Ojczyzną św. Katarzyny jest dumna ze swej sławy historycznej Genua, założona kilkaset lat przed narodzeniem Chrystusa Pana. W dziejach odgrywa ona wielką rolę. Genueńczycy wyróżniali się licznym udziałem w wyprawach krzyżowych, walecznością w częstych wojnach postronnych, przez wieki dzierżyli władztwo nad morzem - byli jego panami - utrzymywali stosunki handlowe i przemysłowe z Anglią, Francją, Hiszpanią, Egiptem, Syrią i Lewantem, a nawet zawierali traktaty handlowe z Tatarami krymskimi. Do szczytu potęgi doszła Genua na początku XV wieku, po czym światowa jej potęga zaczęła się słaniać i pękać w posadach.
Dwa zwalczające się od stu przeszło lat stronnictwa, gwelfów i gibelinów, zachwiały jednością i mocą Genui. Ma czele pierwszego stale znajdujemy wpływowy ród Fieschi. Wydal on ze swego łona papieży Innocentego IV i Hadriana V, pokaźną liczbę kardynałów, biskupów tudzież dostojników świeckich; bil on własną monetę, posiadał lenna w Ligurii, Piemoncie, Lombardii i Neapolu. Gwelfowie, zwolennicy papieża, zwalczani byli przez gibelinów, zwolenników cesarza; do nich należy arystokratyczna rodzina Adorno.
Katarzyna pochodzi z szlacheckiego rodu Fieschi; urodziła się w r. 1447 z ojca Jakuba, wicekróla Neapolu i dostojnej, dbałej o wychowanie swych pięciorga dzieci Franciszki. Nasza Święta na chrzcie otrzymała imię Katarzyny. Być może, było życzeniem rodziców, aby ich najmłodsze dziecię było pod szczególną opieką św. Katarzyny z Sieny, której sława nabrała wtedy już wielkiego rozgłosu. Czy też raczej podobało się Bogu uczynić św. Katarzynę Aleksandryjską stróżem dziecięcia, aby tym wskazać, że ono równie jak niebieska jego opiekunka jaśnieć będzie mądrością prawdziwej wiedzy i stanie się męczennikiem wskutek odczuwanego w sobie ognia miłości Bożej. Nabożni rodzice od najmłodszego wieku wprawiali cudowne dziecię w życie cnotliwe, wdrażali w giętki umysł bojaźń Boga i miłość ku Niemu. A dziecię korzystało z cennych nauk; wkrótce okazały się owoce, zapowiadające nieomylnie przyszłą świętość. Duszę jej zdobił wieniec cnót, jak anielska niewinność i posłuszeństwo, skromność, umiłowanie zacisza, gorąca miłość Boga, tudzież nadzwyczajny dar smakowania w modlitwie i rozmyślaniu męki Pańskiej, jak uroczyście to potwierdza papież Klemens XII w bulli kanonizacyjnej. Z piękną duszą była w zupełnej zgodzie piękność zewnętrzna. Jeśli prawdą jest powiedzenie, że piękny duch zamieszkuje w pięknej formie cielesnej, to Katarzyna może tu być wzorem. Arystokratyzm ducha i urok ciała doskonałe się w niej jednoczyły, Współcześni biografowie zachwycają się jej urodą. Postać jej wielka i smukła była klasycznych kształtów; głowa proporcjonalna, twarz o cudownym umiarze. Czarne brwi zdobiły wzniesione w górę czoło, siedzibę mądrości mistycznej oraz trwałej medytacji o sprawach wiecznych. Będąc szlachcianką z urodzenia, piękną i bogatą, Katarzyna posiadała nadto wszystkie zalety, jakich by jej słusznie pozazdrościć można. Słowem, natura nie poskąpiła jej swych darów. Katarzyna była zarówno czarującego powabu dla oka świata, jak i anielskiej piękności wewnętrznej w oczach Boga.
Mimo urody i piękna, podziwu i pochwał otoczenia, Katarzyna nie pozwoliła zbudzić w sobie próżnej dumy, wiodącej swe ślepe ofiary na niebezpieczne bezdroża świata. Na wszystko odpowiada ona z zadziwiającą obojętnością, podtrzymywaną coraz czujniejszym i wzmożonym życiem wewnętrznym. Surowe posty, twarde łoże, odejmowanie snu i przyjemności, a równocześnie coraz ściślejsze jednoczenie się z Chrystusem, częste z Nim serdeczne rozmowy, odrywanie się od nieznośnego dla niej gwarnego otoczenia i płomienny wzlot myśli ku gwiazd cichej gromadzie, niebu, wieczności - oto treść każdego dnia jej życia.
W takich to kształtach przedstawia się obraz życia Katarzyny w dwunastej wiośnie życia, kiedy w jej sercu pojawia się niepokojące pytanie o jego drogach, zadaniu i powołaniu. Dusza naprawdę pobożna, troskliwa o dobrą przyszłość, nie będzie długo zwlekać z ostateczną odpowiedzią na budzący się głos powołania życiowego. Bez wielkich wahań wzrok Katarzyny spoczął na pobliskim klasztorze S. Maria delle Grazie, surowej reguły augustiańskiej, gdzie przed laty przywdziała habit najstarsza jej siostra Limbania, będąca wzniosłym przykładem dla współsióstr, Katarzyna zwierza się ze swych pragnień kierownikowi duchownemu, prosi usilnie o zgodę i wyjednanie przyjęcia w klasztorze. Spowiednik, świadek darów, jakimi Bóg obsypywał jego penitentkę, nie był zaskoczony jej zwierzeniem się z powołania. Nadaremno jednak Katarzyna prosi o przyjęcie w klasztorze, gdzie jej kierownik duchowny był zarazem spowiednikiem; reguła nie pozwalała przyjmować osób w wieku tak młodocianym. Dla Katarzyny zawód ten w najgorętszych pragnieniach był dotkliwym ciosem, po którym pada drugi - zgon jej ojca. Twarde życie wskazało, że poddanie się woli Bożej pewniej prowadzi do celu niż ludzkie zamiary i dążenia. Więc Święta z męstwem podnosi się z przygnębienia oraz z silnym postanowieniem wyzbycia się własnych celów, a pójścia wyłącznie za wskazaniem Bożym; wszystko trzeba chętnie przyjąć z ręki Boga, bo On jest dobrym Ojcem dla nas.
W takiej twardej szkole posłuszeństwa ćwiczy się nasza Święta, aby w 16 r. życia bohatersko poddać się wstrząsającej decyzji starszego brata, Jakuba, skazującej ją na zamążpójście za Adorna. Genua była wtedy widownią zaciętych sporów i walk o władzę nad rzeczpospolitą, przechodzącą z rąk Adornów pod władztwo intrygujących Fregozów. To znowu Fieschi otwarli bramy miasta nieprzyjacielskim wojskom księcia Mediolanu. Dość tych zamieszek, starć, nawet krwi rozlewu; wszystko pragnie pokoju. Więc i rody Fieschi-gwelfów i Adornów-gibelinów dla złagodzenia niesnasek zbliżają się do siebie. Jakub zadecydował utrwalić pojednanie oddaniem ręki Katarzyny Julianowi Adorno. Chmura smutku, czarnego zgorzknienia i szarpiących cierpień spadła na serce Katarzyny, ledwo zabliźnione po niedawnych ranach. Katarzyna pozwoliła się wieść przed ołtarz ślubny jako niema ofiara interesów familijnych i z lękiem przed węzłem małżeńskim wyszeptała słowa ślubnej przysięgi. Wśród zawodów i spadających na młodą małżonkę doznań, szybko dojrzewająca jej dusza nabrała hartu i siły odpornej wobec dotkliwych ciosów, co nie przestaną ranić tego zbolałego serca.
Z niemą skargą, ale i poddaniem bierze na siebie krzyż, który w drodze okaże się cięższy, niż to można było przeczuć. Julian Adorno bowiem był natury dość surowej, bezwzględnej i nieposkromionej. Temperament Włochów ani w dobrym ani w złym nie potrafi utrzymać się w umiarze, przeholuje na nizinach i w górnych lotach. Zwłaszcza w epoce Odrodzenia w imię swobodnego rozwoju indywidualności ludzkiej rozluźniano krępujące więzy moralności, a obyczaje nabierały cech pogańskich. Adorno bez oporu poddał się prądom swego czasu. Zgodnie z epoką i on musiał się wyróżnić od szarego otoczenia choćby za niską cenę śmiałej rozrzutności, górowania w grach, zabawach i swawolnych towarzystwach. Prócz płytkiej elegancji i błyskotliwego przepychu, duszę jego unosiła porywcza gwałtowność oraz nieokiełzana żądza przyziemnych rozkoszy. Zraża go życie skromne, pobożne i zamknięte młodej małżonki, więc żywi dla niej od pierwszych dni chłód, żywą odrazę, nawet i raniące zarzuty.
Leniwie upływały łata, brzemienne w bolesne doznania. Młodość upływa bezpowrotnie, kwiecie piękna zewnętrznego opada, pod ciężarem bolesnego krzyża więdnie świeżość i gaśnie pogoda; tępieje wrażliwość odczuć, a dusza Katarzyny pogrąża się w chorobliwy stan czarnego smutku, nie prześwietlonego żadnym błyskiem nadziei pogodniejszego jutra. Wtedy to, gdy Bóg zdał się z milczeniem patrzeć na bólem targane serce i życie złamane w samym kwiecie wieku, poszła za radą rodzinnego otoczenia: porzuciła pokutniczą samotność, chcąc w towarzyskich kołach zapomnieć o gorzkich strumieniach łez i kolcach. Odrodzenie nauk, sztuk, piękna oraz ideałów starożytności dostatecznie dawało możność realizacji zachcianek, zwłaszcza gdy majętny stan ułatwiał rozkoszowanie się w przemijającym dobru. Katarzyna poszła łatwą drogą - na lep.
Czy jednak możliwym, aby przyjemności doczesne o wartości ograniczonej zdołały nasycić pragnienia duszy, która choć raz zakosztowała rozkoszy nieskończoności - Boga? Więc Katarzyna ze wstrętem odwraca się od chwilowych uciech, a serce swe niepodzielnie i już na zawsze oddaje Dobru wiecznemu. Nie znaczy to, by w okresie poprzednim zapomniała o Bogu, by żyła w grzechu ciężkim, bynajmniej. A jednak było to jaskrawe sprzeniewierzenie się Bogu, który ją posiadł od zarania. Katarzyna, nie należąc do siebie, oddala się światu, w nim szukała szczęścia i zadowolenia, błyskotliwymi rzeczami chcąc zastąpić owo czyste światło Boże, co rozpromieniało jej duszę. Ależ nie, nasza Święta aż nadto była arystokratycznego ducha, by zadowolić się wartościami zdawkowymi.
Niepokój wkrada się do jej sumienia, jątrzącego coraz bardziej wyrzutami niewierności. Ale jak tu zerwać ze światem? Co on powie? W wigilię św. Benedykta zrozpaczona modli się gorąco w kościele o zesłanie na nią choroby, aby tylko mogła oddalić się od tej pustki i jałowości życia. Ciężko jednak, wiemy to dobrze, pozostać pastwą walk i nikomu nieznanych zmagań wewnętrznych. Szuka oparcia w klasztorze; tam zwierza się swej siostrze z ciężarów. Ta radzi jej wypowiedzieć swą nicość przed spowiednikiem - Marabotto. Po chwilach drżącego wahania Katarzyna przyklęka do konfesjonału, a w tymże momencie promień światła niebieskiego rozświetla jej umysł; czuje, jakby żarzący miecz przeniknął jej serce i rozpalał je płomieniem miłości Bożej. Teraz poznaje wyraźnie z jednej strony dobroć Bożą, z drugiej złośliwość grzechu nawet powszedniego, niewypowiedziany żal gryzie jej serce, zanosi się od szlochów i szepcze z nieugiętą stanowczością: precz z grzesznym światem, precz! Ze wzruszenia nie może kończyć wyznania swej niewierności. Wraca do ostatniego zakątka domu, gdzie daje wolny upust uczuciom. Zrzuca z siebie błyskotliwe stroje, gorzkie łzy toczą się po licach i zlewają podłogę. Co za męczarnia, widzieć swą niewdzięczność wobec dobroci Bożej! Wtedy to Chrystus Pan, który odtąd chce ją posiąść niepodzielnie, objawia się jej przytłoczony ciężkim krzyżem, krew pokrywa Jego postać od głowy do stóp i zdaje się nią zalewać mieszkanie. Z niewypowiedzianą słodyczą zwraca swą twarz ku Katarzynie ze słowami ulgi: "Patrz, powiada, ta krew wylana na Kalwarii z miłości dla ciebie i dla zmycia twych grzechów"! O, w takiej chwili rodzi się żywa nienawiść grzechu, pogarda siebie, pragnienie objęcia oburącz Chrystusa Pana. Teraz nastąpiło odprężenie napięcia, przemiana wartości. W pokornej spowiedzi wyznała swą. słabość, swoje "ja" zepchnęła z ołtarza uwielbienia, a w przybytku jej duszy zapanował Chrystus, któremu odtąd wieczne ściele hołdy. Nawrócenie Katarzyny, dzieło całkowicie Boże, nagłe i zupełne, słusznie przyrównano do nawrócenia się św. Magdaleny i św. Pawła.
W tym czasie rozrzutne życie Juliana, mimo znacznych jeszcze dochodów z wyspy Chios, doprowadziło do długów i załamania się ekonomicznego. Dumny potomek sześciu dożów został upokorzony. Zreflektował się, przeprasza Pana Boga za nieposkromione wybryki przeszłości, ślubuje z Katarzyną dozgonną wstrzemięźliwość małżeńską i przyjmuje pokutniczy habit tercjarski zakonu św. Franciszka. Koleje jego życia wzięły inny kierunek. Sprzedaje swą posiadłość, opuszcza piękny pałac, choć gospodarczo nie był do tego zmuszony, i po jakimś czasie zamieszkują w lecznicy Pammatone, aby całkowicie oddać się pielęgnowaniu chorych i pracy charytatywnej. W pracy tej św. Katarzyna z bohaterstwem przezwycięża wrodzoną wrażliwość na rzeczy niemiłe i wzorem św. O. Franciszka, którego habit przyjmuje w Trzecim Zakonie, służy z siostrzaną czułością trędowatym i biednym. Wkrótce powierzono jej kierownictwo szpitala. Niebawem ciężka choroba powaliła Adorno na łoże śmierci. Katarzyna pielęgnowała go aż do skonu z czulą starannością, przede wszystkim zaś gorącą modlitwą wyjednała, że mąż jej zasnął zupełnie pojednany z Bogiem. Przewrażliwiona dusza Świętej bez wstrząsu przyjęła to bolesne doznanie, choć nie pierwsze, bo one jak miot po miocie uderzały w to biedne, targane przeżyciami serce. W życiu jednak małżeńskim okazała się jako bohater-zwycięzca.
Tym częściej widywano teraz tę dostojną panią, obleczoną w grube szaty, jak w dzień i w noc przebiegała sale, zatrzymywała się przy chorych, pocieszała ich i oddawała im swe usługi z heroicznym poświęceniem. Mimo tylu odpowiedzialnych zajęć, nie zaniedbuje życia wewnętrznego, owszem zaostrza posty i umartwienia, odmawia sobie snu i najdrobniejszych nawet przyjemności; zajęcia nie rozpraszają jej wewnętrznego skupienia i gorących modlitw; nie dopuszcza, aby coś miało stanąć pomiędzy nią a nade wszystko umiłowanym Chrystusem Panem. Długoletnie życie zdumiewającego i wszechstronnego umartwienia, ostre i długotrwale posty, całkowite łączenie się w płomiennej medytacji modlitewnej z Bogiem, tudzież szczególne nabożeństwa do Eucharystii i Matki Najświętszej, przygotowały tę duszę w ostatnich dziesięciu latach do częstych wizji zaziemskich, ekstaz oraz nadzwyczajnych natchnień. Wysoka skala odczuć nie pozwoliła jej w martwym języku dostatecznie wypowiedzieć bogactwa wrażeń, stąd to synowie jej duchowni a równocześnie uczniowie, zwłaszcza zaś spowiednik Marabotto oraz Hektor Dernazza, poświęcający się całkowicie chorym i biednym, wypowiedzenia Świętej przetłumaczyli na język przystępny i w ten sposób w dwóch dziełkach pozostawili nam spuściznę duchową Świętej oraz opis jej życia.
W ostatnich latach wzrastające cierpienia wynędzniałego ciała na nowo okryły duszę św. Katarzyny kirem niepocieszonego smutku i głębokiego zamyślenia - objaw zrozumiały u jednostek wysoce uduchowionych, widzących jasno nędzę a zarazem nikczemność świata w stosunku do wartości wieczystych. Bóg kazał św. Katarzynie pić aż do dna z kielicha cierpień, jakie doczesność ze sobą przynosi. Pokrzepiona niebiańskim wiatykiem, 15 października, w dzień niedzielny r. 1510, zgasła dla świata, aby wzlecieć wprost wśród chóry anielskie, dokąd stale unosiła się jej miłością rozpłomieniona dusza.
Ciało tego serafina, jak nazywa ją św. Franciszek Salezy, spoczęło w bogatym sarkofagu w kościele szpitalnym. Rozgłos świętości, już za życia Katarzyny zataczający szerokie kręgi, teraz ściąga tłumy ludu przed jej grób, gdzie dzieją się częste cuda i nagłe uzdrowienia. Dnia 18 maja 1737 papież Klemens XII policzył Katarzynę w poczet Świętych.