98. Czy małżonkowie na podstawie obopólnej umowy mogą żyć wstrzemięźliwie?
Między anglikanami dobrze usposobionymi niektórzy sądzą, że powołanie do małżeństwa nakłada na małżonków obowiązek dawania dzieci ojczyźnie i Kościołowi, o ile są do tego zdolni.
Jest to jednak mniemanie błędne. Posiadanie prawa nie oznacza jeszcze obowiązku korzystania zeń. Niewątpliwie, Pan Bóg za pomocą instytucji małżeństwa chciał zaradzić rozmnażaniu się rodzaju ludzkiego. Ale ten cel osiąga się dostatecznie, choćby i nie każda para od razu obowiązywała się do tego, żeby mieć dzieci.
99. Jak należy rozumieć owo współdziałanie materialne, dozwolone tej stronie, której współmałżonek jest zdecydowany korzystać z prawa małżeńskiego w sposób grzeszny?
Skoro Ojciec św. nie chce się wdawać w szczegóły nauki moralności praktycznej, przeto jasnym jest, że po te szczegóły należy się zwrócić do innych autorów aprobowanych i do dawniejszych orzeczeń Stolicy świętej. Według nauki w nich zawartej chodzi o współdziałanie z aktem prawidłowo rozpoczętym, który jednak tylko współmałżonek chce przerwać wbrew porządkowi przyrodzonemu.
Dlatego nie możemy się pisać na to, co w swych uwagach o nauce moralnej naszej encykliki pisze ks. Jan Ryan z Washingtonu, przypuszczając, że według encykliki można by, w przeciwieństwie do przyjętej opinii, rozszerzyć zakres dozwolonego współdziałania materialnego. Rozróżniania, które czynią teologowie, opierają się na zasadzie pewnej i znajdują też potwierdzenie w odpowiedziach św. Penitencjarii z d. 3 kwietnia i 3 czerwca 1916 r.
100. Czy małżonkom wolno ograniczać korzystanie ze swoich praw do tak zwanych okresów niepłodności?
Ojciec św. tak pisze: "Nie można i tych małżonków pomawiać o występek przeciw porządkowi przyrodzonemu, którzy z praw swoich w naturalny i prawidłowy sposób korzystają, chociaż się już potomstwa spodziewać nie mogą dla powodów naturalnych, czy to wieku, czy też innych jakichś ułomności."
W rzeczy samej: o ile korzystanie z praw małżeńskich odbywa się normalnie, zachowuje ono swój obiektywny kierunek do pierwszego swego celu, którym jest zrodzenie potomstwa. A ponieważ według zasady, która głosi, że cel prawa nie podpada pod prawo (finis legis non cadit sub legem), nic nie obowiązuje do zachowania prawa z intencją, dla której prawo zostało ogłoszone. Przeto jeżeli kto w zamiarze uniknięcia zapłodnienia dla korzystania ze swoich praw małżeńskich wybiera pewne okresy czasu, to z tego względu ów wybór niekoniecznie jest grzeszny. Zresztą rodzice są obowiązani dobrze przyjąć dzieci mające się narodzić, jeżeli, jak to się zdarza, nadzieja ich została zawiedziona, a stosunek małżeński służył w każdym razie innym celom małżeństwa. Nadto zwracamy uwagę, że między nadużyciem neomaltuzjańskim, a ograniczonym korzystaniem z praw małżeńskich, o którym właśnie mówimy, zachodzi wielka różnica. Te nadużycia mogą się praktykować stale, puszczają wodze namiętnościom i nie potrzebują żadnego wysiłku moralnego, podczas kiedy ograniczone korzystanie z małżeństwa, żeby móc ćwiczyć się we wstrzemięźliwości dobrowolnej przez pozostałe dni, wymaga siły moralnej, której skutki objawiają się z niemałym pożytkiem w dziedzinie społecznej.
Będąc samo w sobie pod względem etycznym obojętnym lub obiektywnie przyzwoitym, to ograniczenie, które nie łamie prawa natury, może być, zależnie od intencji i okoliczności, godne pochwały, mniej pożądane lub nawet naganne.
Również i św. Penitencjaria w swej odpowiedzi z dn. 16.VI.1880 r. oświadczyła, że nie było powodu do niepokojenia małżonków, którzy, by korzystać z małżeństwa, trzymali się dni fizjologicznie bezpłodnych, i że na tę praktykę można naprowadzać ostrożnie, to znaczy z przezornością. Mówimy: z przezornością; bowiem w rzeczy samej już niepewność rezultatu każe być roztropnym, a spowiednik nie może być doradcą niepłodności. Poddawanie i podsuwanie tej praktyki będzie mogło być używane jako środek zapobiegawczy przeciwko grzechom formalnym albo jako pewne wyjście z sytuacji krytycznej, gdzie niebezpieczeństwo niewstrzemięźliwości domaga się stosunków, których wynik byłby jednak połączony z niebezpieczeństwem dla żony. - Rozumie się samo przez się, że ta praktyka w normalnych warunkach potrzebuje obopólnej zgody małżonków.
Przypis: Najnowsze badania Dra Knausa w Niemczech i Ogino w Japonii wiodą do wniosku, że takimi okresami byłyby ostatnie dni przed miesiączkowaniem i pierwsze dni po nim. Albo jeżeli się już chce mówić całkiem ściśle, przyjmując cykl 28-dniowy, dziesięć dni przed i dziesięć dni po rozpoczęciu się ostatniego miesiączkowania. Jeżeli cykl nie jest 28-dniowy, wówczas liczbę 10 trzeba by albo powiększyć, albo zmniejszyć o tyle jednostek, o ile dni cykl periodów jest większy lub mniejszy od 28. Ale pewności bezwzględnej nie ma. Teoria sama ma za sobą jedynie poważne prawdopodobieństwo, a różne zaburzenia mogą obalić te obliczenia.
101. Dlaczego, zważywszy na inne cele małżeństwa, należy zawsze, mimo wszystko, pamiętać o tym, żeby nie został naruszony przyrodzony porządek w stosunkach małżeńskich?
Dlatego, ponieważ te drugie cele małżeństwa, będąc podporządkowane celowi głównemu, dla którego one w ogóle istnieją, nie mogą temu celowi być przeciwne. Dodajmy, że i one także bywają udaremnione przez niewłaściwe stosunki.
Takie bowiem stosunki nie mogą sprzyjać prawdziwej miłości, która przecież jest nie do pomyślenia bez wzajemnego szacunku. Takie stosunki bardzo często prowadzą jedynie do waśni i zerwania pożycia małżeńskiego. Zadowolenie, którego by człowiek szukał za wszelką cenę, także nie jest stworzone po to, żeby folgować namiętności. "Jest ono podobne do napoju, który tylko podnieca pragnienie".
102. Co mówi encyklika o wymówkach, które czyni się dla uzyskania większej pobłażliwości?
Odrzuca ona te, które każdy uczciwy człowiek musi nazwać niemożliwymi. Encyklika jednak nie okazuje się bynajmniej obojętna na fakt, że niejedna biedna matka może się naprawdę znaleźć w położeniu wręcz krytycznym. Encyklika okazuje tu duże zainteresowanie, przede wszystkim żeby uśmierzyć popłoch, zwracając uwagę, iż powody obawy są - co stwierdza doświadczenie codzienne - często grubo przesadzone. Następnie encyklika pragnie przekonać, że dla takiej matki ma serdeczne współczucie. Następnie stara się ona podnieść na duchu matkę, która w sposób bohaterski trwając wiernie na posterunku swego obowiązku, naraża się na śmierć. Mówi więc encyklika takiej matce, jak bardzo jest godna podziwu i jaką wspaniałą zapłatę Bóg zachowuje dla niej.
103. Co mówi encyklika o trudnościach natury materialne], które zdają się zagradzać drogą nowym narodzinom?
Także i tej sprawie Papież poświęca wyrazy głębokiego współczucia. Wnet jednak, podnosząc ton, tak się odzywa: "Należy się jednak mieć na baczności, by opłakany stan majątkowy nie stał się przyczyną jeszcze bardziej opłakanych błędów. Nie ma bowiem takich trudności, które by mogły znieść prawomocność przykazań Bożych, zabraniających czynów złych ze swej istoty. W jakichkolwiek okolicznościach małżonkowie mogą zawsze za łaską Bożą w stanie swoim żyć uczciwie i zachować czystość małżeńską bez owych niecnych występków".
104. Jakie jeszcze zapatrywania i praktyki encyklika nazywa zbrodniczymi w odniesieniu do dziecka?
Encyklika traktuje jako zbrodnię każdy zamach na życie dziecka w łonie matki.
105. Co należy rozumieć przez słowo "dziecko"?
Słowem "dziecko" należy objąć nie tylko dziecię, którego członki są już rozwinięte, lecz także dziecię w stanie zarodkowym czyli embrionalnym, czyli innymi słowy, każde zapłodnione jajko. Toteż kanon 747, nakazując chrzest każdego płodu, choćby i nie wiedzieć jak małego, przepisuje, żeby każdy płód traktowano jako osobę ludzką.
106. Co należy rozumieć przez wyraz "zamach na życie"?
Przede wszystkim należy tu rozumieć zabijanie płodu, to znaczy ten okropny zabieg, który gruchota czaszkę płodu albo tnie na kawałki ciałko dziecięcia, żeby uratować życie matki. Następnie przez słowo "zamach na życie" należy rozumieć wszelkie bezpośrednie spędzanie płodu.
W rzeczy samej, nie tylko większość moralistów, ale także św. Oficjum przyrównuje spędzenie płodu do uśmiercenia płodu, spowodowane wprost. Albowiem spędzenie płodu to nie jest tylko proste złożenie dziecięcia poza środowiskiem, które mu jest nieodzownie potrzebne do życia, lecz jest to siłą, przemocą i gwałtem dokonane przerwanie błon i żył, którymi dziecię jest spojone ze swoją matką, za pomocą których oddycha i żywi się. Błony te są, przynajmniej częściowo, jakby jego własnym narządem, który sobie to dziecię niejako samo utworzyło. Spędzenie płodu, spowodowane wprost, jest więc raną śmiertelną, zadaną niewinnej osobie ludzkiej.
107. Jakie panują zapatrywania na zabijanie i spędzanie płodu?
Szkoła katolicka dzisiaj jest zgodna w potępieniu wszelkiego uśmiercania i spędzania płodu spowodowanego wprost na płodzie, którego śmierć nie została stwierdzona w sposób moralnie pewny.
Ale poza tą szkołą jedni, przecząc, jakoby dziecko jeszcze nienarodzone miało jakiekolwiek prawo do życia (uważają oni dziecko za część wnętrzności matczynych: viscera matris), zostawiają ojcu lub matce swobodę decyzji co do losu płodu. Drudzy pozwalają na uśmiercanie płodu tylko w razie bezpośrednio grożącego niebezpieczeństwa, gdzie tylko uśmiercenie płodu zdoła uratować matce życie, albo też nie pozwalają na spędzanie płodu oprócz bardzo ważnych przyczyn natury lekarskiej, społecznej, eugenicznej.
Natury lekarskiej, żeby przez śmierć płodu rozwiązać konflikt między życiem lub zdrowiem matki, a bytem dziecka. Natury społecznej, żeby uratować cześć, dobre imię matki, żeby ją móc zostawić przy jej zajęciach i zarobkowaniu. Natury eugenicznej, żeby zapobiegać przychodzeniu na świat dzieci-potworków, matołków, lub po prostu idiotów. Pojęcie przyczyn ważnych jest, co nie trudno zrozumieć, mniej lub więcej szerokie. Zależnie od religii albo też od tak zwanych "przekonań filozoficznych" lekarza lub doradcy. Wszyscy jednak, powiada encyklika dalej, domagają się, żeby ustawy państwowe uznawały indykację, którą każdy z nich zachwala, indykację zresztą coraz to inną, zależną od różnych obrońców. Innymi słowy domagają się oni, żeby ustawy, stosując się do ich teorii, odróżniały zbrodnicze zabijanie i spędzanie płodu, za który ustawa powinna by oczywiście karać, od zabijania i spędzania płodu terapeutycznego czyli lekarskiego, i to należałoby - ich zdaniem - ustawowo dozwolić. Faktycznie też już żadnemu lekarzowi nie grozi ściganie karne, gdy się uważa, że postąpił według wskazań nauki. Co więcej, zdarza się, że się lekarzom na głuchej prowincji zabrania wykonywać laparatomię (cięcie cesarskie), które by ocaliło życie i dziecka i matki, i że taki lekarz naraża się na kary, jeżeli pozwoli umrzeć matce, skoro przez zabicie dziecka mógł matkę uratować od śmierci.
108. Co Ojciec światy przeciwstawia tym teoriom czyli systemom?
Przeciwstawia wzgląd rozstrzygający ostatecznie, to wzgląd na przykazania boskie: "Nie zabijaj!" Mimochodem odrzuca też Papież błahe zarzuty, które się cieszą pewnym wzięciem. Nie można - powiada Ojciec święty - powoływać się ani na prawo miecza: bo władza publiczna nic nie może przeciwko niewinnemu. Ani na prawo słusznej samoobrony, bo dziecko nie jest żadnym napastnikiem, nawet materialnie niesprawiedliwym. Rozwój dziecka, nawet wtedy, gdyby on się stał groźny dla matki, obiektywnie nie narusza żadnego jej prawa i nie ma w sobie nic niesprawiedliwego. Ani wreszcie na ostateczną konieczność, bo ta nigdy nie posuwa się aż do zamordowania osoby żyjącej. Życie jednej i drugiej osoby jest równie nietykalne. Jest rzeczą nie do pojęcia, żeby w konflikcie dwóch praw równych jedno mogło mieć mniejszą wartość aniżeli drugie.
Nie pozostaje więc nic innego, tylko powiedzieć w końcu z encykliką, że lekarze są zobowiązani dokładać starań, żeby ocalić dwa życia, które mają jednaką cenę przed Bogiem: życie matki i życie dziecka. I że nie mają żadnego tytułu do mianowania się katami i do ferowania wyroków śmierci. Nie ma takiego dyplomu, któryby nadawał podobne prawo, daleko za sobą pozostawiające prawo absolutnego monarchy.