miłości i nie wyobrażali sobie, iż leży on na jakichś niedostępnych dla Was wyżynach. Jest rzeczą najoczywistszą pod słońcem, że akt miłości, wyrywający się z serca świętego, zasługuje w całej pełni na miano doskonałego. Nie znaczy to jednak, że akty miłości, wzbudzane przez Was nie posiadają tego samego stopnia intensywności i bezinteresowności, nie zasługują na umieszczenie w rzędzie aktów miłości doskonałej. Aby zdobyć to miano wystarczy, jeśli akt miłości odpowiada warunkom, wymaganym przez teologów. Czy w skład tych warunków należy zaliczyć intensywność żalu? Czy doskonałość żalu mierzymy wedle siły i głębokości, z jaką dana dusza skruchę, odczuwa? Bynajmniej. Może się nawet zdarzyć, że żal niedoskonały wzbudza silniejszą odrazę do grzechu niż żal doskonały. I tak np. dusza, wstrząśnięta do głębi obrazem piekła, jaki się jej nasunął na myśl o popełnionym grzechu, może odczuć do grzechu nierównie intensywniejszą nienawiść niż dusza inna, kierująca się jedynie myślą o doskonałości Bożej. A jednak nie znajdzie się ani jeden teolog, który by ten właśnie rodzaj żalu, określił mianem doskonałego. O doskonałości żalu stanowi zatem nie jego intensywność, lecz miłość bezinteresowna, która go zrodziła.
Nie wszystkie dusze, które posiadają żal doskonały, miłują Boga w sposób równie bezinteresowny i równie wielkoduszny. Można ustawicznie postępować w miłości Bożej i dążyć stale do najwyższych jej szczytów. Chciałbym Wam, drodzy Czytelnicy, wskazać główne etapy tej drogi.
Na najniższym stopniu widzimy duszę, która miłuje Boga dla Niego samego, której miłość nie umie się jednak zdobyć na potężny wzlot. Postawa duchowa wyraża się w tych słowach: "z miłości do Boga nienawidzę wszelkiego grzechu śmiertelnego". W zdaniu tym wyraża się całe życie wewnętrzne danej duszy; dążenia jej nie przekraczają tego poziomu, a uczynki dostosowane są do jej dążeń; nie ma tu żadnych wielkodusznych porywów, nie ma ani śladu subtelności, pragnącej oszczędzić Panu Bogu zniewagi, jaką Mu grzech powszedni może wyrządzić.
U innej znów duszy akt miłości wyrażać się będzie w następujący sposób: "z miłości ku Bogu nienawidzę nie tylko grzechów śmiertelnych, ale też każdego grzechu powszedniego". I oto wznieśliśmy się o stopień wyżej; obecnie znajdujemy się na dość wysokim poziomie życia wewnętrznego. Nie ulega też wątpliwości, że Bóg z radością spogląda na duszę, która nie ogranicza się do słownego tylko nienawidzenia najmniejszych nawet przewinień, lecz która habitualnie stara się ich unikać, postanowienie takie można urzeczywistnić jedynie przy nieustannym, energicznym napięciu woli. Mamy tu zatem do czynienia z duszą, która nad sobą pracuje i zmaga się z sobą, a której nadprzyrodzona żywotność utwierdza się przy każdej sposobności.
Można jednak spotkać dusze, które się wznoszą na wyższy jeszcze stopień życia wewnętrznego. Miłość ich sprawia, że są one podatne i uległe nie tylko nakazom Bożym, lecz także wszelkim wyrażonym przez Niego życzeniom. Dla takich dusz nie istnieje prawie różnica pomiędzy przykazaniem a radą: boć jedno i drugie pochodzi od Boga, jedno i drugie jest wyrazem Jego świętej woli, a co za tym idzie, w oczach takich dusz jedno i drugie posiada cechy nakazu.
Posłuchajcie więc, drodzy Czytelnicy, aktu miłości, jaki się wydobywa z głębi takiej duszy: "Boże mój, kocham Cię do tego stopnia, że pragnę wszystkiego, czego ode mnie żądasz, że bez wahania chcę iść za głosem wszelkich natchnień, jakie mi zesłać raczysz, choćbym w tym celu musiał stłumić w sobie wszystkie żale i bunty natury, a nawet podeptać wszelkie upodobania osobiste i wszelkie, najgodziwsze zresztą, własne życzenia. Cierpienie fizyczne, ubóstwo, czy poniżenie - każdy w ogóle dopust z Twej ręki będzie mi drogi, bo każdy rzeźbić będzie we mnie rysy, upodabniające mnie do Chrystusa Pana".
Nie trzeba mi chyba podkreślać, ile w akcie takim mieści się wielkoduszności, zaparcia się siebie i bezinteresownej miłości. Jeśli słowa te nie są tylko pustym dźwiękiem; jeśli postępowanie danej osoby w życiu codziennym nie zadaje im kłamu, są one niewątpliwą oznaką świętości. Dusza, która wstępuje na tę drogę, z każdym dniem wznosić się będzie wyżej w miłości Bożej; nie istnieją zaś szczyty, których by nie była w stanie dosięgnąć.
Czy jednak zadaniem portretu, jaki tu nakreśliłem, jest wyłącznie wzbudzenie Waszego podziwu, drodzy Czytelnicy? Chyba nie. Starajcie się wzbudzać akty miłości w tej właśnie formie i wprowadzajcie stopniowo w czyn zawarte w nich postanowienia. W życiu wewnętrznym można osiągnąć poważne wyniki jedynie pod warunkiem, że się wysoko mierzy. Ambicja, która w każdym innym wypadku jest wadą, stanowi tutaj niezbędną zaletę. Akt ten nie przekracza zresztą niczyich możliwości; jest on dostępny zwłaszcza dla tych spośród Was, którzy często komunikują. Nie waham się nawet oświadczyć, że gdybyście się nań nie zdobyli, mając szczęście tak często i tak poufnie obcować z Panem Jezusem, dowiedlibyście tym samym braku miłości, jakiej On chyba ma prawo od Was się spodziewać. Tym silniejsze są oczywiście pobudki, które Was powinny skłaniać do unikania grzechu powszedniego z miłości ku Bogu. Spodziewam się, że nie ma pośród Was nikogo, kto by się me poczuwał do obowiązku walczenia z tymi grzechami i poprzestawał na unikaniu grzechów śmiertelnych. Wytknięcie tak pospolitego celu, byłoby niewątpliwą oznaką oziębłości, a żaden z mych Czytelników nie chciałby chyba, żeby go Pan Jezus zgromił owymi tak surowymi słowy: "Iżeś jest letni i ani zimny, ani gorący, pocznę cię wyrzucać z ust moich" - (Obj. 3, 16).
Przyjmijmy jednak najgorszy wypadek; wyobraźmy sobie, że ktoś spośród Was zadowala się aktem miłości, który poprzestaje na unikaniu grzechu śmiertelnego. Osoba taka miłuje Boga dla Niego samego, choć bynajmniej nie w heroiczny sposób. Ponadto świadomie i systematycznie odmawia wszelkich wysiłków, aby się wznieść wyżej. A teraz rozważcie dokładnie następujące zdania; one bowiem stanowią samo sedno sprawy, na którą Was okrężną drogą chciałem zaprowadzić: oto wymawiając słowa: z miłości dla Boga nienawidzę grzechu śmiertelnego, osoba ta wzbudza najistotniejszy akt miłości doskonałej, zdolny w mgnieniu oka przywrócić przyjaźń Bożą duszy, choćby jej dotychczasowe życie było nieprzerwanym pasmem zbrodni. Takiej tedy metody należy się trzymać przy omawianiu żalu doskonałego. Jako punkt wyjścia należy przyjąć akt miłości doskonałej na jej najniższym stopniu, na stopniu dostępnym dla wszystkich, a zatem dla najbardziej nawet zatwardziałych grzeszników. Należy też podkreślić, że nawet na tym stopniu posiada on moc przywrócenia duszy życia nadprzyrodzonego oraz gładzenia najcięższych i najsromotniejszych przewinień przeszłości.
Powyższe rozważania zdołało niewątpliwie przekonać Was, drodzy Czytelnicy, że akt żalu doskonałego dostępny jest dla wszystkich dusz bez wyjątku. W następnym rozdziale postaram się dobitniej jeszcze wyłożyć tę tak doniosłą prawdę.