Jedna z najczęstszych skarg osób, które nie postępują w cnocie, wyraża się w słowach: "Jeśli nie czynię postępów, wina leży po stronie mego spowiednika, który mnie nie rozumie, w ogóle nie jest dobrym kierownikiem". Znacie wszyscy dalszy ciąg tej piosenki.
W dalszym ciągu tej książeczki rozważę jak najbezstronniej, czy i o ile te utyskiwania są uzasadnione. Na razie jednak pozwolicie, Drodzy Czytelnicy, że damy pokój waszemu spowiednikowi, a zastanowimy się nad tym, w jakiej mierze Wy sami ponosicie winę za bezowocność Waszych spowiedzi.
Pozwólcie, że zadam pytanie, które Was może zaskoczy: po co właściwie się spowiadacie? Jakie pragnienia żywicie w sercu, przystępując do konfesjonału? Jakie są Wasze intencje w tej chwili?
Wiem, że zwracacie zazwyczaj baczną uwagę na liturgiczną stronę spowiedzi. Wpojono ją w Was mechanicznie od najmłodszych lat, przywiązując do niej może nadmierną wagę. Pod wpływem tych nauk doszliście do wniosku, że modlitwy i formułki są rzeczą najważniejszą. I tak mielibyście zapewne skrupuły, gdybyście opuścili jakieś słowo w Confiteor; uważalibyście spowiedź co najmniej za nieważną gdybyście zamiast aktu żalu, odmówili akt wiary.
Jeśli Was taki formalizm zadowala, niewiele, naprawdę, trzeba Wam do szczęścia. A jednak znam dusze, które ten system onieśmiela i zniechęca, które pod wpływem tej zmechanizowanej praktyki ogarnia stopniowo znużenie i niesmak.
Czy wiecie, czego niedostaje tym duszom? Oto nie mają one jasno sformułowanego celu. Spowiadają się z przyzwyczajenia, składają ofiarę na ołtarzu tradycji, idą przed, siebie po omacku, nie wiedząc dokładnie dokąd. Nie nauczono ich wyrażać jasno swej intencji i uświadamiać sobie wyraźnie pobudek, dla których się spowiadają.
Tego to braku obawiam się i w stosunku do Waszych spowiedzi, Drodzy Czytelnicy; braku wszelkiej jasno skrystalizowanej intencji; nieświadomości, a przynajmniej niejasności, która panuje w Waszych duszach.
Jaką zaś korzyść można odnieść z aktu, który nie zmierza do ściśle określonego celu? Nie umiecie powiedzieć, dlaczego się spowiadacie, a pragnęlibyście odnieść ze spowiedzi prawdziwy pożytek? Bądźcie przekonani, że w takim wypadku rutyna odbiera Boskiemu lekarstwu, jakim jest spowiedź, lwią część jego skuteczności. Wszelkimi więc siłami wzbraniajcie rutynie przystępu do dusz Waszych i nie przystępujcie nigdy do konfesjonału, nie zdawszy sobie wpierw sprawy z ważności aktu, który zamierzacie spełnić, oraz z celu, do którego ten akt ma Was prowadzić.
Bo zważcie; jeśli się w tej chwili nie będziecie kierowali jasno sformułowaną pobudką nadprzyrodzoną, na jej miejsce wślizgnie się jakaś inna pobudka, nie mająca czasem nic wspólnego z wiarą. Będziecie wówczas zdani na łaskę i niełaskę podszeptów, których się może sami przed sobą wstydzicie,
Pierwszą pobudką, która starać się będzie zająć miejsce intencji nadprzyrodzonej, będzie pycha. " Ileż trudności sprawia Wam zwalczanie jej podstępnej natarczywości nawet ..wtedy, gdy działacie pod^ wpływem pobudek nadprzyrodzonych. Tym bardziej więc, jeśli ' się nie zabezpieczycie przed nią za pośrednictwem wyraźnej intencji, wydacie się na jej pastwę przed spowiedzią, w czasie jej trwania, a może i po odejściu od konfesjonału. Przed spowiedzią bowiem, nie bez pewnej przyjemności zauważycie, że ludzie zwracają uwagę na częstość Waszych spowiedzi i że się budują Waszą, pobożnością. W czasie spowiedzi uwaga Wasza pochłonięta będzie zdaniem, jakie sobie o Was wyrobi Wasz spowiednik. Po spowiedzi wreszcie rozkoszować się będziecie jakim słowem pochwały, lub też z tłumionym gniewem odpierać będziecie ten czy inny zarzut ze strony spowiednika. O, bo szatan pychy wie doskonale, którędy najłatwiej wślizgnąć się do Waszej duszy.
Innym znów razem ten sam szatan pychy kusić Was będzie widokami jakichś korzyści materialnych. Podsunie Wam taką np. myśl: ta czy inna osoba, od której jestem zależny, uchodzi za bardzo pobożną. Czy nie urosnę w jej oczach, jeśli się dowie, że się często spowiadam? - Jest to myśl bardzo nieszlachetna, przyznaję; ale po takiej naturze, jak nasza; można się wszystkiego spodziewać.
Wiem dobrze, Drodzy Czytelnicy, że nie jesteście odpowiedzialni za myśl, która na mgnienie oka zrodzi się w waszym umyśle, lub osiądzie w nim wbrew Waszej woli. Na pewno nie należę do rzędu tych, którzy pokusę utożsamiają z grzechem. Nie miałbym też najlżejszych zastrzeżeń, gdybyście mi powiedzieli, że pomimo najrzetelniejszych i szczerze nadprzyrodzonych intencji, trapią Was w związku ze spowiedzią tego rodzaju majaki, i nachodzą myśli, zrodzone z pychy, lub inne może jeszcze bardziej niestosowne. Poradziłbym Wam wówczas, żebyście do tych podszeptów nie przywiązywali najmniejszej wagi i nie przejmowali się nimi bardziej, niż wędrowiec przejmuje się kurzem przydrożnym, osiadającym na jego obuwiu. Pogarda, to jedyna, odpowiedź, na jaką zasługują te nagabywania, bardziej dokuczliwe niż niebezpieczne.
Czy jednak mam prawo udzielić Wam tej samej rady, jeżeli przed spowiedzią nie przywołacie sobie na myśl nadprzyrodzonego celu, do którego winniście zmierzać? Znalazłbym się w wielkim kłopocie, gdyby mi w takim razie przyszło osądzić, w jakim stopniu opieracie się względnie ulegacie podszeptom szatana. Byłbym poważnie zaniepokojony o stan Waszej duszy, a nadto skłonny byłbym do mniemania, że nieprzyjaciel znalazł jakąś szparkę, przez którą się do niej wślizgnął, a która nierzadko może się zmienić w szeroką aleję wjazdową. Bo dusza, idąca przed siebie na los szczęścia, nie mając określonej intencji, pozbawiona jest wszelkich grodków obrony; jest ona jak twierdza, której bramy stoją otworem dla każdego, kto się o nią pokusi.
Nie ulega zatem wątpliwości, że przed przystąpieniem do konfesjonału należy wzbudzić ściśle określone intencje. Lecz jakie? Sądzę, że nie możecie, mieć intencji doskonalszych nad te, które miał na myśli Pan Jezus ustanawiając ten Sakrament. Jakie tedy były intencje Zbawiciela? Jaki cel przyświecał Mu, kiedy nam przekazywał ten przedziwny dar swej miłości? Skoro znajdziecie odpowiedź na te pytania, zrozumiecie, jakie powinny być Wasze pragnienia i zamiary w związku ze spowiedzią.
Jaki zatem cel miał Pan Jezus? Otóż, przede wszystkim pragnął On przywrócić życie nadprzyrodzone duszom, które je utraciły, przywrócić im swą przyjaźń, oraz roztrwonione dziedzictwo. W drugim rzędzie pragnął Zbawiciel, żeby spowiedź krzepiła nadwątlone w walce życiowej siły duszy, oraz lekkie rany i niedomagania, od których dusza mimo wszelkich wysiłków nie zawsze może się uchronić.
Wielu z Was nie wyrzuca sobie żadnych ciężkich grzechów. Tacy szukają w spowiedzi jedynie uzdrowienia lekkich niedomagań duszy. "Pójdę do spowiedzi, żeby odzyskać nieskalaną czystość, żeby się stać godniejszym Pana Jezusa, żeby zgładzić małe plamki, które rażą wzrok Zbawiciela i ujemnie wpływają na stosunek przyjaźni pomiędzy Nim a mną". - Oto pierwsza intencja, którą powinniście żywić w głębi duszy.
Jeśli spowiednik jest jednocześnie Waszym kierownikiem, co uważam za rzecz nader wskazaną, powinniście wzbudzać w sobie drugą jeszcze intencję, a mianowicie otrzymanie od niego rad i wskazówek. Kierownictwo, o czym jeszcze później będzie mowa, można by określić jako urabianie cnót, to zaś powinno również stanowić cel Waszych spowiedzi. Niechaj więc dusza Wasza będzie podatna jak wosk, gotowa odbić wiernie wszystko, co Boski, rylec zechce w niej wypisać. Niechaj będzie jako płótno malarskie, po którym artysta wodzi pędzlem wedle swego uznania. Mówcie więc: "Boże, przyjmuję z góry wszelkie rady i wskazówki, jakich mi spowiednik udzieli, bo w jego osobie pragnę widzieć Ciebie, przez jego usta Ty będziesz do mnie przemawiał. Pragnieniem moim jest poznać za jego pośrednictwem Twoją świętą wolę i spełnić ją z całą uległością".
Czy to nie doskonałe usposobienie? Ileż radości sprawia ono Bożemu Sercu i w jakiej obfitości zdolne jest przysparzać duszy szczególnych łask!
Wszystkie dotychczas wymienione intencje mają cel poniekąd utylitarny; wszystkie przynoszą niezmierny pożytek nadprzyrodzonemu życiu Waszych dusz. Z tego tytułu są one w oczach Boga nader zasługujące. Nie obce mi są jednakowoż intencje jeszcze doskonalsze. Sądzę zaś, że nie ma w pośród Was nikogo, kto by się nie potrafił wznieść na ich wyżyny. Co byście, drodzy Czytelnicy, powiedzieli o duszy, która, niepomna własnych korzyści, postawiłaby sobie za cel spowiedzi wyłącznie chwałę Bożą? Posłuchajmy jej głosu: "Pragnę się spowiadać przede wszystkim dlatego, żeby sprawić przyjemność P. Jezusowi i aby uradować Jego Serce. Zdaję sobie oczywiście sprawę ze skarbów duchowych, jakich mi przysporzy rozgrzeszenie, cenię też wysoce dobroczynny wpływ kierownictwa. A jednak, choćbym nie miął odnieść ze spowiedzi żadnego z tych pożytków, spowiadałbym się mimo wszystko, aby sprawić przyjemność Panu Jezusowi. Wiem z Ewangelii świętej, z jaką radością Zbawiciel wyciąga ramiona do duszy skruszonej, to też pragnę Mu przysporzyć odrobinę tej radości".
Czy nie sądzicie, ze pomiędzy taką duszą, a Chrystusem Panem nawiązuje się przedziwne porozumienie, nawet jeszcze przed rozgrzeszeniem? Z jaką tkliwością Pan Jezus pochyla się ku niej i wyciąga do niej ramiona! Czy lak subtelna miłość nie jest aktem najdoskonalszego i najintensywniejszego żalu? - Odbywając spowiedź dusza ta z miłości będzie się. szczerze upokarzała. Wyznawać będzie wszystko bez osłony, bo wie, że ze słabości swych zwierza się samemu Jezusowi. Wydaje się jej, że im większa jest jej nędza, tym większą radość sprawia Bożemu Sercu, przysparzając Mu sposobności do zużytkowania Swej Krwi Przenajdroższej i zasług. Jakże subtelna znajomość Przenajświętszego Serca ujawnia się w tym usposobieniu, które, oby się stało udziałem każdego z Was, drodzy Czytelnicy. Jeśliście go w sobie dotychczas nie odkryli, to zapewne dlatego, że nie zwróciliście nigdy uwagi na możliwość jego istnienia. Nie wątpię jednak, że obecnie, ilekroć przystępować będziecie do konfesjonału, wzniesiecie się na wyżyny tej najczystszej i najdoskonalszej intencji i powiecie z głębi serca: "Będę się spowiadał przede wszystkim W tym celu, żeby uradować mego Jezusa".