"Nie unikajcie jedno drugiego". (I, Kor. 7, 5).
Istota ugody małżeńskiej zawiera się w tym, że oblubieńcy udzielają sobie nawzajem prawa do obcowania małżeńskiego. Powiada św. Paweł: "Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona. Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby - wskutek niewstrzemięźliwości waszej - nie kusił was szatan. " (I. Kor. 7, 3-5).
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że w żaden sposób nie należy obcowania małżeńskiego uważać za coś niewłaściwego lub nieczystego. Jest ono bowiem spełnieniem woli Bożej, a życie według ustanowień Boskich jest dobre i zasługujące. Takie zapatrywanie potwierdza najwyraźniej papież Pius X, kiedy w dekretach o częstej Komunii św. z całą stanowczością potępia zdanie, jakoby ludzi żyjących w małżeństwie nie można było przypuszczać codziennie do Stołu Pańskiego. Wszak Kościół św. niemało małżonków zaliczył w poczet Świętych!
Z ustanowienia Bożego ma obcowanie małżeńskie nie sam tylko wzrost ludności na celu, lecz ma być wyrazem wzajemnej miłości i oddania. Dlatego jest zawsze dozwolone, a więc i wtedy, kiedy żona już się spodziewa dziecięcia, albo kiedy według praw natury już się go spodziewać nie może. Natomiast nie wolno pojmować "powinności" małżeńskiej w ten sposób, jakoby małżonkowie musieli koniecznie z praw swoich korzystać. Wolno im za obopólną zgodą wyrzec się ich na dłuższy lub krótszy przeciąg czasu, tak jednak, by przez to nie narażali się na niebezpieczeństwo niepowściągliwości. Myśli, wyobrażenia, pragnienia i rozmowy wzajemne, odnoszące się do tego, co w ich pożyciu jest godziwe - nie mogą być grzeszne. Wszak szóste przykazanie zabrania jedynie zaspakajania pożądliwości zmysłowej poza prawowitym stosunkiem małżeńskim, jako też wszelkiego świadomego i dobrowolnego upodobania w niedozwolonych uczuciach i przyjemnościach płciowych, oraz narażania się bez koniecznej potrzeby na bliską ku temu okazję. Dlatego małżonkom nie są wzbronione pieszczoty i inne objawy przywiązania poza stosunkiem małżeńskim, o ile tylko nie zachodzi świadoma obawa niepowściągliwości. Gdyby się coś robiło poza stosunkiem bez rozumnego powodu, a tylko z zmysłowości, byłoby to grzechem powszednim, chyba że zachodzi przy tym wielkie niebezpieczeństwo zupełnego zadowolenia. Co w czasie stosunku zachodzi z prawdziwej i uczciwej miłości, zarówno jak i to, co go poprzedza lub uzupełnia, to wszystko jest dozwolone i wolne od grzechu. Podobnie jak matka pieszcząca dziecko - mogą i małżonkowie trwać dłużej w uścisku miłosnym. Wolno im tedy w postępowaniu wzajemnym zażywać tej swobody i pieszczotliwości, która u nieżonatych nawet wobec samych siebie byłaby grzeszną. Zatem przy prawowitym stosunku małżeńskim nie może być grzechów przeciw czystości.1 Natomiast grzechem ciężkim byłoby u osób żonatych, względnie zamężnych, podobnie jak i u wolnych, gdyby ktoś sam dla siebie szukał zadowolenia zmysłowego, np. w podróży lub czasie choroby, myśląc przy tym o stosunku małżeńskim.
Prawu, które małżonkowie przy ślubie wzajemnie sobie przyznają, odpowiada powinność czynienia zadość życzeniu drugiego. Takie jest znaczenie wyrazu "powinność" małżeńska. Nieuzasadniona odmowa byłaby ciężkim przewinieniem. Zapewne wolno prosić, by to, które wyraża życzenie, od niego odstąpiło, i jeżeli się zgodzi nie masz żadnego uchybienia. Jeśli nie, - to należy życzenie spełnić. Jeśli jednak istnieje ważny powód, jak np. zbyt częste żądanie, stan nietrzeźwy, niebezpieczeństwo choroby zakaźnej ze strony chorego małżonka, poważniejsze niedomaganie fizyczne, bezpieczeństwo dziecięcia, wówczas żona ma prawo oprzeć się żądaniu męża, Gdyby dziecku groziło niebezpieczeństw, albo zdrowie jej na tym bardzo cierpiało, wtedy nie tylko ma prawo sprzeciwić się mężowi, ale i obowiązek. Grzeszyłaby, gdyby postąpiła inaczej. Czasem stosunek może być dla niej połączony z wielką przykrością. Według zdania znakomitego lekarza byłoby wówczas zwierzęcą dzikością ze strony męża dopominać się o swoje prawa.
Wspomnieliśmy już, że obcowanie winno być przede wszystkim wyrazem wzajemnej miłości, bo tylko wtedy odpowiada godności ludzkiej. Dlatego szczęście małżeńskie domaga się, by z delikatną czułością uwzględniać nie tylko życzenia drugiego, ale także jego chwilowe duchowe i fizyczne usposobienie. Pod tym względem mąż nie posiada żadnych przywilejów - tu nie może się powoływać na prawa "głowy". Św. Paweł mówi o "obopólnej zgodzie" - zatem wywymagana jest tutaj wzajemność. To też kochający mąż będzie się miarkował, gdy spostrzeże, że spełnienie jego życzenia będzie dla ukochanej przezeń istoty raczej powodem cierpienia, niż przyjemności. Natomiast kochająca żona chętnie zdobędzie się na tę ofiarę, by mimo lekkiego niedomagania lub innej przeszkody życzeniu męża dogodzić. Pilnie będzie się wystrzegać, by zachowaniem kapryśnym, cierpkim i chłodnym męża do siebie nie zrazić i uczuć jego dla siebie nie ostudzić. Owszem miłością uprzedzającą będzie się starała być dla niego tym, czym ją mieć pragnie, by go coraz więcej do siebie przywiązać. Ale też wówczas każde jej oddanie się będzie dla męża dowodem miłości, jaką ona ma dla niego, i wówczas on sam zrobi raczej dziesięć razy ofiarę ze swych praw, zanimby wymógł na niej jedną w imię posłuszeństwa, - bo pełna miłości ochrona jest cechą prawdziwego kochania.
Jakichś ogólnych prawideł, które by się zawsze i wszędzie dały zastosować, postawić tu nie można. Jeśli małżonków ożywia prawdziwa i szczera miłość, to ona w każdym wypadku najlepszą będzie kierowniczką. Nie należy jednak pominąć podwójnej przestrogi.
Jak w każdym używaniu, tak i tu o bo wiązuje małżonków umiarkowanie. Używanie tego, co dozwolone, bez żadnych granic jest zawsze nadużyciem. Wszak na to otrzymał człowiek rozum, by ten miarkował popędy ciała. "Grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować" (Rodz. 4, 7). Wszelki nadmiar szkodzi zdrowiu. Więc chociaż niema prawa, które by wprost jakieś ograniczenie nakazywało i określało, to istnieje przecież obowiązek moralny umiarkowania i ochrony. Wybitny profesor medycyny, Dr. Ribbing, z całą stanowczością zwraca się przeciwko takiemu zapatrywaniu, które widzi w małżeństwie "nieprzerwane pasmo płciowego używania", a liczni lekarze wskazują wyraźnie, jak korzystnym dla zdrowia małżonków jest czasowa powściągliwość. Wówczas może bowiem organizm wytwarzać innego rodzaju substancje, które przechodząc w krew, skutecznie oddziałują na podniesienie fizycznej i umysłowej świeżości. Nade wszystko zaś potęguje się siła woli, gdy człowiek nie każdej zachciance zmysłów folguje. Inaczej bowiem zbyt łatwo i prędko staje się niewolnikiem płciowego popędu. Wyczerpywanie zaś rozkoszy małżeńskich bez żadnej tamy - to ze względu na zdrowie rabunkowa gospodarka. Nadto trzeba dodać, że tylko ten co umiał odmówić sobie przyjemności dozwolonej, znajdzie siłę do powściągliwości, gdy mu ją różne okoliczności nałożą jako obowiązek.
Otóż przez trzy ostatnie miesiące, które poprzedzają rozwiązanie, jako też przez następne sześć tygodni należy się według zdania lekarzy żonie bezwarunkowy spokój; podobnie w dniach, w których odnawia się macierzyste łożysko kiełkującego życia. Gdy to życie widocznie już się zawiązało, musi mąż w postępowaniu swoim zachować jak najczulszą ostrożność, by przez jego namiętność związek ten nie został wyparty z właściwej mu kolebki. W szczególności odnosi się ta wskazówka do drugiego i trzeciego miesiąca. Druga przestroga zaleca małżonkom wstydliwość. Jak opowiada Pismo św., sprawili sobie pierwsi rodzice po swym upadku zasłony. Dla człowieka szlachetnego pożądliwość budząca się w nim bez a nawet wbrew . jego woli, owszem buntująca się przeciwko duchowi, jest czymś upokarzającym i bardzo przykrym. Dlatego stara się ją okiełznać, by się nie wzmogła i zawładnęła nim; nie panią winna być, lecz tylko usłużną niewolnicą, pomocną w okazaniu szlachetnej miłości w małżeństwie. To tylko jest dobre i szlachetne, co tą miłością jest ożywione. Lecz kiedy panują ślepe popędy i ich uczucia są miarodajne - wówczas nietrudno o dotkliwe naruszenie wstydliwości. Można ciężko zawinić przeciwko miłości, gdy się bliźniego przyprawia o wielką szkodę nie mając żadnego słusznego powodu do usprawiedliwienia swego postępowania. A tego właśnie grzechu dopuszczałby się mąż, któryby np. swymi wymaganiami i postępkami w brutalny sposób deptał delikatne uczucia żony, ranił boleśnie jej czułe sumienie i wtrącał przez to w otchłań niepokoju i przygnębienia. Brak wyrazów na dostateczne napiętnowanie takiego małżonka. Niejedna kobieta nie zaznała odtąd chwili szczęścia, odkąd spostrzegła, do jakiego rozpustnika los ją przykuł. Milczała, nie dała znać po sobie, co ją boli - ale straszny zawód doznany w chwili, w której jak jej się zdawało, znalazła swoje szczęście, zmroził w niej, jak szron w noc majową, raz na zawsze wiosenny czar młodocianej miłości.
Ugoda małżeńska, to nie przepustka, uprawniająca do wszelkiej rozwiązłości i bezwstydu! Małżeństwo dostarcza wprawdzie ciału dozwolonego zaspokojenia jego pragnień, żąda jednak równocześnie opanowania i poskromienia popędów przez ducha, aby wszystko odbywało się w sposób odpowiadający godności ludzkiej. Św. Paweł żąda ofiarnej miłości ze strony męża tak, by w swoich wymaganiach nie przebrał miary. Jeśli tedy niewiasta nie chce narazić się na niebezpieczeństwo wyzbycia się swej czci, stając się niewolnicą chuci swego męża, musi pamiętać o swej godności i jej bronić. Już jako narzeczona winna stanowczo sprzeciwiać się wszelkiemu grzesznemu natręctwu narzeczonego, a także w stanie małżeńskim z miłością, ale stanowczo uchyli się od wszystkiego, co niewłaściwe, i całym swoim zachowaniem obudzi w mężu cześć i szacunek dla godności niewieściej.
Dotąd widzieliśmy, co jest dozwolone, a co grzechem. Jak po wszystkie czasy, tak i dziś znajdują się małżonkowie dążący do chrześcijańskiej doskonałości. Starają się nie-tylko unikać wszystkiego, co grzeszne, ale szukają sposobu, jakby się Bogu przypodobać. Z miłości ku Niemu i dla cnoty wyrzekają się dobrowolnie rozkoszy, których wolno im zażywać bez obawy grzechu.
Prawda, że godność rodzicielska jest niezmiernie wielka. Droga do niej wiedzie jednak owym szlakiem przyziemnym, na którym potrzeby niższej natury znajdują zaspokojenie. Prawda, że w tym wszystkim duch nie powinien wodzy z rąk wypuszczać; wzajemny szacunek i czysta miłość winny wszystko uszlachetniać i przeistaczać. Mimo to wszystko nie da się zaprzeczyć, że owe rozkosze, jakkolwiek uduchowione nie są jednak czysto duchowe. Zawsze przy nich dusza popada w pewną zależność od pragnień cielesnych, które usiłują ściągnąć ją z wysokości, pobudzają do przekroczenia miary, dążą do przewagi nad duchem. Chętnie chciałyby duszę sprowadzić do rzędu sługi, mającej tylko obowiązek starać się o wygody ciała. Dlatego powiada św. Paweł: "Żyjący w małżeństwie cierpieć będą udręki w ciele" (Kor. 7, 28).
Im szlachetniejsza dusza, tym dotkliwiej odczuwa swoje przykucie do ciała, wspólnego nam ze zwierzętami, a każde ustępstwo, które na jego rzecz czynić musi, przypomina jej ową upokarzającą zawisłość. Stąd rodzi się pragnienie wyzwolenia się wedle możności z pod jarzma cielesnego przez dobrowolne odmawianie ciału i tego, co godziwe, a zezwalanie tylko na to, czego wymagają względy wyższe. Zdarzyć się tedy może, że oboje małżonków ożywia to samo szlachetne pragnienie coraz lepszego podobania się Bogu i dlatego postanawiają za obopólną zgodą wyrzec się całkowicie albo częściowo godziwych rozkoszy małżeńskich. Wiemy np., że nasz książę Bolesław Wstydliwy z małżonką swoją św. Kingą za wzniosłym przykładem św. Józefa i Najśw. Panny żyli ze sobą w dziewiczej powściągliwości jak brat i siostra. - Inni obcują ze sobą tyle, by przyczynić się do życia dzieci. Skoro tylko żona poczuje się w stanie odmiennym, wstrzymują się zupełnie od pożycia małżeńskiego. Ich usposobienie podobne jest do tego, jakiem odznaczali się Tobiasz i Sara, którzy na zawsze będą wzorem uczciwych małżonków. Tobiasz tak się modlił: "Ty wiesz, Panie, że nie dla pożądliwości cielesnej biorę siostrę [według sposobu wyrażania się Pisma św. krewną, kuzynkę] moją za żonę, ale jedynie z pragnienia potomków, od których niechaj cześć będzie imieniu Twemu po wszystkie wieki" (Tob. 8, 9). A Sara mogła odezwać się do Pana: "Ty wiesz, żem nigdy męża nie pożądała, ale zachowałam duszę moją czystą od wszelakiej pożądliwości. Przystałam jednak, aby poślubić męża w bojaźni przed Tobą, a nie dla rozkoszy własnej" (Tob. 3, 16. 18).
Taka powściągliwość nie jest przykazaniem, ale wzniosłą cnotą. Wolno ją uprawiać tylko za obopólną zgodą. Gdyby jedna strona na to nie przystała, druga musiałaby stosować się do jej życzeń odnośnie do obcowania małżeńskiego, chyba żeby inne ważne powody usprawiedliwiały odmowę.
Jeżeli jednak małżonkowie obustronnie na tak wzniosłą powściągliwość się decydują, jeżeli ją może za przykładem Tobiasza i Sary także w pierwszych dniach po ślubie zachowują, wówczas urzeczywistniają ideał chrześcijańskiego małżeństwa. Ponieważ tak szlachetny nastrój ducha jedynie tylko w głębokiej religijności ma swoje źródło, dlatego też tylko religia i jej skarby, łaska zaczerpnięta w sakramencie małżeństwa, a nade wszystko w częstym przyjmowaniu Komunii św., daje siłę do jego utrzymania i zachowania przez całe życie.
Właśnie w czasach dzisiejszych, w których tyle straszliwej zgnilizny moralnej, byliby małżonkowie z tak Szczytnem pojmowaniem swojego stanu kwasem zbawiennym ku odrodzeniu katolickiego społeczeństwa. Cnota ich sprowadzałaby na nich samych i ich potomstwo najobfitsze błogosławieństwo!
W krótkości tylko przypomina się obowiązek matki, by wedle możności sama karmiła swe dziecię. Według stanowczych oświadczeń lekarskich nie da się naturalny pokarm niczym w zupełności zastąpić, zwłaszcza w pierwszych 14 dniach. W tym czasie byłoby zaniedbanie tego obowiązku grzechem, gdyby nie zachodziła oczywista niemożliwość. Ale i w późniejszych tygodniach i miesiącach - według zdania lekarzy, większość matek jest do tego zdolna - jest naturalne karmienie prawdziwym błogosławieństwem dla dziecka i dla matki.