Rzymskie Martyrologium
Śpiewaj z nami GODZINKI
Z Bogiem - rozmyślania dla świeckich
Wspólnota modlitewna
Jedność kultu.

Symbol przynależności do ciała Kościoła uwidocznia się przez uczestnictwo wiernych w tych samych środkach uświęcenia, sakramentach św., a wynika to z poprzednich węzłów: wiary i hierarchii. Kult bowiem wspólny jako środek uświęcający jest równocześnie ujawnieniem na zewnątrz jednej wiary i jednolitego duszpasterstwa; jedno one mają prawo, z jednego pochodzą źródła. Wszędzie, gdzie wiara jest jedna, jeden jest ołtarz, jedno duszpasterstwo. Sakramenty, przez które jako przewodnik z woli Wszechmocnego i pod kierownictwem rządu pasterskiego (jurysdykcyjnego) płynie prąd ożywczy ku życiu nadprzyrodzonemu, łączą wiernych węzłem niebiańskim z Chrystusem, a na zewnątrz spajają ich ze sobą i Głową widzialną. Zatem jedna jest hierarchia powołana do nauczania, rządzenia i uświęcania.
Ogniskiem jedności, wokół której skupiają się wszystkie sakramenty, jest Przenajświętszy Sakrament Ołtarza. Był on przepowiedziany przez proroka Malachiasza jako ofiara czysta dla całego świata od wschodu słońca do zachodu, a urzeczywistniony został ostatnią wolą Miłości: "To czyńcie na moją pamiątkę!" - Ofiara Mszy św., w której upamiętniona jest śmierć zbawcza Jezusa Chrystusa i krwawa ofiara urzeczywistnia się w niekrwawy sposób, tryska źródłem wszelkich łask, które przez sakramenty spływają na wiernych. Bezkrwawa ofiara, jako spełnienie ofiary czystej, przynosi pociechę i umocnienie dla duszy gnębionej ciężarem grzechu i trudów życiowych ludzkości. Tym większe pokrzepienie osiągają ludzie, gdy bezpośrednio przystępują do ołtarza Tego, który zwiastował ochłodę wszystkim obciążonym (Mt 11:28). Jedność Eucharystii tak żywo przemawia do umysłu św. Pawła, że dowodzi nią jedności Kościoła: "Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba" (1Kor 10:17).
Inne sakramenty skupiają się dokoła tego ogniska życia łaski. I właśnie siedem sakramentów ustanowił Chrystus Pan. Uzasadnia tę liczbę święty Tomasz potrzebami życia przyrodzonego i nadprzyrodzonego. Dlaczego w takiej właśnie liczbie istnieją sakramenty w Kościele? Można odpowiedzieć przenosząc nasze potrzeby z życia przyrodzonego na życie duchowne. Człowiekowi do utrzymania i rozmnożenia życia w jego bycie społecznym potrzeba następujących siedmiu rzeczy: musi się urodzić, musi wzrastać, odżywiać się, znajdować pomoc w chorobie i podtrzymanie sił w ich upadku; następnie w życiu zbiorowym musi być posłuszny zwierzchności, która włada nad całą zbiorowością, wreszcie musi rozmnażać się w prawidłowy sposób dla utrzymania rodzaju ludzkiego. Z tych potrzeb przyrodzonych łatwo można wyprowadzić odnośne potrzeby duchowe zaspakajane przez sakramenty. Chrzest stanowi niejako drzwi, przez które nowonarodzony człowiek wschodzi w życie chrześcijańskie. Bierzmowanie umacnia nasze siły, przez które wzrastamy w łasce bożej. Wiemy, że do ochrzczonych już apostołów, jak świadczy o tym św. Augustyn, rzekł Pan: "Pozostańcie w mieście, póki nie zostaniecie umocnieni siłą z niebios". Następnie przez Eucharystię jako przez pokarm niebieski duch nasz jest karmiony i podtrzymywany, jak to wynika ze słów Zbawiciela: "Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem" (Jan 6:55). Czwarte miejsce zajmuje pokuta, przez którą odzyskujemy utracone przez grzech zdrowie duszy. Po niej idzie ostatnie namaszczenie Olejem świętym, które usuwa naleciałości grzechów w duszy i odnawia jej siły, jak to mówi św. Jakub o tym sakramencie (Jk 5:14). Do tego dodać trzeba jeszcze kapłaństwo, udzielające władzy sprawowania w Kościele sakramentów i innych czynności religijnych, oraz małżeństwo, dzięki któremu z prawowitego związku między mężczyzną i kobietą rodzą się dzieci na chwałę bożą, dla podtrzymania rodzaju ludzkiego i otrzymują wychowanie religijne.
Protestant Harnack mimo swego wstrętu do katolicyzmu przyznaje, że w swych siedmiu sakramentach posiada on bardzo skuteczną instytucję dla duchowego wychowania członków Kościoła. Goethe również niechętnie usposobiony wobec Kościoła, zastanawiając się bliżej nad istotą sakramentów, przypomina bardzo wywody teologiczne św. Tomasza. Raził go w kościele protestanckim brak pełniejszego życia. Protestanci mają bodaj tylko jeden sakrament tj. Komunię. A jednak sakramenty są najwyższym objawem życia religijnego, są zmysłowymi symbolami nadzmysłowej łaski bożej. W Komunii przyjmujemy ucieleśnione Jestestwo boże, pod postacią ziemskiego pożywienia umacniamy się pokarmem niebiańskim. Jednak sakrament ten nie powinien być odosobniony: chrześcijanin nie będzie nigdy uczestniczył w nim z całą radością swej duszy, jeżeli nie będzie stale podtrzymywane poczucie symboliczne i sakramentalne. Musi on przywyknąć do tego, aby utożsamiać wewnętrzną religię swego serca z zewnętrzną religią Kościoła, utożsamiać obie w wielkim powszechnym sakramencie, który niejako rozkłada się na wiele innych i wszystkim daje swoją świętość, niezniszczalność i wiekuistość.
W dalszym ciągu rozwija Goethe w barwnym, poetycznym obrazie organizację wszystkich sakramentów Kościoła katolickiego, określając bliżej analogię życia przyrodzonego i potrzeb wewnętrznych ludzkiego serca. "Oto młodzieńcza para podaje sobie dłonie nie w przelotnym tylko spotkaniu lub w tańcu pustym; kapłan wypowiada nad nimi swe błogosławieństwo i związek ich staje się nierozerwalny. Po niedługim czasie młodzi małżonkowie składają dziecię u stóp ołtarza. Zostaje ono oczyszczone wodą świętą i tak ściśle złączone z Kościołem, iż dobrodziejstwo tego związku może utracić tylko przez potworne odstępstwo. Dziecię samo ćwiczy się w rzeczach ziemskich, w rzeczach duchowych musi być oświecone. Skoro okaże się, że naukę sobie całkiem przyswoiło, zostaje przyjęte na łono Kościoła jako prawdziwy, dobrowolny jego wyznawca, jako rzeczywisty obywatel społeczności wiernych, a przyjęcie to odbywa się przy współudziale pełnych treści znaków i praktyk. Teraz dopiero dziecię staje się człowiekiem chrześcijaninem, poznaje w pełni swe obowiązki i swe korzyści. Tymczasem doznaje on wielu różnorodnych wpływów i działań: przez nauki, kary i napomnienia uświadamia sobie niedostatki swego życia wewnętrznego. W zamęcie wewnętrznych przeciwieństw, wynikających z konfliktu pomiędzy przyrodzonymi i religijnymi warunkami życia zjawia się oto przedziwny środek pomocy i ocalenia. Wyznaje swoje błędy, swoje wątpliwości przed czcigodnym, ustanowionym na to człowiekiem, który go uspokoi, ostrzeże, umocni, poskromi niejako przez symboliczne kary, a w końcu przez zmazanie win uszczęśliwi go i jako czystą tablicę przywróci mu bezgrzeszne jego człowieczeństwo. Takim sposobem przez różne czynności sakramentalne, które nadto przy dokładnym rozpatrzeniu na mniejsze niejako rozgałęzienie sakramentalne się rozdzielają, uspokojony i oczyszczony, klęka, aby przyjąć Hostię świętą. Aby zaś tajemnica tego wzniosłego aktu tym bardziej została uwydatniona, wierny z daleka tylko widzi kielich: nie jest to zwykłe pożywienie i zwykły napój, który zaspakaja pragnienie. Jest to pokarm niebiański, który tym bardziej potęguje pożądanie niebiańskiego napoju".
"Jednakże niech nie sądzi młodzian, niech nie sądzi dojrzały człowiek, że na tym wszystko się kończy. W stosunkach ziemskich zwykliśmy na samych sobie tylko polegać, w rzeczach niebiańskich nauka nasza nigdy się nie kończy.
Wyższe poczucie, które w nas tkwi, a nie zawsze osiąga pełny rozwój w naszym życiu wewnętrznym, ulega w dodatku tak licznym i silnym wrażeniom zewnętrznym, iż własne nasze siły nie wystarczają, aby w każdym wypadku przynieść sobie samym pomoc, pociechę, radę. Mamy jednak zawsze przy sobie środek leczniczy, zawsze czuwa baczny, pobożny człowiek, aby błądzących zawracać na prawdziwe drogi i przynosić ulgę zgnębionym".
"A te wszystkie w ciągu życia wypróbowane środki religijne całą swoją siłę zbawczą wzmożoną dziesięciokrotnie ukazują u wrót śmierci. Przysposobiony przez praktyki i zwyczaje całego życia od najwcześniejszej młodości, z wiarą i ufnością przyjmuje konający pełne znaczenia symbolicznego pociechy religijne. Gdy znikną dlań już wszelkie wsparcia i rękojmie ziemskie zwiastują one z nieomylną pewnością szczęsny byt nadprzyrodzonym sposobem na całą wieczność. Umiera on więc z przeświadczeniem, że żaden żywioł nieprzyjazny, żaden duch złowrogi nie zdoła mu przeszkodzić, aby uczestniczył w zmartwychwstaniu oczyszczonego z doczesności ciała, w bezmiernej błogości życia wiekuistego, w bezpośredniej łączności z bóstwem.
Na zakończenie wreszcie, aby cały człowiek został uświęcony namaszcza i błogosławi się jego stopy. Odtąd nawet w razie powrotu do zdrowia, człowiek ze wstrętem tymi namaszczonymi stopami będzie dotykać twardej ziemskiej skorupy: dzięki cudownej sile uzyskanej odtrącać będą skorupę ziemską, co je dotąd przyciągała. Takim sposobem w tym promiennym kręgu czcigodnych, świętych czynności, których piękno pokrótce tylko tu przez nas zostało zaznaczone, łączą się kolebka i grób, jakkolwiek odległe byłyby od siebie w biegu czasu.
Wszystkie te cuda duchowne nie mogą wyrastać, jak inne owoce życia, na gruncie przyrodzonym, bo nie na nim zostały one posiane. Należą do innej dziedziny; zostały nam udzielone, wybłagane przez nas i nie każdemu, nie w każdym czasie są dostępne. Wiemy dobrze, że człowiek może być przez człowieka pobłogosławiony i uświęcony, skoro łaska z góry po temu zostanie udzielona. Aby jednak nie wydało się to działaniem wyłącznie przyrodzonym, owa wielka, z ciężkimi obowiązkami złączona łaska może być tylko udzielona przez jednego upoważnionego do tego w urzędzie kościelnym drugiemu uczestnikowi tegoż urzędu. Stąd najwyższe dobro jakie człowiek może otrzymać udzielone zostaje przez dziedzictwo duchowe na ziemi i w nim uwiecznione, gdyż człowiek samemu sobie pozostawiony, własnymi siłami tego dobra nigdy nie mógłby zdobyć, ni osiągnąć. W powołaniu kapłańskim skupia się wszystko co jest konieczne, aby pełnić te święte czynności, przez które rzesze pospolite zostają pobłogosławione, nie potrzebując przy tym zdobyć się na żadne czyny samodzielne, oprócz czynu wiary i bezwzględnego zaufania.
I tak zjawia się nam kapłan w szeregu swych poprzedników i następców, wśród swych współuczestników w świętym urzędzie, jako przedstawiciel Najwyższego w najosobliwszej wspaniałości swego posłannictwa. Nie jego osobę w nim czcimy, lecz jego urząd. Nie przed znakiem samym, jaki czyni, na kolana padamy, lecz przed błogosławieństwem, jakie udziela. Tym świętsze, tym bezpośrednio niebiańskie nam się okazuje, bo nie może być pozbawione swej mocy, świętości przez narzędzie ziemskie, najbardziej nawet grzeszne i występne.
Jakżeż ta duchowa łączność jest rozerwana w protestantyzmie, w którym większa część wspomnianych tu symbolów została uznana za apokryficzną, a tylko niektóre z nich są przyjęte jako kanoniczne. Jakże przez zobojętnienie dla jednych mamy być przysposobieni do uczczenia wysokiej godności drugich?".
Od powyższych słów niechrześcijańskiego myśliciela jak bardzo odbija pogarda domorosłych mędrców dla zewnętrznych form kultu katolickiego!
Trojakim węzłem jedności: wiary, hierarchii i kultu złączył Chrystus widzialnie wiernych, którzy przez odebranie chrztu włączają się do ciała Kościoła, aby mogli korzystać z wewnętrznych skarbów duszy Kościoła.
Jest więc wolą Chrystusową obowiązującą wszystkich ludzi, którym niezwykłe warunki i trudności nie przeszkodziły w poznaniu tejże woli Chrystusowej: kto pragnie uzyskać łaskę uświęcającą i w niej wytrwać do śmierci, winien wstąpić do Kościoła katolickiego. Zwykły sposób zbawienia polega na przynależności do duszy i ciała Kościoła. W tym przypadku wola Chrystusa streszcza się dosłownie w zasadzie Kościoła: poza Kościołem nie ma zbawienia!

wstecz | spis treści | dalej