"Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię" (Rodz. 1, 28)
Kiedy Bóg-Stwórca łączył Adama i Ewę w pierwsze małżeństwo, błogosławił ich i rzekł: "Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie ziemię". Błogosławieństwo w Starym Zakonie zawiera w sobie stale życzenie licznego potomstwa, bezdzietność natomiast uważana była za ostatnią klątwę. Gdy Kościół błogosławi nowożeńców, prosi dla nich również o liczne potomstwo. Mówimy o matce, która nosi dziecię pod swym sercem, iż jest w stanie błogosławionym. O urodzinach dziecięcia donoszą rozradowani rodzice krewnym i znajomym i odbierają od nich z tej przyczyny życzenia. A gdy matka po wydaniu na świat dziecięcia pierwszy raz wychodzi - to według starego chrześcijańskiego, przez Kościół uświęconego zwyczaju kieruje pierwsze swe kroki do świątyni Pańskiej. Wprowadza ją tam kapłan ze słowami: "Wejdź do Kościoła Bożego, by oddać pokłon Synowi Maryi Panny, który cię potomstwem pobłogosławił". Doszedłszy zaś do ołtarza modli się kapłan: "Wszechmogący wieczny Boże, który przez narodzenie Najświętszej Dziewicy boleści matek chrześcijańskich w radość przemieniłeś, wejrzyj łaskawie na tę oto służebnicę Twoją, która pełna radości przybywa z dziękczynieniem do Twojej świątyni - i przez zasługi i wstawiennictwo błogosławionej Maryi Dziewicy udziel jej tej łaski, by po tym życiu wraz ze swym potomstwem do radości szczęścia wiekuistego wejść zasłużyła. Amen".
Tak język i uczucia ludzkie wyrażają przekonanie, że dzieci są darem Bożym i to najwspanialszym i najpiękniejszym, jaki się da pomyśleć.
Jakby odblask twórczej mocy i twórczej radości Boga żyje w człowieku zdolność i radość tworzenia. Nic nie daje człowiekowi tak głębokiego zadowolenia, jak świadomość spełnionego wielkiego i doniosłego dzieła. Jeśli jeszcze to dzieło jest dla drugich źródłem pożytku i szczęścia - wówczas radość z tego powodu staje się uznaniem najwznioślejszym.
Niewielu może tworzyć arcydzieła sztuki, obrazy, posągi czy inne pomniki geniuszu ludzkiego, natomiast wielu danym jest tworzyć coś nierównie większego i wspanialszego : darzyć życiem dzieci powołane do wieczności, wychować je na ludzi szlachetnych, kierować ich wzrostem, rozkwitem i doskonaleniem.
Jakież wewnętrzne, wzniosłe i upajające szczęście tkwi w poczuciu, że się jest sprawcą życia i szczęścia tej lub owej istoty! Wszystko, czym ona jest i co posiada, mnie ma do zawdzięczenia! Zniszczeją śliczne obrazy, znikną pomniki, przeminą najwspanialsze arcydzieła - lecz te obrazy Boże, te pomniki naszej miłości, te najcudniejsze arcydzieła, jakie ziemia nosi - pozostaną na wieki i będą zdobiły niebo.
Sztukmistrzowi to z jego dzieł największą sprawia radość, które go najwięcej wysiłków, trudów i walk kosztowało. Podobnie też i dla rodziców pociechę i radość szczególną stanowi to poczucie, że tak wiele ponieśli dla dzieci cierpienia, trudów i ofiar. Jest to bowiem cechą właściwą miłości, że największych ofiar wymaga, jakby czegoś zupełnie naturalnego i oczywistego - ale w zamian za to napełnia serce niewymownym szczęściem. Dla rodziców niema radości większej, dumy szlachetniejszej, jak móc wskazać na poczet kwitnących dzieci, które w twardych warunkach, w trosce i łzach serdecznych wychowali i na ludzi wyprowadzili. To są słodycze i rozkosze, o których nigdy pojęcia mieć nie będą ci, którzy skrzętnie omijali wszelkie ciężary i nieprzyjemności w życiu, by je sobie jak najwygodniej urządzić.
Dlatego szlachetni małżonkowie odczuwają to jako gorzkie doświadczenie, gdy im Bóg odmawia potomstwa. Czują, że w życiu ich jest pustka, że im brak najistotniejszego celu wspólnego pożycia. Po części mogą temu zaradzić przyjmując sieroty na wychowanie lub podejmując inne prace ofiarne na usłudze bliźnich, aby przecież mieli zbożny cel dla swej szlachetności i zdolności do poświęceń, a nie starzeli się w przykrym przeświadczeniu, że żyli daremnie, bo bez pożytku.
* * *
Ogromna zachodzi różnica między obrazem, jaki przedstawia życie i nastrój w rodzinie w dzieci pobłogosławionej, a w rodzinie bez tego błogosławieństwa. Trudno opisać, ile radości wnosi w dom gromadka wesołych roześmianych i rozbawionych dzieci. Ich żywość, swoboda, pomysły dziecięce i zabawy cieszą rodziców, rozpraszają ich troski i osładzają niejedną gorycz. Miłość i przywiązanie dzieci wynagradza sowicie wszystkie trudy i kłopoty.
Wspólna praca i wspólna bieda, wspólny ból i wspólna radość, jednoczy rodziców i dzieci coraz ściślejszym węzłem. Dla dzieci stanowi to nieocenioną korzyść, kiedy wychowują się skromniutko, bez pretensji, nie rozpieszczone, nie wydelikacone, jak to z reguły i konieczności bywa w licznej rodzinie. Dzieci wychowują się wzajemnie, a starsze uczą się od rodziców postępowania z młodszymi. Wówczas muszą w nie jednym rodzicom pomagać, a tak o wiele praktyczniej przechodzą szkołę życia, niż gdyby były odosobnione, a nie mając zajęcia w domu szukały zabicia czasu w sportach i zabawach poza domem - w rozrywkach niepożytecznych, a nierzadko bardzo wątpliwej wartości.
Na starość nie potrzebują potem rodzice tak bardzo obawiać się samotności i opuszczenia z braku tych promieni słonecznych, którymi są dla nich dzieci i wnuki. Tak bowiem opiewa błogosławieństwo kościelne, zawarte we mszy św. za nowożeńców: "Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba niech będzie z wami, a on sam niech obdarzy was obiecanym błogosławieństwem, abyście oglądali dzieci waszych dzieci aż do trzeciego i czwartego pokolenia, a potem otrzymali żywot wieczny bez końca przez pomoc Pana naszego J. Chr., który z Ojcem i Duchem Św. żyje i króluje po wszystkie wieki wieków. Amen".