Pragnieniem moim jest skłonić każdego z Was do wzbudzania żalu doskonałego. W tym celu pozwalam sobie Waszej szczególnej uwadze polecić rozdziały, poświęcone temu przedmiotowi. Stanowią one najdonioślejszą część niniejszego dziełka.
Niejednokrotnie spotykamy na swej drodze przesądy, które stanowią smutne dziedzictwo jansenizmu, a z których nie zdołaliśmy się jeszcze zupełnie otrząsnąć. Jeden z tych przesądów głosi, że na żal doskonały zdobyć się może jedynie mała liczba uprzywilejowanych, garstka wybrańców. Otóż z całego serca pragnąłbym Was przekonać, że żal doskonały jest dostępny dla wszystkich dusz bez wyjątku, nie wyłączając najmniejszych dzieci, które się przygotowują do pierwszej spowiedzi. Najprostszą drogą do osiągnięcia go jest wierne tłumaczenie nauki Kościoła. W jej świetle muszą zniknąć wszystkie przesądy, nagromadzone przez rygorystów. Pierwszym moim zadaniem będzie przeto wyjaśnić sprawę według nauki Kościoła.
Przede wszystkim należy zrozumieć różnicę, jaka zachodzi pomiędzy dwoma rodzajami żalu. Leży ona nie w intensywności (nasileniu) skruchy, lecz w jej pobudkach. Dlaczego żałujecie za popełnione grzechy? Od odpowiedzi, jakiej udzielicie na to pytanie, zależy, czy żal Wasz jest doskonały, czy też niedoskonały. Pierwsza odpowiedź brzmi: żałuję, żem zgrzeszył, bo gdyby mnie w tym stanie śmierć zaskoczyła, utraciłbym na wieki niebo i musiałbym cierpieć niewysłowione męki piekielne.
A teraz druga odpowiedź: żałuję, za popełnione grzechy przede wszystkim dlatego, ponieważ zmartwiły one i obraziły Boga, który jest samą świętością, nieskończoną dobrocią i pięknością. Choćby zatem grzech nie pociągał za sobą zgubnych dla mnie następstw, choćbym był pewien, że mi ujdzie bezkarnie, nie przestałbym jednak mieć go w nienawiści, a to ze względu na Boga, którego obraziłem.
Sprawa jest jasna. Pierwsza dusza miała na względzie własne swoje dobro, tzn. karę, na jaką przez grzech zasłużyła, względnie nagrodę, której została pozbawiona.
Druga natomiast dusza kieruje się w pierwszym rzędzie dobrem Boga i odczuwa przede wszystkim ból, który swoim grzechem Jemu zadała.
Pierwszą żałuje za grzech ze względu na skutki, jakie stąd dla niej samej mogą wyniknąć; druga nienawidzi grzechu ze względu na następstwa, jakie zeń wynikają dla Boga. Pierwsza powoduje się miłością własną. Tego rodzaju miłości własnej nie można absolutnie nic zarzucić, przeciwnie, jest ona raczej godna pochwały.
A jednak miłując się w ten sposób dusza ta nie wychodzi poza obręb swych własnych interesów. Druga dusza natomiast zapomina o sobie i myśli wyłącznie o Bogu. Nienawidzi grzechu, ponieważ miłuje Boga.
Z jednej zatem strony widzimy wzgląd na korzyść osobistą, z drugiej bezinteresowną miłość Boga.
Którą z tych dwóch pobudek uznaje Pan Bóg za doskonalszą? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zastanówcie się, drodzy Czytelnicy, jaki sąd wydalibyście sami, gdybyście - jeśli się tak można wyrazić - byli na miejscu Boga. Jeśli ktoś Was obraził, możecie w ostateczności poprzestać na przeproszeniu, którego pobudką jest obawa lub osobisty interes. O ile jednak milej by Wam było, gdyby to przeproszenie nie było wynikiem wyrachowania, nie osobistych względów i korzyści, lecz jedynie i wyłącznie żalu, że wyrządzono przykrość osobie, godnej szacunku i miłości. I jakkolwiek w pierwszym wypadku poprzestajecie na wyrażonej Wam skrusze, to jednak bez wahania nazwiecie ją niedoskonałą w porównaniu z żalem, okazanym Wam w drugim wypadku. I to jest właśnie powód, dla którego nauka Kościoła nazywa niedoskonałym żal, oparty na obawie, w przeciwstawieniu do innego rodzaju żalu, który wynika ze szlachetniejszych pobudek, a którego źródłem jest miłość.
Rozumiecie obecnie, drodzy Czytelnicy, że różnica pomiędzy dwoma rodzajami żalu opiera się wyłącznie na pobudce, która żal powoduje. Jeżeli, chcąc się pobudzić do żalu, kierujecie się wyłącznie obawą kary piekielnej, żal Wasz będzie zawsze niedoskonały. Spodziewam się jednak, że rozważywszy całą grozę mąk piekielnych, zwracacie wzrok swój ku Bogu, przeciwstawiając Jego nieskończonej doskonałości złość i brzydotę grzechu; że na podstawie tego porównania dochodzicie do wniosku, że grzech jest zaprzeczeniem Boga i Jego nieprzyjacielem, a w pewnym znaczeniu nawet krzywdą. Jeżeli tak postępujecie, żal Wasz posiada wszystkie warunki, aby zasłużyć na miano doskonałego.
Widzimy tedy, że wszystko zależy od punktu widzenia, z jakiego nienawidzimy popełnione grzechy, od pobudki, która tę nienawiść powoduje. Żal Wasz jest niewątpliwie doskonały, jeśli, zapominając o mękach, czekających grzesznika, jak również o nagrodzie obiecanej cnotliwym, skierowujecie uwagę na doskonałości Boże i na zło, które Mu przez grzech wyrządziliście.
Czy jednak żal Wasz jest doskonały także i wtedy, gdy powodem Waszej odrazy do grzechu jest świadomość, żeście obrazili Boga, Dobroczyńcę swego? Jeśli na wspomnienie doznanych od Niego łask, serce Wasze ogarnia jednocześnie wdzięczność i ból; wdzięczność za otrzymane dobrodziejstwa, ból zaś na myśl o niewierności, jaką odpowiedzieliście na uprzedzającą miłość Bożą.
Teologowie długo niegdyś rozważali to zagadnienie, nie mogąc się pomiędzy sobą zgodzić na ostateczne rozwiązanie. Jedni uważali, że żal, wywołany wspomnieniem dobrodziejstw Bożych, godzien jest zwać się żalem doskonałym. Inni przeciwnie sądzili, że w danym wypadku większą rolę odgrywa nasz osobisty interes, niż wzgląd na osobę Boga, że nie dość opieramy się na rozważaniu doskonałości Bożych, a co za tym idzie, że żal taki nie zasługuje na miano doskonałego.
Sądzę, że nietrudno jest znaleźć rozwiązanie, które by zadowoliło jednych i drugich. Teoretycznie samo uczucie wdzięczności istotnie nie wystarczy, żeby zrodzić żal doskonały. Bo - wciąż tylko teoretycznie - wdzięczność patrzy inaczej na otrzymany dar, niż na rękę, która go udziela. Zdawałoby się tedy, że powodując się uczuciem wdzięczności, kierujemy się przede wszystkim względem na samych siebie, a otrzymane dobrodziejstwo cenimy tylko o tyle, o ile my sami jesteśmy jego przedmiotem. W praktyce jednak trudno byłoby odczuwać wdzięczność za otrzymane dobrodziejstwo, pomijając przy tym zupełnie przymioty jego dawcy. W praktyce zatem ogarniamy wzrokiem jednocześnie dar, oraz rękę, z której go otrzymujemy.
Nie chcąc się jednak ograniczyć do ogólników, postaram się wyjaśnić sprawę na przykładzie. Przyjmijmy, że w okresie przed Bożym Narodzeniem przygotowujecie się do spowiedzi i spoglądacie przy tym na żłóbek, przypominający Wam tajemnicę Wcielenia. Na myśl o tak niepojętym dobrodziejstwie miłość ogarnia Wasze serca. Lecz czy ta właśnie kolebka betlejemska nie głosi nam jednocześnie nieskończonej dobroci i piękności Boga? A czy ten Bóg, który z miłości dla nas stał się Dzieciątkiem nie wydaje się nam w tej chwili pięknym, jakąś wprost oszałamiającą pięknością, dobrym dobrocią, która łzy z oczu wyciska? Czy akt żalu, który samorzutnie wyrywacie w tej chwili z Waszej duszy, nie zrodził się przede wszystkim wskutek rozważania owej dobroci i piękności Bożej? I czy nie jest to najszlachetniejsza i najwznioślejsza forma żalu?
Innym znów razem przed spowiedzią spoglądacie z miłością na tabernakulum. Z niewysłowioną wdzięcznością uświadamiacie sobie wszystkie dobrodziejstwa, których źródłem był dla Was Przenajświętszy Sakrament Ołtarza. Czy serce Wasze nie mówi Wam w takiej chwili wyraźnie, że w obliczu piękności Chrystusa Pana i Jego dobroci wszystkie przebłyski dobroci i piękności, jakie kiedykolwiek zauważyliście wśród stworzeń, rozpraszają się jak ułudne cienie?
Jeśli zatem odczuwać będziecie w sercu miłość wdzięczności dla Pana Jezusa, z pełnym uzasadnieniem będziecie mogli przyjąć, że miłość ta wystarczy, żeby w Was wzbudzić żal doskonały. Jeśli zaś zdołacie ją jeszcze bardziej oczyścić i coraz bardziej wyzwalać z wszelkich pobudek osobistych, skierowując ją wyłącznie ku doskonałościom Bożym - tym lepiej. Bądźcie jednak przekonani, że umiłowawszy dobrodziejstwa Boże, miłujecie tym samym ich Dawcę; a co za tym idzie, akt wdzięczności zespolił się w Was nieodłącznie z aktem miłości doskonałej.