54. Dlaczego mówi się, że władzę winien piastować w rodzinie mężczyzna, a nie to z małżonków, które jest zdolniejsze?
Bo gdyby natura nie była ustanowiła porządku hierarchicznego, to społeczność rodzinna zaczynałaby się od anarchii. Władza nie oparta na tytule naturalnym czyniłaby posłuszeństwo względem niej bardziej przykrym i niewdzięcznym. Ale sama natura predestynuje właśnie męża do rządów w rodzinie, gdyż obdarza go siłą fizyczną i daje mu ojcostwo, które mu nie przeszkadza w oddawaniu się sprawom rodzinnym. Poza tym, że mężczyzna posiada zdatność już w sobie samej większą, natura mężczyźnie wszczepia pewną ochotę do rządzenia i kierownictwa. Tymczasem żona, słabsza co do ciała, z natury szuka sobie pewnej podpory i w normalnym biegu rzeczy znajduje przeszkody w postaci kłopotów, z którymi jest połączone macierzyństwo. Ze stanowiska nadprzyrodzonego Apostoł tę hierarchię wywodzi z tajemniczego pochodzenia niewiasty: kobieta powstała z mężczyzny, a mężczyzna nie powstał z kobiety (1 Kor 11, 8).
55. Czy ta nierówność jest powszechna i całkowita?
Bynajmniej. Ona jest ograniczona do zewnętrznych spraw życia rodzinnego, i to do takich, których się domaga słuszność i rozsądek. Żona zachowuje niezależność swej indywidualności ludzkiej, jest wolna w swoim postępowaniu osobistym, w swej pobożności, w swoich poczynaniach, byle oczywiście nie naruszały umowy małżeńskiej i porządku domowego. Żona zachowuje prawo żądania od męża tego, czego się domaga jej charakter żony i matki, i ona również stoi na czele wychowania dzieci. W końcu małżonkowie, będąc równymi w oddawaniu się jedno drugiemu, zostają także równymi co do prawa, które płynie z tego oddania się. Zresztą ta nierówność małżonków dopuszcza pewne odcienie, zależnie od okoliczności czasu, miejsca i osób. Gdzie mąż nie posiada czy to możności, czy też dostatecznej kwalifikacji do zarządu domem, tam prawo to w drodze naturalnej ewolucji przechodzi na żonę, która go wówczas wyręcza. Prawo i forma zarządu domem, umówione przed zawarciem małżeństwa, pociągają za sobą pewne zmiany w prawach dziedziczenia po stronie żony. Zachodzą przeto, nawet z reguły, wypadki niezależności i równości, a także dopuszcza się niezwykłe wyjątki.
56. Czy ten porządek nierówności będzie trwał zawsze?
Porządek ten będzie mógł być raz luźniejszy, to znowu surowszy, ale skoro jest oparty na prawie przyrodzonym, przeto nie będzie on mógł być nigdy zniesiony, ani też nie będzie mógł przekroczyć pewnych granic. Ma on trwać dopóty, dopóki istnieć będzie rodzina.
57. Czy w tym porządku pierwszeństwo przypada tylko mężowi?
Encyklika przypomina, że jeżeli mąż jest głową, to żona, ta "istota złożona z uczuć", jest sercem: jak mężowi przypada pierwszeństwo rządzenia, tak żona może i powinna rościć sobie prawo do pierwszeństwa miłości. W końcu, jak zauważył Leon XIII, "miłość boża nie powinna nigdy przestać być regulatorką ich praw wzajemnych" (enc. Arcanum).
58. Jaka jeszcze inna definicja małżeństwa wynika z faktu tej spójni, której wykazaliśmy i ścisłość i obowiązki?
Małżeństwo można jeszcze określić jako wspólnotę całego życia.
59. Czy ta wspólnota życia jest poza obrębem wzajemnego oddania samego siebie, uskutecznionego w zamiarze rodzenia i wychowania dzieci?
Bynajmniej, gdyż zaczyna się ona i trwa właśnie przez to oddanie się. Stanowi ona więc pełny rozkwit i ukoronowanie owego oddania się.
60. Jakim sposobem encyklika dochodzi do tego, że we wzajemnym wyrabianiu się małżonków, w ich przykładaniu się do doskonałości, upatruje pierwszą przyczynę i rację małżeństwa?
Naprzód czyni ona to dlatego, ponieważ małżonkowie mogą w swym związku zdążać do tego celu jako do celu głównego.
Następnie zaś dlatego, ponieważ wspólnotę małżonków - według wspomnianej drugiej definicji małżeństwa - Bóg opatrznościowo kieruje ku temu ostatecznemu celowi, który, będąc najwyższym celem człowieka, w zamiarach Bożych zajmuje pierwsze miejsce.
61. Czy ten cel najwyższy nie może czasem sprawić, żeby były dozwolone stosunki małżeńskie sztucznie niepłodne: na przykład, jeżeli by macierzyństwo miało być zgubne dla żony albo społeczeństwu przymnożyć jedynie bezwartościowych członków?
Żadną miarą, gdyż okoliczność ta, nieistotna i zewnętrzna, nie może sprawić, żeby przestało być grzechem to, co jest samo w sobie grzechem, i nie może naprawić wewnętrznego nieporządku, jaki by przez podobne stosunki wtargnął do małżeństwa. A zresztą nieład moralny nie może ani prowadzić do doskonałości, ani służyć prawdziwej miłości. W rzeczy bowiem samej, miłość opiera się w znacznej mierze na wzajemnym szacunku, a ten musi się osłabić przez naruszenie ładu moralnego. Antropolodzy i władze administracyjne potwierdzają tę prawdę za pomocą swoich spostrzeżeń. Stosunki nieprawidłowe pociągają za sobą zerwanie związków małżeńskich.