Krzyż, który był poprzednio znamieniem największej hańby, stał się odtąd znamieniem chwały i zwycięstwa. Jaśniał odtąd na koronie Konstantyna i zdobił w Rzymie Kapitolium, wyniosły zamek, główną dotychczasową siedzibę pogaństwa, głosząc całemu światu tryumf ukrzyżowanego Boga-człowieka. Konstantyn pozwolił wyznawać swobodnie chrześcijańską religię, budował wspaniałe kościoły, odznaczał kapłanów i biskupów, szczególnie zaś papieży, i okazywał im wielkie uszanowanie. Tysiące pogan garnęły się do przyjęcia Boskiej nauki, tak iż bożyszcza stały opuszczone w pogańskich świątyniach. W krótkim czasie odniosła religia chrześcijańska zupełne zwycięstwo nad pogaństwem w państwie rzymskim i stała się panującą.
Innego rodzaju zwycięstwa miał teraz odnosić kościół; zwycięstwa nad wewnętrznymi nieprzyjaciółmi czyli błędnowiercami. Wprawdzie pojawiały się przedtem kacerskie (błędne) nauki i rozdwojenia, lecz wkrótce niknęły. Teraz zaś dopuścił Bóg, że niektórzy błędnowiercy pozyskali chytrością i podstępem wielu zwolenników i utworzyli własne, szeroko rozgałęzione gminy czyli sekty, które zazwyczaj od nich brały nazwę, jak: Arianie, Nestorianie, Eutychianie, Pelagianie i inni. Udawało im się często pozyskać książąt i. cesarzy, a ponieważ umieli wyzyskiwać ich pomoc, uciskali i prześladowali chrześcijan prawowiernych w sposób okrutny. Otóż jak niegdyś Apostołowie zgromadzili się, aby za natchnieniem Ducha św. pod przewodnictwem św. Piotra rozstrzygnąć powstałe spory, tak samo czynili teraz ich następcy, biskupi katolickiego kościoła. Zgromadzali się pod przewodnictwem papieża albo jego posłów, naradzali się nad błędną nauką i potępiali ją, to jest: ogłaszali, że jest fałszywą i niedozwoloną. Takie zgromadzenie nazywa się soborem powszechnym. Uchwały takich soborów, powzięte z przyzwoleniem papieża w rzeczach wiary i obyczajów, są nieomylne, ponieważ są wyrokami kościoła, którym rządzi niewidzialnie Duch św., strzegąc go od wszelkiego błędu. Szczególnie sławny jest sobór w Nicei, odbyty w r. 325. Pomiędzy zgromadzonymi wówczas biskupami w liczbie 318, znajdowało się wielu mężów świętych, którzy poniósłszy dla Chrystusa męki w czasach prześladowania, stracili ręce lub oczy. Jednogłośnie obłożyli oni klątwą czyli wykluczyli z kościoła przewrotnego Ariusza, który uporczywie utrzymywał, że Chrystus nie jest Bogiem, równym Bogu Ojcu. Sekta Arianów była wówczas potężną; lecz gdy ją kościół napiętnował tym wyrokiem uroczystym, zaczęła zwolna upadać. Tego samego losu doznały wszystkie następne kacerstwa. A kościół katolicki wychodził zawsze zwycięsko aż po dziś dzień, ze wszystkich walk, choćby najcięższych.
W tym okresie wsławił Bóg także kościół swój przez wielu świętych i uczonych mężów, którzy z chwałą bronili prawdziwej nauki. Nazywają się oni nauczycielami i ojcami kościoła. Takimi byli: św. Atanazy, patriarcha Aleksandryjski (+ 373), który za wiarę prawdziwą ponosił długie i ciężkie prześladowania od Arianów; św. Bazyli Wielki, biskup Cezarejski (+ 379); św. Grzegorz z Nazjanzu (+ 389) i św. Jan Chryzostom t.j. Złotousty (+ 407), obydwaj patriarchowie Konstantynopolitańscy; śś. Cyryle, jeden biskup Jerozolimski (+ 386), drugi patriarcha Alesandryjski (+ 444); św. Ambroży, biskup Mediolański (+ 397); św. Hieronim, wsławiony tłumaczeniem Pisma św. na język łaciński (+ 420); św. Augustyn, biskup z Hippony w Afryce, jeden z największych nauczycieli kościoła (+ 430); św. papieże: Leon Wielki (+ 461) i Grzegorz Wielki (+ 640).
Podczas gdy święci ojcowie kościoła odznaczali się szczególnie jako obrońcy wiary, jaśnieli znowu pustelnicy i mnisi jako wzory surowej pokuty. Byli to pobożni chrześcijanie, którzy usunęli się od zwodniczych przyjemności świata, aby modlitwą i wyrzeczeniem siebie samych przygotować się w pustyni na śmierć szczęśliwą. Jaskinia w skale lub chatka z gałęzi była ich mieszkaniem, ziemia goła lub liśćmi potrzęsiona ich łożem, korzonki i zioła służyły im za pożywienie, a woda za napój. Wyrzekali się wszystkich wygód, aby umrzeć zupełnie dla świata a poświęcić się jedynie Bogu. Z życia pustelniczego powstało potem życie zakonne, oparte na trzech radach ewangelicznych, do spełnienia których obowiązują się zakonnicy ślubem; patriarcha zakonów na zachodzie był wielki cudotwórca, św. Benedykt z Nursji. Nowe niebezpieczeństwo przyniosła kościołowi wędrówka narodów w V. i VI. wieku, gdy chciwe zdobyczy pogańskie ludy, opuściwszy dotychczasowe swoje siedziby, licznymi hordami zalewały chrześcijańskie kraje, pustosząc wszystko ogniem i mieczem. Najstraszliwiej grasowali Hunowie pod wodzem Attyli, który sam się nazywał "biczem bożym". Miasta i całe ludy ginęły pod ich ciosami. Państwo rzymskie, przeszło tysiącletnie, niegdyś tak potężne, runęło pod najazdem barbarzyńców. Nieopisana nędza zapanowała w całej Europie, dopóki Bóg nie poskromił hord dzikich, przez ten sam kościół, któremu one groziły zniszczeniem. Kapłani wysłani przez papieży nieśli im radosną wieść zbawienia. Z krzyżem i Ewangielią w ręku głosili im mężnie naukę Zbawiciela wśród wielkich niebezpieczeństw, pokładając nadzieję w Bogu. Wówczas zostały nawrócone Niemcy i wyprowadzone z dzikości. Święty Seweryn nauczał w Austrii, św. Kolumban i Gallus nad jeziorem Bodeńskim w Szwajcarii, Kilian i Wilibald we Frankonii, Rupert i Korbinian w Bawarii i sąsiednich krajach, św. Ludger w Monasterze, św. Ansgary w okolicach północnych. Przed innymi jednak jaśniał niezmordowany w pracach apostolskich święty Bonifacy, zwany dlatego "Apostołem Niemiec". Dla wysokich zasług mianowany przez papieża arcybiskupem Mogunckim, umarł śmiercią męczeńską, głosząc u Fryzów Ewangelię (+ 755).
Apostołami Słowian byli śś. Cyryl i Metody. Polacy przyjęli wiarę świętą w roku 966, gdy król polski Mieczysław I. zaślubiając Dąbrówkę, chrześcijańską księżniczkę czeską, dał się ochrzcić i przykładem swoim pociągnął lud cały. Zaś do utwierdzenia Polski we wierze, przyczynił się szczególnie św. Wojciech, który w roku 997 poniósł śmierć męczeńską od pogańskich Prusów.
Skoro ustalili się tacy wysłannicy wiary w tym lub owym kraju, zakładali klasztory. Te rzucały znowu dalej nasiona chrześcijaństwa, zakładając szkoły, w których kształciła się młodzież na kapłanów i zaprowadzając wszędzie łagodniejsze obyczaje, oraz zamiłowanie do spokojnego zatrudnienia. Tak nauczyły się na pół dzikie ludy Europy rolnictwa, rodzinnego pożycia, rzemiosł i sztuk. Pracowite ręce zakonników zamieniły pustynie w urodzajne pola, a ponure lasy w miłe siedziby. W ten sposób stawali się zakonnicy największymi dobroczyńcami ludzkości. Dlatego też Karol W. cesarz, który troszczył się o rozszerzenie i dobro kościoła chrześcijańskiego, założył więcej niż 24 klasztorów, uposażył też rozmaite biskupstwa hojnie w dobra i posiadłości. Za jego przykładem poszedł król węgierski św. Szczepan, któremu Węgrzy zawdzięczają swoje nawrócenie. Podczas gdy chrześcijaństwo szerzyło się na zachodzie, przynosząc wszędzie błogie skutki, powstały na wschodzie zamieszki zgubą grożące. Cesarze greccy w Konstantynopolu, zamiast poddać się kościołowi w pokorze, chcieli raczej nim rządzić, jak własnym państwem, i narzucali mu przemocą własne mniemania jako prawdy wiary. Lud był lekkomyślny i chwiejny, duchowieństwo często niepomne swych obowiązków; pycha i niezgoda zdziałały resztę i sprowadziła nieszczęsne rozdwojenie (schizmę), które większą część chrześcijan obrządku wschodniego, oderwało od papieża, tej widomej głowy kościoła. Nie odwlekał też Bóg zasłużonej kary. Jak niegdyś Izraelitów, tak chłostał teraz wyrodnych chrześcijan. Już na początku VII. stulecia zjawił się był w Arabii oszust, Mahomet imieniem, który mienił się być posłem Boga i ułożył nową religię ze zwyczajów pogańskich, żydowskich i chrześcijańskich. Na czele zbójeckiej hordy rozbijał najpierw karawany, wnet zdobywał miasta i kraje, i mieczem zmusił mieszkańców do przyjęcia swojej nauki. Jego następcy podbijali dalej siłą oręża kraj po kraju w Azji i Afryce, szerząc naukę swego fałszywego proroka, a z nią dzikość, występki i niewolę. Wprawdzie nie wypleniono chrześcijaństwa w owych krajach do szczętu, ale wskutek odłączenia od prawdziwego kościoła, popadło ono w stan odrętwienia i poniżenia, w którym do dziś dnia pozostaje.
Mahometanie zdobyli wnet ziemię świętą. Łupiestwa i okrucieństwa, których się dopuszczali względem chrześcijan, pielgrzymujących z zachodu, spowodowały z końcem XI. stulecia tak zwane wojny krzyżowe. Piotr z Amiens, pobożny pielgrzym, powróciwszy z ziemi świętej, opowiadał papieżowi Urbanowi II o zniewagach, wyrządzanych przez niewiernych miejscom świętym, na których Zbawiciel żył i cierpiał, i o nieznośnym ucisku tamecznych chrześcijan. Papież powziął wielkoduszny zamiar, aby położyć kres zuchwałości Mahometan, nienasyconych tyloma zdobyczami. Powołał chrześcijańskich książąt i rycerzy do Klermontu, zawezwał ich do wojennej wyprawy przeciw niewiernym, i taki wzniecił zapał, że wszyscy zawołali: "Bóg tak chce! Bóg tak chce!" Ten okrzyk obiegł cały zachód, i wnet stanęło w gotowości groźne wojsko. Z radosną odwagą wyruszyło wojsko krzyżowców do Palestyny. Po niezmiernych trudach i krwawych bojach, zdobyto wreszcie Jerozolimę, gdzie szlachetnego Godfreda z Bouillon, księcia Lotaryngii, wybrano królem (1099 r.). Wzbraniał się jednak pobożny książę przyjąć i nosić koronę złotą na tym miejscu, gdzie jego Pan i Zbawiciel nosił koronę cierniową, i nie zwał się inaczej, tylko księciem.
Nowe królestwo istniało zaledwie sto lat. Zdrada ze strony Greków, brak karności i jedności ze strony krzyżowców sprawiły, że pomimo kilkakrotnych wypraw z zachodu, nie mogło się oprzeć przemocy Turków. Wzmagali się oni i szerzyli coraz dalej, aż nareszcie w XV. stuleciu zdobyli Konstantynopol, stołeczne miasto państwa greckiego, na którym ciężyły liczne i wielkie winy. Zapał i bohaterstwo kawalerów maltańskich i innych chrześcijańskich zakonów rycerskich, które powstały w czasie wojen krzyżowych, oraz oczywista pomoc Najśw. Matki Bożej, uratowała chrześcijańską Europę, mianowicie Niemcy, od zalewu islamu i jarzma tureckiego, do czego pomógł walnie nasz król Jan III. Sobieski przez odsiecz wiedeńską w r. 1683.
Przez wojny krzyżowe, obudził się cały zachód do nowego życia duchowego. W czasie wędrówki ludów znalazły nauki schronienie w klasztorach; przez wyprawy krzyżowe podniósł się poziom wykształcenia i zapał do zdobycia wiedzy. Powstały głośne na świat cały szkoły i uniwersytety, gdzie mężowie zdumiewającej uczoności, jak św. Anzelm (+ 1109), Albert wielki, św. Tomasz z Akwinu (+ 1247) i inni wykładali różne nauki. Wszelako większą jeszcze chwałę przyniósł owym czasom blask cnót chrześcijańskich, niezachwiana wiara, dziecięca prostota, żarliwa miłość Boga i bliźniego. Ze zdumieniem czci pełnym spoglądamy dzisiaj na te stare, olbrzymie świątynie, które budowali wówczas nasi przodkowie; z rozrzewnieniem podziwiamy w obrazach, którymi zdobili miejsca Bogu poświęcone, wyraz pobożności, tchnący dziecięcą szczerością. Tylko religia, którą serca ich były przejęte, mogła wydać coś tak wielkiego i uroczego. Nadto wylała ona najobfitsze błogosławieństwo na społeczeństwo przez śś. zakonodawców Romualda, Brunona, Norberta, Bernarda, (+ 1153), Dominika (+ 1221), Franciszka z Asyżu, zwanego Serafickim (+ 1226), i przez wielu innych mężów bożych. Mnogie klasztory, przez nich pozakładane, wydawały nie tylko licznych i wielkich Świętych, oraz uczonych książąt kościoła, lecz wzniecały także wśród ludności wszelkiego stanu bogobojny zapał, łagodziły różnice stanowe i majątkowe, zapobiegały nędzy, pielęgnowały chorych, wykupywały więźniów i niewolników. Na wszystkie strony ziemi rozsyłały posłów wiary, a pobożną modlitwą sprowadzały łaskę niebios na kraje i ludy.
Lecz obok posiewu dobrego, rozpleniał się także chwast na roli bożej. Bywały zgubne wojny i zatargi, wielkie zbrodnie, gwałty i zgorszenia. Gdy w XI-tym stuleciu Henryk IV. cesarz, niepomny swych obowiązków chrześcijańskich, w zaślepieniu rozdawał najniegodniejszym według swego kaprysu biskupstwa i opactwa, albo je nawet sprzedawał, a papież wystąpił odważnie przeciw tak zgubnemu nadużyciu, wszczął się długi spór, zwany sporem o inwestyturę, w którym kościół dopiero po ciężkich przeciwnościach odniósł zwycięstwo. Potem powstali błędnowiercy i podniecali rokosz najpierw przeciwko zwierzchności duchownej, a później i świeckiej. We Francji czynili to Albigensowie, a w górnych Włoszech Waldensowie, w Anglii Wiklefici, w Czechach zaś Husyci. Na jakiś czas odzyskał kościół znowu spokój, a mężowie potężni słowem i darem czynienia cudów, jak św. Wincenty Ferreriusz (+ 1419), św. Jan z Kapistranu (+ 1456) obchodzili kraje, nawołując książąt i lud do pokuty.
Ale iskra tlała pod popiołem; już był obudzony duch buntu, kościołowi nieprzyjazny i nowości chciwy, a żywiły go i podżegały rozmaite kościołowi katolickiemu i jego świętej nauce przeciwne okoliczności. Do nich trzeba policzyć w pierwszym rzędzie, posunięte prawie do śmieszności zamiłowanie nie tylko dzieł starożytnych greckich i rzymskich czyli klasycznych, ale także bajek mitologicznych, imion, zwyczajów pogańskich, i pochodzące stąd zobojętnienie dla wiary Chrystusowej, którą ten tak zwany humanizm na równi stawiał z mitologią, a w końcu zepsucie obyczajów, idące w ślad za pogańskimi wyobrażeniami. Niedoszłe do skutku w poprzednich czasach usunięcie niektórych nadużyć, wyzyskiwano na niekorzyść kościoła, bo nieprzyjaciele kościoła przypisywali te nadużycia złej woli jego zwierzchników, podając ich przez to w pogardę i nienawiść. Wreszcie niezadowolenie ze stosunków społecznych, wywołane butą możnych a uciskiem niższych, skierowano także przeciw kościołowi, a chcąc zagrabić jego dobra i zarazem usprawiedliwić tę grabież, spotwarzono jego naukę, życie i urządzenia.
Do gwałtownego wybuchu wrzących namiętności mogła posłużyć pierwsza lepsza sposobność.
Taka sposobność znalazła się w Niemczech na początku XVI. stulecia. Odtąd szerzyło się nieszczęsne złe, jak zaraźliwa choroba: odstępstwo całych narodów od katolickiego kościoła, krwawe wojny, rokosze, zepsucie obyczajów, zniszczenie najwspanialszych dzieł pobożnych przodków, nieopisana nędza doczesna, dla wielu zgubna wieczna; oto skutki tak zwanej reformacji w XVI. stuleciu.