W poprzednim rozdziale mówiliśmy o skutkach żalu doskonałego w odniesieniu do duszy grzesznej. Obecnie zajmiemy się innym przedmiotem; będzie nim dusza sprawiedliwa i sposób, w jaki żal doskonały na nią oddziaływa.
Na samym wstępie muszę zaznaczyć, że dusza, w której mieszka łaska uświęcająca, stanowi glebę niesłychanie podatną dla wzbudzenia żalu doskonałego, względnie, co na jedno wychodzi, aktu miłości doskonałej. Bo czymże jest w gruncie rzeczy łaska uświęcająca, jeśli nie habitualnym stanem miłości Bożej? Dusza w stanie łaski posiada zdolność kochania Boga taką miłością - ze względu na motywy - jaką On sam siebie miłuje; posiada zdolność miłowania Go dla Jego nieskończonych przymiotów. Stan miłości jest jak gdyby łodygą rośliny, akt zaś miłości jest kwiatem, który się z tej łodygi wyłania. Kiedy widzicie rozkwitający u szczytu łodygi kwiat, nie dziwicie się bynajmniej; nie wydaje się to Wam cudem. Przeciwnie, uważacie to za naturalny porządek rzeczy. Dlaczego więc miałoby Was dziwić, że z duszy w stanie łaski wyłania się akt doskonałej miłości? Jest chyba rzeczą zupełnie naturalną, że władza jakaś powoduje akt, który jest jej właściwy. Raczej mielibyście prawo się zdumiewać, gdyby było inaczej; trudno byłoby zrozumieć, gdyby stan miłości nie zrodził żadnego jej aktu. Co za tym idzie dusza posiadająca łaskę uświęcającą jest najpodatniejszą glebą, na której wyrastają akty miłości doskonałej.
Żeby miłość, ukryta na dnie duszy ujawniła się przez odpowiedni akt, nieodzowne jest współdziałanie łaski uczynkowej. Ale cóż z tego? Jeżeli nawet grzesznik, żyjący z dala od Boga, może pod wpływem łaski zdobyć się na akt miłości, dlaczego nie mogłaby go z łatwością wzbudzić dusza, ściśle z Bogiem zjednoczona? Trudność, jaką w tym wypadku pokonuje łaska uczynkowa - o ile można tu mówić o trudności - jest tu przecież nierównie mniejsza, niż u duszy grzesznej.
Jakie zaś będą następstwa tego aktu w takiej duszy? Oto pierwsze z nich będzie pomnożenie łaski.
Pomnożenie łaski... Na pozór słowa te brzmią zimno i nie wiele mówią. Może być, że i u Was, drodzy Czytelnicy, nie wzbudzają żarliwego pożądania przedmiotu, do którego się odnoszą. Gdybym Wam mówił o pomnożeniu dóbr ziemskich rozumielibyście to może lepiej i zapłonęlibyście większym pragnieniem ich posiadania. Boć przecież jesteśmy ślepcami bezrozumnymi, którzy substancję znikomą jak złoto lub srebro, cenią wyżej nad bogactwo duszy, jedyne, które posiada istotną wartość, jedyne, które prawdziwie godne jest pożądania - łaskę.
Aby sobie wyrobić sąd o tym przedmiocie, trzeba by zapytać o zdanie któregoś z mieszkańców nieba. Trzeba by go zapytać co sądzi o wzajemnym stosunku wartości pomiędzy przyrostem dóbr ziemskich, a pomnożeniem łaski. Odpowiedziałby Wam, że za świętokradztwo uważa samo już porównanie obu tych pojęć, z których jedno przewyższa drugie dokładnie o tyle, o ile niebo oddalone jest od ziemi. Pierwsze - powiedziałby Wam - to proch marny. Drugie, to cząstka Boga, możność spełniania Boskich uczynków, uczestnictwo w Bożej naturze. Jeżeli pierwsza wzrasta lub przepada, strata naprawdę nie warta jest ani radości ani smutku. Utrata łaski, przeciwnie, to najstraszliwsze nieszczęście, podczas gdy jej wzrost jest jedynie rzeczą godną dążenia i zabiegów. Każdemu stopniowi łaski - mówiłby dalej mieszkaniec nieba - odpowiada pewien stopień chwały. I mogę Was zapewnić, że w życiu ziemskim nie ma przejść tak bolesnych, ani krzyżów tak ciężkich, za których cenę nie warto byłoby zdobyć chociażby najniższego stopnia tej łaski.
Jeśli Wam kto tedy mówi o prawdach nadprzyrodzonych, porzućcie wszelkie ułudne, ziemskie miary i wagi, poniechajcie ludzkie sądy i oceny, a wsłuchujcie się jedynie w głos Waszej wiary. Wówczas pojmiecie, jak wielkie i bezcenne wartości mieszczą się w słowach: pomnożenie łaski.
Żal doskonały nie pozostaje również bez wpływu na grzechy powszednie, popełnione przez duszę sprawiedliwą.
Niewłaściwe jest wyrażenie, jakoby grzech powszedni umniejszał w nas łaskę poświęcającą; należałoby raczej powiedzieć, że grzech ten powoduje oziębienie przyjaźni pomiędzy Bogiem, a nami. Przez popełnienie grzechu powszedniego stopień naszej miłości ku Bogu nie obniża się, poziom jej pozostaje niezmieniony; jednak nie jest już ona ani tak aktywna, ani tak żarliwa. I to właśnie jest smutnym następstwem grzechu powszedniego; bo pomyślność naszego życia nadprzyrodzonego, czy też - jeśli wolicie - zdrowia duchowego, zależy właśnie od stopnia aktywności i żarliwości, ożywiających naszą miłość ku Bogu. Lecz oto posiadamy łatwo dostępny i niezawodny środek, aby usunąć te smutne następstwa; jest nim żal doskonały. On to przywraca naszej miłości ku Bogu pierwotną aktywność i żarliwość.
Chciejcie mnie jednak dobrze zrozumieć. Jest rzeczą możliwą, że żal doskonały gładzi w duszy Wszystkie popełnione przez nią grzechy powszednie; w tym jednak celu dusza musi też żałować za wszystkie te grzechy. Jeśli żal obejmie pewną tylko ich liczbę, gładzi on wyłącznie te, do których się odnosi, na inne zaś nie wywiera żadnego wpływu.
Jak widzicie, żal doskonały nie oddziałuje na grzechy powszednie w ten sam sposób, co na śmiertelne. Jeśli bowiem chodzi o te ostatnie, żal musi być powszechny; nie może odnosić się do jednych grzechów z pominięciem innych. Jest nieodzownie konieczne, aby skrucha obejmowała wszystkie grzechy śmiertelne bez najmniejszego wyjątku. Obowiązuje tu zasada: wszystko, albo nic. Łatwo też wyjaśnić to rozumowo: dusza w stanie grzechu śmiertelnego dobrowolnie odwróciła się od Boga; jeśli tedy pragnie do Niego powrócić musi się w niej dokonać to, co określamy jako nawrócenie. Otóż akt nawrócenia nie mógłby mieć miejsca, gdyby dana dusza nie zrywała ze wszystkimi grzechami śmiertelnymi bez wyjątku. Zachowanie choćby jednego wystarczyłoby, aby nadal niezmiennie stała w wrogiej postawie w stosunku do Boga.
Grzechy powszednie natomiast nie powodują odwrócenia się duszy od Boga; nie czynią z niej Jego nieprzyjaciółki. Nie może zatem w tym wypadku chodzić o przywrócenie przyjaźni pomiędzy Bogiem a duszą, lecz wyłącznie o zatarcie lekkich niewierności, o rozproszenie małych chmurek. Łatwo zatem zrozumiecie, że dusza może żałować szczerze za niektóre z tych niewierności, nie odczuwając żalu z powodu innych. Przyznacie też chyba, że gdyby akt żalu za jedne przewinienie gładził i inne, których bynajmniej nie żałujemy, byłoby to zbyt wielkim ułatwieniem sprawy. A zatem powtarzam: żal doskonały posiada moc gładzenia wszystkich naszych grzechów powszednich, pod wyraźnym jednak warunkiem, że za wszystkie prawdziwie żałujemy. Dalszym skutkiem żalu doskonałego jest fakt, że zmniejsza on wybitnie karę doczesną za grzechy już zgładzone.
Niektórzy teologowie wyrażali zdanie, że akt żalu doskonałego, niezależnie zresztą od stopnia jego nasilenia, nie tylko zmniejsza karę doczesną, ale w zupełności ją znosi. Co do mnie, skłonny byłbym przyłączyć się do tego zapatrywania, gdyby je więcej teologów poparło. Nie zapominajmy, że w sprawie, którą rozważamy, wszystko uzależnione jest od wolnego postanowienia Boga, tj. od skuteczności, jaką On sam przywiązał do aktu żalu doskonałego. Jakże zaś moglibyśmy poznać myśli Boże pod tym względem, jeśli nie za pośrednictwem tych, którzy są upoważnieni do ich tłumaczenia? Przytaczam zatem pokrótce zdania, wypowiedziane na ten temat przez mistrzów św. teologii:
1. Żal doskonały o wysokim stopniu nasilenia posiada moc gładzenia całej kary doczesnej za grzechy już odpuszczone.
Nie można np. wątpić, że akt żalu, wzbudzony przez Marię Magdalenę u stóp Pana Jezusa, albo też przez dobrego łotra na Kalwarii, przekreślił całkowicie długi, zaciągnięte wobec sprawiedliwości Bożej.
2. Z drugiej jednak strony nie można wyjątku przyjmować za regułę i twierdzić, jakoby żal doskonały zawsze gładził wszystkie kary doczesne. Trzeba się ograniczyć do stwierdzenia, że odpuszczenie tych kar następuje w stosunku do stopnia żarliwości i czystości intencji, jaka w danym wypadku ożywia akt miłości doskonałej.
Jaki zatem jest ścisły stosunek pomiędzy aktem żalu doskonałego, a odpuszczeniem kar doczesnych? Nie wiemy pod tym względem nic pewnego. Znając jednak nieskończoną dobroć Bożego Serca możemy przypuścić, że okazuje ono jak najdalej idące miłosierdzie duszom, które tak bardzo umiłowało.