Rzymskie Martyrologium
Śpiewaj z nami GODZINKI
Z Bogiem - rozmyślania dla świeckich
Wspólnota modlitewna
Jedność duszpasterstwa

również nieodzowną jest spójnią społeczeństwa Chrystusowego wynikającą z jedności wiary. Wola Zbawiciela, aby Kościół był jednym w jednym ciele i w jednej głowie wyklucza istnienie obok siebie wewnętrznie od siebie niezależnych kościołów lub gmin zjednoczonych tylko niewidzialnie w Chrystusie. Pismo św. gdy mowa o Kościele używa zawsze liczby pojedynczej (Mt 16:18, Mt 18:17, 1Tym 3:15, Ef 5:23-29, 1Tym 3:15, Mt 5:14, Jan 10:16, Jan 11:52).
Piotrowi św. jako widzialnej Opoce, na której buduje Kościół swój, oddaje Chrystus władzę kierownictwa, rządu nad barankami i owieczkami, tj. nad wszystkimi wiernymi, przełożonymi i poddanymi i to we wszystkich sprawach dotyczących zbawienia: "Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16:19). Głowa widzialna jednoczy różnorodne członki i urzędy hierarchiczne w jedną całość, boską harmonię, w podziw wprawiającą świętego Pawła podobieństwem do natury organizmu ludzkiego (1Kor 12:1-31). Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jedno ciało ożywione jednym duchem, nadto liczne i odrębne członki, związane łącznością wzajemnej posługi i pomocy, poddane kierownictwu jednej głowy dążą do celu jednego: Chrystusa. Jedność rządu widzialnego wynika z celu misji Chrystusowej, zespolenia swych wiernych w niebie i na ziemi w jedno Obcowanie Świętych. Tylko przy zgodnej jedności ciała zbiorowego możliwy jest sprawiedliwy i uporządkowany podział owoców wzajemnych posług i przysług zadośćuczynienia, jakie jedni drugim składają przez modlitwy i dobre uczynki do skarbca duszy Kościoła, - gdzie lśnią blaskiem odwiecznym zasługi jednej, niewidzialnej Głowy.
Chrystus przyszedł na świat, aby powaśnionym ludom i warstwom społecznym zwiastować pokój. Stąd też ostatnia jego modlitwa jest usilną prośbą o jedność: "Ojcze! aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy" (Jan 17:22). Modlitwa Chrystusowa, również skuteczna jak miłość jego, tworzy nieomylnie to czego pragnie.
Zjednoczenie więc wiernych jest istotną cechą Kościoła Chrystusowego. Nie dziw więc, że apostołowie tak serdecznie błagają wiernych, by nie wywoływali rozdwojenia, schizmy, że niezgodę siejących wyklinają i mianują wrogami Chrystusa, antychrystami (1Kor 1:10, 1J 2:19). W myśl Chrystusa rozwija się Kościół pod kierownictwem jednej Głowy, następców Piotra św., zaś biskupi - gromadzą się na soborach pod przewodnictwem biskupa rzymskiego lub jego zastępców, aby zaznaczyć jedność w wierze i organizacji kościelnej. W obronie zasady tej znosi Kościół prześladowania, zwalcza stanowczo intrygi ambitne, mające w sobie zarodek schizmy, choć pochodzą one od możnych tego świata, surowe rzuca anatemy na tych, którzy św. węzeł zrywają, patrzy na schizmę wielkiej części świata, byleby nie sprzeniewierzyć się zasadzie w dziedzictwie przejętej od Mistrza. Jako spadkobierca zasady tej wzywa Pius X biskupów i kapłanów we Francji, by odważnie mimo nieznośnych prawie przeciwności wytrwali w hierarchicznej jedności.
Kto zatem mimo lepszej wiedzy nie poddaje się kierownictwu Głowy widzialnej, sprzeciwia się woli Chrystusa, który potępił schizmatyków słowy: "Kto wami gardzi, mną. gardzi" (Luk 10:16). Schizma dobrowolna jest więc również ciężkim grzechem, jak herezja. Od czasu zaś, gdy nieomylne nauczycielstwo biskupa rzymskiego uznane zostało za pewnik dogmatyczny, staje się schizmatyk zarazem i heretykiem. Obaj ściągają na siebie gniew Boga, nie uczestniczą w duszy Kościoła, bo gardzą zwykłą, przez Chrystusa ustanowioną drogą zbawienia: przynależnością do ciała Kościoła.
Dzieje schizmy wschodniej świadczą jaskrawo o tym, że Duch św. nie może mieszkać w ciele kościoła oderwanego od widzialnej Opoki.
W miarę jak się odrywają kościoły wschodnie od jedności z Rzymem, podpadają one w niewolniczą zależność od świeckich władców, zatracając wszelką duchową wolność, wszelką moc, na której by się oprzeć mogły dusze do nich należące. Jeżeli się kiedy u nich pojawia siła, odporność duchowa, to tylko indywidualna, znikoma, nigdy kościoły jako takie nie stawiają oporu wtargnięciom państwa. I doprawdy inaczej być nie może. Tylko katolickość Kościoła, urzeczywistniona w powszechnym duchownym rządzie, może stawić Kościół ponad przemocą państwa. W jednym, drugim kraju go gnębią, usiłują ugiąć, przekształcić, ale on jest i poza tymi krajami, on się tam czuje solidarnym z katolickością świata, czuje się pod wpływem najwyższej Głowy; może cierpieć, ale nie może przekształcić się pod przemocą. Jednak jeżeli części Kościoła położone w granicach różnych państw stają osobno, odłączają się od jedności kościelnego rządu, już przez to samo te części stają się kościołami narodowymi, państwowymi i nie mogą nie ulegać jarzmu najwyższych władz, które w tych krajach panują. To z natury rzeczy wynika, że tak się dziać musi - i faktycznie tak się zawsze działo.
Po schizmie, dopóki jeszcze trwa państwo bizantyńskie otoczone nimbem dawnej wielkości, dopóty i kościół bizantyński zachowuje pozór powszechności na wschodzie, ale staje się zupełnym niewolnikiem cesarzy. Cesarze decydują o wierze, o liturgii, o kanonach, zmieniają według kaprysu patriarchów, zaś faworytów, świętokupców, nieuków, eunuchów dworskich, heretyków mianują najwyższymi zwierzchnikami kościoła. W porównaniu do tego co było przedtem zapanowanie półksiężyca nad św. Zofią jest dobrodziejstwem Opatrzności dla wschodniego kościoła, bo przynajmniej Turek, nie rozumiejąc kościelnych spraw, nie miesza się do nich. Owszem, wzmacnia on władzę patriarchy, zrzucając na jego barki nawet świeckie sprawy chrześcijan. Lecz i to jarzmo, choć mniej dokuczliwe, jest dla wschodniego kościoła upadlające. Świętokupstwo staje się z konieczności rzeczy normą hierarchii: patriarcha musi okupić u Turka swe wyniesienie, konsekwentnie biskupi muszą kupować sakrę od patriarchy, księża od biskupów, bo pieniądze z niczego się nie biorą. A świętokupstwo przecież, przeklęte od Apostoła, jest potępione zarówno przez kanony wschodnie jak zachodnie i unieważnia kościelne urzędy.
Co więcej - jedność polityczna państwa ottomańskiego staje się warunkiem jakiej takiej jedności kościoła wschodniego. Patrzymy dziś na to ciekawe, z punktu zasad kościelnych niemożliwe, ale w tych warunkach bardzo naturalne zjawisko, że w miarę jak państwo ottomańskie słabnie i odczepiają się od niego jedna po drugiej pojedyncze chrześcijańskie prowincje: Grecja, Rumunia, Serbia, Bułgaria, każda z nich niebawem odczuwa, że nie ma dobrej racji należenia do konstantynopolskiego kościoła. Nie dbając na jego gniewy i klątwy odczepia się i zmienia w kościół autokefaliczny. Tak samo daleko wcześniej uczyniła Moskwa, kiedy tylko poczuła swoją państwową siłę i upadek Carogrodu. Każdy zaś taki narodowy kościół zdany jest znowu na łaskę i niełaskę cesarza, księcia czy hospodara, władcy kraju, w którym się mieści. W Moskwie np. Wasyl II każe wykląć biskupom Izydora, wracającego z soboru florenckiego, - i biskupi go wyklinają, a jedynie ucieczka ratuje go od stosu. Następca Wasyla Iwan III, dowiedziawszy się o wzięciu Carogrodu, już sam nawet rytualnie wyznacza metropolitów, między nimi młodego dworaka Daniela, który pochwalił jego bigamię. Równocześnie książęta innych dzielnic ruskich chcą oderwać swe cerkwie od metropolii moskiewskiej - i bez cienia oporu te cerkwie się odrywają i tworzą nowe metropolie. Iwan IV Groźny wynosi cały szereg metropolitów, obala, dręczy, znieważa w cerkwi, pali na stosie. Borysowi Godunowowi zachciewa się mieć w Moskwie godność patriarszą i od razu powstaje patriarchat moskiewski a sam carogrodzki patriarcha Jeremiasz II, włóczący się naonczas po swych krajach, nie waha się za odpowiednią wagę złota zatwierdzić ten kanoniczny absurd. W następnym wieku carowi Aleksemu podoba się reformować księgi liturgiczne. Wiele tysięcy ludu się opierają, upatrując w tym uszczerbek starodawnej wiary; ale patriarcha Nikon i urzędowa cerkiew przeprowadza reformę, a tysiące z ludu giną pod chłostą i na stosach. Wreszcie Piotrowi Wielkiemu widzi się, że i malowany patriarcha mu zawadza, znosi go ukazem i tworzy natomiast rodzaj biura ministerialnego dla spraw cerkiewnych, zwany św. Synodem, ażeby nie tylko rzeczą, ale i formą się uwydatniało, iż nie kto inny, tylko cesarz jest Głową cerkwi. To ostatnie przeobrażenie, wywracające wszelkie soborowe kanony i wszelkie pojęcia o kościelnej jurysdykcji, wprowadza się w życie cerkwi równie gładko jak poprzednie. A kiedy wreszcie przed dwudziestu laty urzędowy akt państwa określający "reguły państwowego egzaminu z prawa" zadekretował formalnie kościelne zwierzchnictwo cesarza, twierdząc, że wschodnia cerkiew zrzekła się swej władzy i złożyła ją w rękach cesarza, to formalność ta niczyjej nie zwróciła uwagi, prócz Sołowiewa. Tak dalece była tylko wyrazem od wieków istniejącej rzeczywistości. - Obawiacie się absolutyzmu papieży? - patrzcie, pod jaki absolutyzm idzie fatalnie kościół, który się wydziera spod władzy papieży!
Czy kościół nie mający żadnej siły ni. zdolności do bronienia powierzonego sobie od Boga zakresu, który się daje i dawać się musi państwu poniewierać, naginać, przeobrażać, do wszelkich świeckich celów do woli używać, czy taki kościół może w jakikolwiek sposób nadprzyrodzone posłannictwo Chrystusowe spełniać? - Przenigdy! - O strasznym upadku cerkwi rosyjskiej, mimo wrodzonej religijności rosyjskiego ludu, nie potrzebujemy się rozwodzić, bo sami szczerzy patrioci rosyjscy opisali ten upadek krwawymi łzami. Taki Aksakow np. zeznaje, że przerobienie cerkwi w departament państwa "odebrało duszę tej cerkwi". Żali się gorzko, że "więzieniem dowodzą innowiercom prawdy ortodoksji"; a gdy sami hierarchowie cerkiewni wyznają, że inaczej połowa ludu przeszłaby do innych wiar, on oburza się na to i wnosi, że "cerkiew jest chyba niewierną trzodą, której pasterzem jest policjant, knutem spędzający zbłąkane owce".
Słuszne oburzenie, najsłuszniejsze żale, ale jeszcze dodać trzeba, na co ci patrioci rosyjscy nie zwracają uwagi: tak źle być musi i inaczej być nie może, jak długo Cerkiew jest kościołem narodowym. Jak widzieliśmy wyżej, każdy kościół, który się z zasady w granicach jednego państwa zamyka, musi z natury rzeczy podpaść pod zwierzchność tego państwa. Jedyny sposób na zachowanie duchowej niezależności Kościoła wobec państw, to aby miał swą międzynarodową kościelną władzę.
Chrystus Pan ma owieczki z różnych narodów, ale chce, aby one - mimo różnic narodowościowych, palcem Opatrzności nakreślonych - w wędrówce ku niebu podlegały wodzy jednego pasterza, bo jedno jest ciało Kościoła.

wstecz | spis treści | dalej